Sobota asystuje, Celeban strzela, a na boisku jeszcze wślizgi sadzi Pawelec. Kibice Śląska już dwukrotnie w tym sezonie za sprawą bramek prawego obrońcy mogli przeżywać deja vu z sezonu mistrzowskiego. Wspomnienia odżywały, ale ciężko stwierdzić, co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się mniej prawdopodobne – powrót Soboty do Śląska, czy to, że Celeban zacznie być brany pod uwagę przy ustalaniu składu.
W pewnym momencie bliżej gry byli:
- klubowa sprzątaczka,
- księgowa,
- szef Ultras Silesia,
- Jarosław Szandrocho.
Sytuacja Celebana była problematyczna, bo podpisał umowę ze Śląskiem jeszcze w – nazwijmy to – starych czasach, gdy Wrocław był dla piłkarza wygodnym miejscem, w którym może dobrze zarobić, a niekoniecznie się narobić. Potwierdziły to zresztą wycieki zarobków poszczególnych piłkarzy, którzy – uwaga, eufemizm – nie zbliżyli się w Śląsku do renomy Janusza Sybisa. Adam Matysek ściągał do klubu ligowy dżemik będący na fali opadającej, płacił za to słono, a więc i Celeban dogadał się tak, by nie być na tym stratny. Układ był taki – po rozegraniu określonej liczby minut, jego umowa miała przedłużyć się automatycznie na bardzo pokaźnych warunkach. Gdy stery klubu objął Piotr Waśniewski, obrał sobie za cel renegocjowanie kontraktu Celebana.
Ale nie tylko jego, bo w klubowym gabinecie gościło też kilku innych piłkarzy. Śląsk oferował Celebanowi dłuższą umowę (a więc niejako zabezpieczenie przyszłości), ale na skromniejszych warunkach, którym miejski klub byłby w stanie sprostać. Celeban godzić się nie chciał – jego prawo. Śląsk przestał więc na Celebana stawiać – także jego prawo.
Wyszło tak, że obrońca pojawił się w zeszłym sezonie na boisku siedem razy. Gdy kontuzji doznał Wojciech Golla, Śląsk od razu ściągnął zastępstwo w postaci Tamasa, a przecież w normalnych warunkach postawiłby na Celebana. Wiosną doszło do przełamania – piłkarz porozumiał się z klubem parafując nową, kompromisową umowę. Wtedy jednak hierarchia w drużynie była już ustalona, obrona wyglądała solidnie, trzeba było na swoją szansę czekać.
Przyszła od początku tego sezonu. Celeban wygląda dobrze, więc nie wydaje się, by był to jednorazowy wyskok. Zwłaszcza, że obrońca może się podobać nie tylko z tyłu, ale – jak ma w swoim zwyczaju – także w ofensywie. Bramka strzelona Lechowi była 36 golem w jego karierze. Przeskoczył tym samym w klasyfikacji strzelców wszech czasów Kazimierza Węgrzyna, a więc żaden obrońca nie ma na tę chwilę w Ekstraklasie więcej bramek.
Aż z ciekawości sprawdziliśmy, jakich piłkarzy ofensywnych przebił Celeban:
- Wojciech Grzyb (304 mecze w lidze)
- Sławomir Peszko (268 meczów w lidze)
- Łukasz Garguła (234 mecze w lidze)
- Piotr Grzelczak (221 meczów w lidze)
- Maciej Makuszewski (214 meczów w lidze)
- Vahan Geworgian (235 meczów w lidze)
- Marcin Budziński (214 meczów w lidze)
- Mateusz Możdżeń (262 mecze w lidze)
- Aleksander Kwiek (270 meczów w lidze)
- Wojciech Łobodziński (217 meczów w lidze)
- Bartosz Ława (219 meczów w lidze)
- Kamil Kosowski (209 meczów w lidze)
- Rafał Murawski (340 meczów w lidze)
Imponujący wynik. Mówimy przecież o uznanych ligowcach przez lata, ze sporym bagażem meczów, grających zazwyczaj na pozycjach ofensywnych, na których o wiele łatwiej o trafienia. Kilku z nich nawet odgrywało swoją rolę w reprezentacji.
Celeban na swój wynik potrzebował 347 meczów. Byłby on jeszcze bardziej okazały, gdyby nie dwa sezony spędzone w rumuńskim Vaslui, w którym swoją drogą „Celik” też imponował skutecznością. Ba! To właśnie w Vaslui wykręcił najlepszy sezon w karierze pod względem strzelonych goli.
Wyglądało to tak:
- 12/13 – 7 bramek
- 13/14 – 4 bramki
Powtarzalność zdecydowanie zachowana. I kto wie, czy wynik z Rumunii nie zostanie przebity. Śląsk wygląda świetnie, Celeban po ostatnim sezonie jest głodny gry, no i zaczął z grubej rury. Serdecznie gratulujemy wyniku. I przypominamy, że w kolejce do przegonienia czekają Maciej Gajos (248 meczów, 37 goli), Kamil Wilczek (147 meczów, 38 goli), Tomasz Dawidowski (190 meczów, 38 goli), Patryk Małecki (274 mecze, 38 goli) i sam Grzegorz Bonin (278 meczów, 38 goli).
Fot. FotoPyK