Raków Częstochowa jako pierwszy w tym sezonie zabrał punkty Zagłębiu Lubin i to od razu cały komplet. Podopieczni Marka Papszuna przez większość meczu sprawiali zdecydowanie lepsze wrażenie niż rywale, ale w sporej mierze na własne życzenie zafundowali kibicom emocje do samego końca. Nie raz, nie dwa i nie trzy potrafili w takich okolicznościach tracić zwycięstwa, tym razem jednak nie wyłożyli się na ostatniej prostej.
Zagłębie chyba trochę przekombinowało. Martin Sevela wyjściowo chciał się ustawić pod przeciwnika i też zamierzał zagrać trójką stoperów plus wahadłowi. Oznaczało to, że na ławkę rezerwowych powędrował Filip Starzyński, który mimo dwóch zwycięstw, na starcie rozgrywek nie prezentował się najlepiej. Okazało się jednak, że bez niego wszystko w ofensywie lubinian kulało. Dość powiedzieć, że goście przez ponad pół godziny nie oddali żadnego strzału na bramkę Jakuba Szumskiego. Żadnego. Sevela szybko się wycofał z tych założeń.
Raków gole strzelał na początku obydwu połów, gdy miał najwięcej sił. Jeżeli zespół Papszuna zachowuje intensywność gry, jest w stanie pokonać każdego w Ekstraklasie. Wtedy wysoko zakładany pressing daje mnóstwo odbiorów, zmusza rywali do nerwowości i błędów. Tak właśnie działo się z Zagłębiem. Minęło pół minuty, a już Hładun wyciągał piłkę z siatki. Rozegranie Tjanicia, wrzutka Tudora i świetny strzał głową Gutkovskisa. Wszystko idealnie. Jończy dostał lekcję, jak klasowy napastnik ucieka spod krycia. Obrońca Zagłębia zupełnie nie kontrolował ustawienia Łotysza, który w decydującej fazie był zupełnie niepilnowany.
Później najbardziej widocznym zawodnikiem Rakowa stał się… Kamil Piątkowski. Do przerwy Hładuna zaskoczyć próbował już wyłącznie on. Trzy podejścia, wszystkie nieudane. Bomba z narożnika pola karnego to wykazanie się bramkarza “Miedziowych”, nie można niczego zarzucić strzelcowi. Piątkowski powinien natomiast znacznie lepiej korzystać z dograń Petraska i Gutkovskisa, tu już brakowało precyzji.
Można go pochwalić za aktywność w ofensywie, natomiast w defensywie stanowił najsłabszy punkt, był zapalnikiem.
-
po jego stracie na rzecz Mraza Zagłębie wreszcie cokolwiek stworzyło, wolej Bohara okazał się jednak bardzo niecelny
-
błąd techniczny Piątkowskiego po zagraniu Żivca i lekkie nieporozumienie z Wiluszem skończyło się groźnym uderzeniem wbiegającego Baszkirowa, Szumski należycie wykonał robotę
-
to Piątkowski był przy Sirku strzelającym gola kontaktowego
Tak, dobrze przeczytaliście. Rok Sirk zdobył bramkę i to we właściwą stronę. Napastnik, którego publicznie z klubu wyrzucał prezes Artur Jankowski, dostał kolejną szansę od Seveli i tym razem ją wykorzystał. Spożytkował podanie Żivca, kilka razy dobrze rozegrał, sporo powalczył. Dał znacznie więcej niż ponownie rozczarowujący Mraz. Za wcześnie, żeby byłego króla strzelców słowackiej ekstraklasy skazywać na niepowodzenie, ale nie ma co ukrywać: początek na polskiej ziemi ma bardzo rozczarowujący.
Dzięki trafieniu Sirka mieliśmy emocje do samego końca. A wydawało się, że ich nie będzie. Raków zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy podwyższył prowadzenie. Guldan źle rozegrał od bramki, dośrodkowanie Cebuli i piękne wykończenie Tijanicia – 2:0.
Tenże Tijanić powinien zamknąć mecz. Po kolejnej stracie Zagłębia Cebula wystawił mu – zdawało się – na strzał do pustej bramki, tyle że piłka w ostatnim momencie nienaturalnie się odbiła, nie zrobiła kozła i przeszła Słoweńcowi pod stopą. Mimo że jego pudło z pozoru wygląda spektakularnie, widzimy tu okoliczności łagodzące. Pamiętacie może, jak kiedyś piłka na kępce trawy podbiła się Markowi Zieńczukowi, gdy właśnie zamierzał dać Ruchowi Chorzów remis na Wiśle Kraków? No to tutaj złośliwość losu była niewiele mniejsza. Choć pewnie i tak powinien sobie z tym poradzić.
W efekcie Zagłębie złapało lekki wiatr w żagle. Gol Sirka, minimalnie niecelna główka Balicia, potem jeszcze próba Czarnogórca zza pola karnego. Trochę się pod bramką Rakowa działo, ale ostatecznie futbol okazał się sprawiedliwy. Wygrała po prostu drużyna lepsza. Obie ekipy mają po sześć punktów i znajdują się w czołówce tabeli. Prognozując krótkoterminowo, więcej pozytywów na następne tygodnie widzimy w grze piłkarzy Papszuna.
Fot. Newspix