Pedro Tiba. Ten gość potrafi grać w piłkę. Może brzmi to banalnie, ale takie zdanie chyba najlepiej go określa. Mamy wrażenie, że długo był w Ekstraklasie nieco niedoceniany. Argumenty były przeróżne – że nie ma liczb, że marnuje sytuacje, że za dużo strzela z dystansu. Dopiero w minionym sezonie więcej osób zaczęło dostrzegać, że choć ma swoje ograniczenia, to dla Lecha tak kompetentny i kreatywny pomocnik to skarb, którego zazdrościć może mu cała liga. I coś nam się wydaje, że to właśnie Tiba jest kluczowym elementem w planie wyeliminowania Hammarby i poczynienia kolejnego kroku w stronę fazy grupowej Ligi Europy.
Lepszy nie będzie, ale gorszy też nie
Przed sezonem Lech przedłużył z nim kontrakt do 2022 roku z opcją przedłużenia na jeszcze kolejny rok. I już wtedy pisaliśmy, że to świetna decyzja, choć przecież Portugalczyk ma 32 lata i lepszy nie będzie. Tylko, że właśnie – z nim jest tak, że metryka nie odgrywa w jego boiskowej charakterystyce żadnej większej roli. Nie bazuje ani na szybkości, ani na dynamice, ani na sile, ani na fizyczności. To mózg operacji. Rzadko traci piłkę, potrafi wyjść balansem ciała spod pressingu, rozgląda się, przed przyjęciem już wie, co zrobić z futbolówką, a to w tej topornej lidze jest ewenement, otwiera grę ruchem, pokazuje się do zagrania, właściwie cały czas tworząc przewagi.
Weźmy taki miniony sezon, po którym zresztą wybraliśmy go na najlepszego środkowego pomocnika ligi. Według Ekstrastats wykreował kolegom trzynaście okazji bramkowych, dokładając do tego dwa gole, siedem asyst i jedno kluczowe podanie. Pierwsza statystka imponująca, biorąc dodatkowo pod uwagę, że tylko czterech innych ligowców wykazało się większym koleżeństwem i wypracowało więcej klarownych sytuacji kolegom, zaś druga, trzecia i czwarta rubryka niezłe, ale nierzucające na kolana, choć tylko pod warunkiem, że ktoś nigdy nie oglądał meczu Lecha Poznań.
Reżyser kina akcji
Tiba jest reżyserem. Rozrzuca grę z prawa na lewo, z lewa na prawo, uruchomia skrzydła, uruchamia napastnika, odciąża wszystkich wokół z rozgrywania. Właściwie to już wiosną minionego sezonu wszedł na topowy poziom. Wystarczy spojrzeć na noty, które mu wystawialiśmy. Tylko raz, po 21. kolejce, zszedł poniżej noty wyjściowej, a aż dwanaście razy wchodził powyżej umownej piątki.
Co więcej, nowy sezon zaczął wyśmienicie. Inauguracja ligi z Zagłębiem Lubin? Udział przy bramce Ishaka, ciasteczko do Kamińskiego, którego przed strzelaniem gola powstrzymał ofiarnie Balić. Nota? 6. Kopanina z Valmierą w europejskich pucharach? Przytomna asysta w swoim stylu do Ishaka. Remis z Wisłą Płock? Świetny występ, asysta, szukający cały czas połączenia z Ishakiem, sam też miałby gola, gdyby nie rewelacyjna interwencja Kamińskiego. Nota? 7. Super mecz ze Śląskiem Wrocław? Przyjęcie piłki, która trafiła pod nogi Ishaka, strzelającego swoją pierwszą bramkę i obsłużenie go mięciutkim dośrodkowaniem przy drugiej bramce. Nota? 7.
Jedno słowo – klasa.
I okej, nie jest to najlepszy pomocnik świata. Ma swoje deficyty w defensywie, a czynnego udziału w niej wymaga od niego Dariusz Żuraw, który od dłuższego czasu nie deleguje na boisko żadnego typowego rozbijaki, który zwolniłby Tibę z konieczności wspomagania tyłów. Ze Śląskiem zaliczył też dużo, jak na siebie, strat, bo aż siedem, najwięcej w poznańskim zespole, co też jest do niego niepodobne, a jednak czasami mu się zdarza. Tak czy inaczej, Tiba bez dwóch zdań jest liderem Lecha, a to wiąże się z dużą odpowiedzialnością.
Sedno sprawy
Jaki jest największy problem polskich drużyn w europejskich pucharach? Brak jakiegokolwiek sensowniejszego pomysłu na przeprowadzanie ofensywy niż dośrodkowania, stałe fragmenty gry i szarpane kontry, które okej, sprawdzały się w przeszłości, kiedy polskie zespoły grały ze znacznie mocniejszymi rywalami, ale okazywały się też mieczem obusiecznym, kiedy trzeba było grać atakiem pozycyjnym ze słabszymi lub równymi sobie przeciwnikami i wtedy kończyło się kompromitującym eurowpierdolem. A Tiba, reżyser gry Lecha, daję nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Że Lech nawiąże do ofensywnego stylu z najlepszych ligowych meczów.
Valmiera nie była żadnym testem. Łotysze poddali mecz już w szatni. Przestraszeni, wycofani, bojaźliwi, zamykający się we własnym polu karnym. Lech spokojnie ich wyczekał, rozpykał 3:0 i poszedł dalej. Prawdziwym wyzwanie zaczyna się dopiero od teraz – od meczu z Hammarby. Rywal podobnej klasy do wicemistrza Polski, więc tak, chcielibyśmy zobaczyć Lecha, który potrafi swojego rywala zdominować kulturą gry, pograć piłką w środku pola, porozrzucać z jednej na drugą flankę, napędzić skrzydła, przeprowadzić parę ciekawszych akcji kombinacyjnych. W lidze to wychodzi, niech zacznie wychodzić w pucharach.
I tutaj bardzo duża rola Pedro Tiby. Nie jest nowy, zna ten zespół, zna jego możliwości, nadał mu już swój sznyt, więc nie ma dla niego lepszego momentu niż europejskie puchary, żeby pokazać, iż wykracza swoim poziomem piłkarskim znacznie poza Ekstraklasę. Co więcej, ma z kim grać. Z Dani Ramirezem rozumie się znacznie lepiej niż wcześniej rozumiał się Darko Jevticiem. I to od samego początku, a grają razem dopiero pół roku. Choć z drugiej strony, to nic dziwnego. Ramirez to trochę inny typ dziesiątki niż Jevtić i przy tym lepiej pasujący właśnie do Tiby. Obaj kreatywni, obaj myślący na boisku w śródziemnomorskim stylu, robiący przewagę nie swoim wybieganiem, a umiejętnością kopania piłki – cholerny atut w polskiej lidze.
Po trzech ligowych meczach:
Tiba – trzy asysty, średnia not: 6,67
Ramirez – gol, kluczowe podanie, średnia not: 5,33
A pamiętajmy, że Lech dwa mecz zremisował i jeden przegrał. Znamienne.
Na kunszcie Tiby korzysta też młodzież. Korzystał Gumny, korzystał Jóźwiak, dalej korzystają Kamiński, Marchwiński, Puchacz, Skóraś, Moder. Żaden z nich nie jest w ciemię bity, każdy z nich umie pograć, więc z rozciągających podań Portugalczyka korzystali chętnie i często. Podobnie, jak wcześniej Gytkjaer, a teraz Ishak.
Właściwie to współpraca Tiby z 27-letnim Szwedem nie mogła rozpocząć się lepiej. Panowie wyglądają, jakby mieli GPS na wyszukiwanie się na boisku. A konkretnie – jakby Tiba miał GPS na wyszukiwanie a Ishaka, a Ishak był świecącym się punktem, cały czas dostępnym dla Tiby. Rozegrali raptem zaledwie trzy wspólne mecze ligowe i jeden pucharowy, i w każdym z nich zdążyli coś razem wykreować, stworzyć, zbroić. Swój swojego zawsze pozna.
Potencjał Lecha do zagrania fajnego futbolu Hammarby nie ogranicza się więc tylko do osoby Tiby, choć na pewno on jest w tym elemencie kluczowy, bo przy nim wszyscy wokół stają się lepsi i efektywniejsi. Naprawdę chcielibyśmy zobaczyć dzisiaj polskiego reprezentanta w europejskich pucharach, który na wygraną z bardzo przyzwoitym rywalem zapracuje umiejętnościami i przewagą talentu. Jest na to szansa. Panie Tiba, proszę wziąć kierownicę w swoje ręce i prowadzić. Dla chcącego nic trudnego.
Fot. Newspix