Zamieszanie trwało przez dobrych kilkanaście dni, ale wygląda na to, że z dużej chmury spadł mały deszcz. Leo Messi nie poszedł na wymianę prawniczych ciosów ze swoim klubem. To już właściwie pewne – Argentyńczyk nie ukrywa rozgoryczenia, ale rozegra w FC Barcelonie sezon 2020/21.
Messi przemówił
Swoją decyzję Messi przedstawił w wywiadzie udzielonym portalowi goal.com. Zacytujemy kilka smakowitych fragmentów, ponieważ – co tu kryć – trochę się Argentyńczykowi ulało. Z całą pewnością rozmowa ta została dokładnie przeanalizowana przez jego specjalistów od wizerunku, ale i tak przebija się z wypowiedzi Leo niesamowita frustracja i rozgoryczenie tym, jak potoczyły się sprawy.
– Kiedy oznajmiłem rodzinie, że chcę odejść z Barcelony, rozpoczął się dramat – opowiadał Messi. – Dzieci nie chciały opuszczać tego miejsca, zmieniać szkoły. Ale ja patrzyłem perspektywicznie. Chcę rywalizować na najwyższym poziomie. Zdobywać trofea, walczyć o triumf w Lidze Mistrzów. Czasem się wygra, czasem przegra, to trudne rozgrywki, ale chcę mieć szansę na zwycięstwo. Walczyć, a nie ponosić klęski jak w Rzymie, Liverpoolu i Lizbonie. To wszystko skłoniło mnie do podjęcia decyzji, że chcę odejść. Byłem przekonany, że mam taką możliwość i wszystko zależy tylko ode mnie. Prezydent zawsze mi to powtarzał – po sezonie mogę zdecydować, czy chcę zostać. Teraz jednak wszyscy wskazują na fakt, że nie podjąłem decyzji przed upływem 10 czerwca, chociaż wtedy walczyliśmy o mistrzostwo Hiszpanii, bo sezon przesunął się z powodu tej okrutnej pandemii. Dlatego zostaję w Barcelonie. Prezydent powiedział mi, że mogę odejść tylko w przypadku, gdy ktoś zapłaci za mnie 700 milionów euro, co jest nierealne.
Leo Messi
Cóż – brutalna szczerość. Messi nie zostaje w Barcelonie dlatego, że przekonały go do tego jakiekolwiek sportowe argumenty. Że dał się namówić na jeszcze jeden sezon, by wspomóc klub w przebudowie. Zostaje, bo jego odejście za darmo było niemożliwe z przyczyn proceduralnych. Tyle. Zero sentymentów. No, niemalże zero.
– Był inny sposób. Mógłbym pójść do sądu. Ale nigdy tego nie zrobię przeciwko Barcelonie. To klub, który kocham i który zapewnił mi wszystko, odkąd do niego trafiłem. To klub mojego życia. Kocham Barcelonę i nigdy nie znajdę lepszego miejsca do życia, ale mam prawo do podjęcia decyzji. Chciałem szukać nowych wyzwań. (…) Przez cały rok powtarzałem prezydentowi i działaczom, że chcę odejść. Nie chodzi tylko o wynik meczu z Bayernem. Rozważałem odejście od dawna. Prezydent obiecywał mi, że będę miał taką możliwość. Nie dotrzymał danego mi słowa – dodał Argentyńczyk.
Niesmak pozostanie
Niełatwo sobie wyobrazić, jak teraz będzie wyglądać relacja na linii drużyna – trener – Messi. Kontrakt Argentyńczyka wygasa wraz z końcem kolejnych rozgrywek. Czy to oznacza, że w nadchodzącym sezonie obejrzymy Messiego w wersji zniechęconej, nadąsanej? Grającego na pół gwizdka? Naprawdę nie chce się w to wierzyć. Jak sam Argentyńczyk podkreśla – on po prostu za dużo Barcelonie zawdzięcza, żeby potraktować swoje obowiązki oraz nadzieje kibiców w lekceważący sposób. Niemniej – jeżeli przed Ronaldem Koemanem postawiono zadanie przebudowania klubu, no to ciężko będzie w długofalowych planach uwzględniać Messiego. Nawet biorąc pod uwagę, że ewidentnie przez niego znienawidzony prezydent Josep Maria Bartomeu z pewnością nie pozostanie u steru Barcy na kolejną kadencję.
Nie chcemy wróżyć z fusów. Na pewno Argentyńczyk ma pełne prawo, by czuć się przez klub oszukany. A teraz jeszcze przez rok musi barwy tego klubu reprezentować i uczestniczyć w projekcie sportowym, w który absolutnie nie wierzy. Być może to oznacza, że rewolucja kadrowa w Barcelonie zostanie odłożona na później. Skoro zostaje Messi, to może i Suareza nikt z klubu wypychać nie będzie?
„Barcelona oszukała Messiego” – mówił Krzysztof Stanowski w swoim dzisiejszym „Stanowisku”
Czy jest możliwe, że drużyna pod wodzą Koemana odpali, Messi odzyska radość z gry, a następca Bartomeu przedstawi Argentyńczykowi pomysł na klub, który go nieoczekiwanie usatysfakcjonuje? Jest. Ale to jednak mało prawdopodobne, przynajmniej w tej chwili. Znacznie bardziej możliwy jest inny scenariusz. Messi z nosem zwieszonym na kwintę dogra ostatni sezon dla Barcy, a potem odejdzie. Oczywiście z głośnymi fanfarami, a nie w atmosferze sporu wokół klauzuli zapisanych w kontrakcie, co też ma znaczenie. Ale odejdzie za darmo. O rok starszy. Prawdopodobnie po kolejnej porażce w Champions League, być może znów bardzo dotkliwej. Nikt na tym niczego nie zyska.
Barca nie zarobi, Messi straci czas. Na to się zanosi. Ale doświadczenia ostatnich tygodni uczą, że w tej sprawie czeka nas pewnie jeszcze co najmniej kilka dramatycznych zwrotów akcji. Na razie całej awanturze towarzyszy wyłącznie dojmujące poczucie niesmaku i nie wydaje się, by akurat to miało się zmienić w ciągu najbliższego roku.
fot. NewsPix.pl