Dwa mecze, zero strzelonych goli i jeden punkt. GKS Tychy niezbyt dobrze zaczął sezon, jak na zespół, który przed rokiem miał najlepszą ofensywę na zapleczu Ekstraklasy. Dziś przez długi czas zapowiadało się na to, że mimo niemrawych ruchów z przodu tyszanom uda się wywieźć z Sosnowca chociaż punkt. Tyle że w końcówce te nadzieje się rozmyły. Zagłębie wyczekało rywala jak wytrawny bokser, a zwycięstwo zapewnili mu rezerwowi.
Nie będziemy was kitować. Przez większą część tego spotkania nie bawiliśmy się zbyt dobrze. W zasadzie to nie bawiliśmy się wcale, bo ciężko było mówić o rozrywce, gdy obydwa zespoły grały tak, jakby zapatrzyły się na reprezentację Jerzego Brzęczka nie do końca wiedziały, po co wyszły na boisko. Ani nie można było mówić o przytłaczającej ofensywie, ani o pechu którejś ze stron. Pierwszą połowę streścimy w dwóch punktach.
- Celny, ale prosty strzał Oskara Paprzyckiego
- Dobre wejście Olafa Nowaka w pole karne i równie “groźny” strzał piłkarza Zagłębia
Co poza tym? Z jednej strony walczył i szarpał Damian Nowak. Z drugiej walczył i szarpał Olaf Nowak. Tyle że to nie zapasy, więc za rzuty i wypchnięcia punktów nie ma.
Nedić wyręczył Zagłebie
Druga połowa? W zasadzie niezmienny obraz. Owszem, możemy już mówić o przewadze – to Zagłębie Sosnowiec dominowało na boisku. Tyle że wynikały z tego najwyżej rzuty wolne, bo GKS stawiał na rozwiązania siłowe. Pół godziny tego spektaklu sprawiło, że straciliśmy już wiarę. I wtedy pierwsza liga znów nas zaskoczyła.
Goncalo w polu karnym, próbuje się obrócić. Nemanja Nedić dopada do niego i – w swoim stylu, albo też w stylu GKS-u w dzisiejszym meczu – próbuje zatrzymać akcję siłą. Najwidoczniej nikt mu nie wspomniał, że to rozwiązanie mogło się sprawdzić, gdy z boku pola karnego trzeba było powalić Patryka Małeckiego, ale niekoniecznie przyda się, gdy rywal jest już w “szesnastce”. Efekt był spodziewany – rzut karny, gol, 1:0.
Tyski zespół nie wydawał się przesadnie podrażniony takim obrotem spraw, więc Zagłębie postanowiło pójść za ciosem. Kwadrans później Filip Karbowy odpalił dwie kolejne bomby.
- Najpierw płaskim strzałem po ziemi z dalszej odległości pokonał Konrada Jałochę
- Potem zaskoczył go po rzucie wolnym, choć tu znów główną rolę odegrał Nedić
A dlaczego czepiamy się defensora z Czarnogóry? Bo jego próba zatrzymania głową strzału Karbowego skończyła się tak, że piłka wpadła do bramki obok zaskoczonego Jałochy.
Falstart GKS-u Tychy
Naprawdę chcielibyśmy powiedzieć wam coś więcej o tak zwanym hicie pierwszej ligi, ale naprawdę nie mamy co. Lepiej zastanowić się nad tym, co się stało z GKS-em Tychy. Mówimy tu o prawdziwym paradoksie. Ani się tyscy zbytnio nie osłabili, ani też nie przeszli rewolucji kadrowej. W zasadzie cykl gry GKS-u w ostatnim czasie to jedna wielka zagadka.
- GKS pod wodzą doświadczonego trenera Tarasiewicza? Słabe wyniki wiosną, dziurawe tyły
- Tychy przejmuje dyrektor sportowy Komornicki. Mówi, że nie chce być trenerem, a jego piłkarze – sądząc po wynikach – chyba mu wierzą
- GKS przejmuje duet zastępczy i możemy mówić, że de facto gra bez trenera. Efekt? Włączenie się do walki o baraże
- Na Śląsk przyjeżdża Artur Derbin, który uznanie zdobył w Bełchatowie. Wszystko zapowiada się świetnie, a po dwóch meczach tyscy nie mają nawet jednego gola na koncie
Absurd goni absurd. Logiki w tym niewiele. Ale też nie wyciągamy zbyt pochopnych wniosków, bo za nami dopiero dwie ligowe kolejki. Niemniej w Tychach przydałby się jakiś wstrząs, bo dziś na dobrą sprawę nie możemy powiedzieć, że GKS na taką porażkę nie zasłużył.
Zagłębie Sosnowiec – GKS Tychy 3:0
Goncalo 75′, Karbowy 88′, 90+5′
Fot. Newspix