Nie będziemy kłamać, troszkę się obawialiśmy tych polskich transferów w ostatnich tygodniach. Jednak czasy są dość szalone, przygotowania mocno poszatkowane, proces aklimatyzacyjny trudniejszy. Ale po sobotnich meczach jesteśmy odrobinę spokojniejsi. Dzisiaj w lidze hiszpańskiej zadebiutował Damian Kądzior, w niemieckim pucharze Robert Gumny oraz Bartosz Białek, a w Championship Przemysław Płacheta. Ponadto z Eredivisie golem przywitał się Paweł Bochniewicz. No i asystę zaliczył Jakub Piotrowski.
Było trochę obaw, zwłaszcza o Damiana Kądziora, który wskoczył na najwyższego byka w wieku, który już rzadko pozwala na spełnianie największych marzeń. Ale akurat ten skrzydłowy już wielokrotnie udowadniał, że nie ma dla niego takiego sufitu, którego nie mógłby przebić swoją ciężką pracą. Jego droga do Ekstraklasy, potem do reprezentacji Polski, po pierwszy większy transfer nie była łatwa, ale Kądzior maszerował wytrwale, aż dobił do obecnego miejsca. A jest to miejsce na murawie jednej z dwóch najlepszych lig świata, w barwach Eibar.
Zastanawialiśmy się: czy zadebiutuje już dzisiaj? Czy od pierwszej minuty? Czy nie będzie tak, jak z paroma innymi Polakami na hiszpańskiej ziemi, którzy mieli pewne problemy z adaptacją do dość unikalnego stylu gry na Półwyspie Iberyjskim?
JEST POLE DO POPRAWY
Dobra informacja jest taka, że Damian Kądzior wszedł na 30 minut, co stanowi naprawdę fajny wynik jak na czas i okoliczności transferu. Co więcej – od razu był ochoczo wykorzystywany przez kolegów, z miejsca zaliczył dwie przyzwoite centry po obu stronach boiska. Gdy jeszcze zabrał się do wykonywania stałych fragmentów, pomyśleliśmy sobie, że gość musiał w Eibar zrobić kolosalne wrażenie.
Niestety, później było już nieco słabiej. Przede wszystkim – Kądzior w fatalny sposób stracił piłkę na własnej połowie, wikłając się w totalnie niepotrzebny drybling. Uratował go Dmitrović świetną interwencją, ale co się wszyscy najedliśmy strachu, to nasze. Z minusów w jego grze trzeba też wymienić brak dokładności, zwłaszcza w ostatnich minutach, oraz nieudany drybling w narożniku boiska, gdy wydawało się, że mógł odgrywać piłkę nieco wcześniej. Aha, doszło jeszcze trochę kuriozalne zderzenie z własnym kolegą z obrony, ale to akurat kwestia wyjątkowej waleczności, z jaką grał dziś Kądzior.
Bo to akurat wysuwało się na pierwszy plan – facet cały czas leciał na pełnej prędkości, w jednej akcji wykonał dwa wślizgi, starał się być dosłownie wszędzie, na obu flankach, w defensywie, w środku pola. Najładniej wyszło mu odegranie piętką do boku, duży spokój, poprawna technika. Potencjał jest, ale jest też spore pole do poprawy.
Samo Eibar nieco rozczarowało, w końcówce zresztą grało w dziesiątkę. Ale jak Kądzior się rozkręci, to jeńców nie będą brać!
W NIEMCZECH LUZIK
Na niemieckiej ziemi trochę jak w Polsce, zanim ruszają ligi – na rozgrzewkę idą przedwstępne rundy pucharowe. Nie łudzimy się – to zdecydowanie ułatwiło Polakom robotę, bo żaden z trenerów nie napinał się na wystawienie jak najsilniejszej jedenastki. Dzięki temu dzisiaj:
- Bartosz Białek pojawił się na boisku w 74. minucie meczu Wolfsburga z Unionem Furstenwalde, jego klub wygrał 4:1
- Rafał Gikiewicz zagrał pełne 90 minut w barwach Augsburga w meczu z Eintrachtem Celle, zero z tyłu
- W tym samym Augsburgu zagrał też Robert Gumny, wszedł w 72. minucie, mecz zakończył się wynikiem 7:0
- debiut w barwach Fortuny Dusseldorf zaliczył też Jakub Piotrowski, jego zespół wygrał 1:0, a Piotrowski zaliczył asystę po wejściu z ławki
Na razie jednak nie ma sensu prowadzenie poważniejszych analiz, rywalami Polaków były zespoły o kilka klas gorsze, to właściwie “przedskoczkowie”. Ale mimo wszystko – fajnie, że nie było tygodni wybierania numerów, docierania się w szatni, sprawdzania drogi na stadion. O nie, jesteście, to grajcie, tyle.
PŁACHETA I BOCHNIEWICZ TEŻ Z DEBIUTEM
Kolejna fajna informacja to szybciuteńki debiut naszych zawodników w Championship oraz Eredivisie.
Do tej pierwszej ligi wytransferowaliśmy (my, tymi rękoma!) Przemysława Płachetę i nie będziemy oszukiwać – trochę się obawialiśmy. Chociaż Jarosław Kołakowski przekonywał nas, że to bardzo przemyślany wybór, dobierający Płachecie miejsce skrojone pod jego zestaw zalet, to jednak Championship jest trudną, wymagającą ligą. Dodając do tego, że Norwich to spadkowicz i jeden z faworytów do wygrania całej ligi – zdawało się, że Polak będzie musiał mozolnie pracować na każdą rozegraną minutę. I być może tak zresztą jest – w każdym razie, ta mozolna praca bardzo szybko zaczęła się spłacać.
Dziś Płacheta dostał kwadrans grania, wszedł razem z Idahem na 15 minut przed końcem, gdy trener wymienił obu podstawowych skrzydłowych. To było zresztą bardzo dobre zagranie z jego strony – Idah strzelił cztery minuty później jedynego gola w meczu. Istnieje szansa, że Płacheta będzie się przebijać nieco szybciej niż nawet Kamil Grosicki w WBA z ubiegłego sezonu – i tego mu oczywiście życzymy w kolejnych meczach.
Gol Bochniewicza
Paweł Bochniewicz z kolei od razu wskoczył do pierwszego składu Heerenven. Żadnej gadki o aklimatyzacji, żadnego poznawania zapachu nowej szatni. Wchodzi, gra od pierwszej minuty i… strzela. Na 2:0 z Willem II.
***
Dzień debiutów? Mimo pewnych niedociągnięć, dość udany. Patrząc na gola Bochniewicza i asystę Piotrowskiego – nawet bardzo udany. Przede wszystkim nikogo nie zrzucono do ogrywania się w drużynie U-23 czy chodzenia w dniu meczu na zajęcia językowe. Nasi z miejsca złapali grunt pod nogami i… oby go nie stracili. A wręcz przeciwnie – na tym kawałku do grania, coraz solidniej rozpychali się łokciami.
Fot.FotoPyK