Świat włoskiego futbolu jest… specyficzny. Jeśli mielibyśmy wyliczyć wszystkie osobliwości w calcio, pewnie musielibyśmy napisać na ten temat książkę. Ale jest jeden pomysł Włochów, który szczególnie przykuwa uwagę. To tzw. kreatywna księgowość, która szczególnie objawia się w okresie transferowym. Kluby robią między sobą kapitalne interesy, wyświadczając sobie wzajemnie przysługę. I wygląda na to, że takiego interesu dokonano właśnie przy transferze Mariusza Stępińskiego.
Na początek krótkie wyjaśnienie – o co w tym w ogóle chodzi? Ano chodzi o to, że w księgach klubów wszystko musi się zgadzać, a wiadomo, że czasami droga do zgodności jest daleka. Kiedy więc dany klub potrzebuje pieniędzy, próbuje się dogadać z ligowym rywalem. Cel jest prosty: trzeba dokonać transferu, który zagwarantuje przychód, który można wpisać do książki i mieć czyste papcie. Często funkcjonuje to tak, że kluby idą na swoiste wymiany, tak jak ma to być ze Stępińskim. Według Gianluki di Marzio Polak wkrótce trafi z Hellasu Werona do Genoi, z kolei w przeciwnym kierunku podąży Andrea Favilli. Sportowo? Na jedno wychodzi. Finansowo? A, to inna sprawa.
Jak Włosi kombinują w papierach?
System jest prosty. Dzięki transferowi można zaksięgować przychód na dany sezon, więc księgowi są zadowoleni. Zwłaszcza że wydatek zapisywany jest już jako coś rozłożonego na kilka lat w przód. Pięć lat kontraktu? To pięć lat płacenia, zamiast wpisywania wszystkiego w bieżące koszta. Ciężko się więc dziwić, że kluby są zadowolone – prosta metoda, my wam kogoś, wy nam kogoś i nagle się okazuje, że potencjalna wymiana 1:1, na której ani jedni, ani drudzy nie zarobili, bo mowa o takiej samej kwocie transferu, ustawia obie strony. I jest – znana i lubiana we Włoszech – plus valanza.
Oczywiście taki proceder jest praktykowany od lat i nie jest to żaden wyjątek. W każdym okienku Włosi dokonują podobnych deali. Tyczy się to zarówno maluczkich, którzy nie operują milionami, jak i tych większych, z pokaźniejszym skarbcem. Idealny przykład? Simone Muratore. Nie kojarzycie? Nic dziwnego. Gość grał w rezerwach Juventusu i nagle wypatrzyła go Atalanta Bergamo, która wyłożyła za niego 7 milionów euro (!). Bianconeri uwiarygodnili temat dając chłopakowi cztery mecze w Serie A i epizod w Lidze Mistrzów. No, jak nic – obiecujący junior! Tyle że ten obiecujący 22-latek po transferze do La Dei błyskawicznie wylądował na wypożyczeniu w grającej w Serie B Reggianie. Jaką korzyść miała z tego Atalanta, spytacie? Taką, że Juventus jej się odwdzięczy. O ile ten deal sam w sobie nie był odwdzięczeniem się za jakieś wcześniejsze historie transferowe.
Wymiana włosko-francuska
Ale lato 2020 przyniosło jeszcze bardziej kuriozalną historię „przysług” między klubami. I to nawet wykraczającą poza granice Włoch. Napoli wykupiło z Lille Victora Osimhena za 70 milionów euro. Sporo kasy, gruby deal. Tyle że niewiele osób zauważyło, że w cieniu tego transferu Lille i jego rezerwy, dokonały kilku absurdalnych ruchów. Do Francji trafili:
- 35-letni rezerwowy bramkarz Orestis Karnezis – 5 mln euro
- 20-letni stoper juniorów Claudio Manzi – 5 mln euro
- 20-letni napastnik juniorów Ciro Palmieri – 5 mln euro
- 22-letni skrzydłowy Luigi Liguori – 5 mln euro
Łącznie 20 baniek dla Partenopei za czterech totalnie anonimowych piłkarzy. Tak, z pewnością skauting Lille wypatrzył w nich kandydatów na potencjalne gwiazdy. Zresztą o tym, jak funkcjonują takie transfery, jeden Polak już się przekonał. Rok temu Genoa zapłaciła Chievo Werona 4 miliony euro za Pawła Jaroszyńskiego i… błyskawicznie oddała go do Serie B. Sam zainteresowany mówił nam wtedy, że był mocno zaskoczony. – Wiązałem duże nadzieje z transferem do FC Genoa, zapłacili za mnie cztery miliony i nie ukrywam, że już naprawdę poważnie myślałem o swojej przyszłości w tym klubie.
Stępiński musi się odbudować po Hellasie
No dobrze, ale raczej nie spodziewamy się, żeby Mariusz Stępiński zaraz trafił na wypożyczenie do jakiegoś Pordenone. W przypadku napastnika Hellasu do całej historii dokładamy jeszcze dwie sprawy.
- Trenerem Genoi został Rolando Maran, który go lubi i ceni
- Stępiński w przeciwieństwie do Muratore czy szajki z Napoli w Serie A się pokazał, więc może przez następne parę lat wozić się na nazwisku
Bo nie tylko w Polsce poważny wpis w CV dodaje +50% do możliwości kolejnych transferów. Stępiński ma za sobą bardzo słaby sezon, to fakt. Pomijając już fakt zaledwie trzech bramek, często był po prostu rezerwowym. Nie, żeby wcześniej Polak był wielkim goleadorem, ale jednak zerkamy na bardziej szczegółowe statystyki i widać spadek formy.
17/18 | 18/19 | 19/20 | |
Minuty | 690 | 2475 | 672 |
Gole + asysty | 5+1 | 6+2 | 3+1 |
Strzały na 90 minut | 2.35 | 2.22 | 2.28 |
xG | 2.10 | 7.84 | 3.20 |
Kluczowe podania na 90 minut | 0.78 | 1.09 | 0.40 |
Stępiński ma jednak dobrą prasę. Trochę dzięki temu, że jest uniwersalny: strzela gole głową, lewą i prawą nogą. Ale głównie dzięki temu, że na liście jego „ofiar” zwykle znajdowały się kluby zdecydowanie lepsze niż jego zespół. Na 14 goli byłego piłkarza Widzewa Łódź w Serie A składają się bramki z Juventusem, Milanem, Interem, Romą, Napoli czy Fiorentiną. Nic dziwnego, że swego czasu mówiono o nim per „pogromca gigantów”. To wystarczająco, żeby łapać się do kolejnych drużyn z tego samego pułapu, właśnie takich, jak Genoa.
Jak będzie w Genoi?
A co właściwie zyskuje Polak dzięki temu, że pierwszy raz od kiedy jest w Italii, opuszcza Weronę? Na pewno trafi do bardziej polskiej szatni, bo przecież dla Grifone grają także Filip Jagiełło i wspomniany już Jaroszyński, którego zapewne znów czeka wypożyczenie. Jeśli chodzi o to, czy zyska na tym sportowo to… ciężko powiedzieć. Genoa to z pewnością ekipa słabsza od Hellasu, zresztą nie bez powodu do ostatnich tygodni drżała o ligowy byt. Po drugie nie jest powiedziane, że nawet mając „swojego” trenera na ławce, Stępiński będzie mógł liczyć na więcej szans. Klub z Genui w letnim okienku ściągnął mu dwóch konkurentów.
- Andrea Pinamonti, 21-latek z Interu, za którego zapłacono blisko 20 mln euro, a który rok temu był podstawowym piłkarzem Genoi na wypożyczeniu z Mediolanu
- Mattia Destro, w sumie podobny ligowy dżemik co Stępiński, tyle że starszy i z nieco większym nazwiskiem; również był ostatnio wypożyczony przez Genoę
Z drugiej strony ubytki też są spore, bo skoro odchodzi Favilli, a wcześniej Gianluca Lapadula postawił na Benevento, to oprócz wspomnianego duetu rywalem Stępińskiego będzie tylko Goran Pandev. Macedończyk nosił się z zamiarem zakończenia kariery, ale chyba się na to nie zanosi, skoro ostatnio zdołał nawet zaliczyć asystę w barwach swojej reprezentacji. Genoa ma grać dwójką z przodu, jednak sytuacja Polaka może się jeszcze skomplikować, bo według „Gazzetty” Rossoblu celują w transfer Patricka Cutrone z Fiorentiny.
Cóż, Stępińskiemu pozostaje więc trzymać kciuki, żeby Viola zdecydowała się zatrzymać Cutrone lub żeby Genoa ściągnęła kogoś słabszego. Wtedy całkiem prawdopodobne będzie, że nie tylko księgowi obydwu zespołów okażą się wygranymi tej wymiany.
Fot. Newspix