– Jeździłem z towarem praktycznie po ¼ Polski i trudno było to wszystko pogodzić. Praca, treningi, urodził mi się syn. W pewnym momencie zrobiło się niebezpiecznie za tym kółkiem, bo nieraz zarywało się nocki, brakowało godzin w dobie i podjęliśmy decyzję z żoną, że trzeba wykorzystać pierwszą-lepszą okazję i podjąć decyzję. Byłem na testach w Zawiszy Bydgoszcz, tam się nie udało – niby nie ze względów sportowych – ale trafiłem do Warty. Mogłem zrezygnować z pracy i zająć się piłką. Wiedziałem, że jeśli nie zrobimy awansu w pół roku do drugiej ligi, to będę szukał czegoś innego – mówił Bartosz Kieliba w Weszłopolskich. Zapraszamy na zapis rozmowy.
Mówiliśmy sobie, po którym zawodniku Warty spodziewamy się najwięcej. Twoje nazwisko nie padło – bo zabrakło czasu! – ale chcemy spytać, jakie jest twoje zdanie?
Dużą rolę odgrywa Mateusz Kupczak. Mam nadzieję, że teraz jego przygoda z Ekstraklasą będzie lepsza i to on będzie naszym motorem napędowym. No i Łukasz Trałka – jego doświadczenie musi być pomocne, dużo będzie od niego zależało. Ten środek pola, który tak nam ułatwiał grę w pierwszej lidze, powinien dobrze funkcjonować poziom wyżej.
Kupczak ewoluował w Warcie? Bo w Ekstraklasie to był typowy piłkarz, który zagrywa do najbliższego.
Jeśli ewoluował, to nie w Warcie. Gdy przyszedł do nas, to od razu starał się grać do przodu. Sam byłem zdziwiony, bo kiedy grałem przeciwko niemu, był środkowym obrońcą i zaskakiwało mnie, że ma naturalny ciąg na bramkę. Mam nadzieję, że udowodni to też innym, którzy w to nie wierzyli.
Jesteście mocno wkurzeni po meczu z Lechią?
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. Jesteśmy poddenerwowani. Mogliśmy bardzo dobrze wejść w ten sezon. Wszyscy spisali nas na straty i mówili, że Lechia gładko nas ogra. Pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę i taka Lechia miała bardzo ciężko. Patrząc z perspektywy – zabrakło nam wyrachowania i dojrzałości, czyli tego, czym charakteryzowała się Lechia. Oby w kolejnych spotkaniach to przyszło.
To musicie szybko nadrabiać, ponieważ beniaminkowie często płacą frycowe i też przez to spadają.
Dokładnie. Bardzo liczyliśmy na punkty już w pierwszym meczu. Było to widać na boisku, gdyż mecz w naszym wykonaniu był dobry. Pokazaliśmy charakter, to, że nawet grając w dziesięciu, chcemy co najmniej zremisować. Wiemy, że trzeba punktować od początku – im dalej w las, tym może być gorzej. Komfort psychiczny związany z nabiciem paru punktów na starcie, może być nieoceniony.
Liczymy na szczerą odpowiedź: spodziewałeś się, że kiedykolwiek zagrasz w Ekstraklasie?
Będąc młodym chłopakiem, bardzo w to wierzyłem. Ale po drodze zwątpiłem. Byłem dwa razy blisko rezygnacji z grania w piłkę, więc muszę odpowiedzieć, że nie wierzyłem. Jak widać niesłusznie, skoro jestem po pierwszym meczu.
Damian Smyk podpowiada mi, że miałeś obawy, czy nawet pierwsza liga nie będzie dla ciebie za trudna.
Gdzieś to czytałem i nie do końca pamiętam tę moją wypowiedź…
Cały Smyk!
Jeśli w rozmowie ze mną, to być może popłynąłem, albo Damian to inaczej ubrał w słowa! Jeśli chodzi o pierwszą ligę, to byłem momentami blisko niej, ale widocznie sam musiałem awansować, żeby się tam dostać. Szczęście, że potem jeszcze zrobiliśmy jeszcze jeden awans, choć nikt na to nie stawiał.
Miałeś plan B, co jeśli nie piłka?
Był moment, kiedy godziłem pracę z piłką, gdy grałem w Jarocinie. Rozwoziłem towar.
Czyli byłeś dealerem.
Nieoficjalnie! Nie no, jeździłem praktycznie po ¼ Polski i trudno było to wszystko pogodzić. Praca, treningi, urodził mi się syn. W pewnym momencie zrobiło się niebezpiecznie za tym kółkiem, bo nieraz zarywało się nocki, brakowało godzin w dobie i podjęliśmy decyzję z żoną, że trzeba wykorzystać pierwszą-lepszą okazję i podjąć decyzję. Byłem na testach w Zawiszy Bydgoszcz, tam się nie udało – niby nie ze względów sportowych – ale trafiłem do Warty. Mogłem zrezygnować z pracy i zająć się piłką. Wiedziałem, że jeśli nie zrobimy awansu w pół roku do drugiej ligi, to będę szukał czegoś innego.
Powiedz, co autor miał na myśli. Chodzi oczywiście o Michała Jakóbowskiego.
Nieraz już nas nabrał na treningu, robi to bardzo dobrze. Śmiejemy się, że ciągnie go głową do dołu, dlatego tak łatwo upada. Nie wiem, dlaczego tak się zachował, on pewnie do końca też nie. Wiadomo, że chciał dobrze, chciał wywalczyć rzut karny. Twierdzi, że poczuł kontakt, choć na video tego nie widać…
Poczuł, bo to on kopnął Nalepę.
Mówię o tej drugiej sytuacji. Ale ja, słysząc gwizdek, wiedziałem, że to się nie może udać. Czułem, że prędzej on dostanie drugą żółtą niż my rzut karny. Natomiast Michał to jest dobry człowiek i mogę mówić o nim jedynie pozytywnie. Teraz mu coś nie wyszło, ale przyznacie, że ma ciąg na bramkę.
Od trenera Tworka dostał burę?
Tak, wiem, że był na rozmowie. Jeśli chodzi o szatnię – była szydera, tak szybko mu nie odpuścimy.
Jak ty podchodzisz do tego, że nie macie żadnego Słowaka i Serba w drużynie? Tak nieekstraklasowo.
Ja się czuję z tym bardzo dobrze. Mam nadzieję, że żaden stary Słowak nie przyjdzie, ale domyślam się, słuchy dochodzą, mogę zdradzić, że nie będziemy ekipą z samymi Polakami. Trwają rozmowy. Miejmy nadzieję, że wzmocnienia będą, bo nasza kadra się uszczupliła, przychodzili zawodnicy, ale jeszcze transferów nam brakuje. One powinny być jeśli nie w najbliższym czasie, to po kilkunastu dniach.
Z jakim nastawieniem zaczynaliście poprzedni sezon? Bo powiedzieć, że nie byliście faworytem do awansu, to nic nie powiedzieć.
Jak sobie przypomnę obóz przed poprzednim sezonem, to sam nie dowierzam. Pamiętam, że nie mieliśmy kadry w komplecie, liga była blisko, brakowało ludzi, to było wszystko patykiem pisane. Zapewniano nas, że spokojnie, wszystko będzie zbudowane i faktycznie tak było. Mecz ze Stalą Mielec nam kompletnie nie wyszedł, ale potem się rozpędzaliśmy. Wynik robi atmosferę, szatnia dobrze się skomponowała i lecieliśmy z tym.
Dzisiaj podchodzicie do Ekstraklasy bez oczekiwań?
Nie możemy mieć takiego podejścia w typie: zrobiliśmy awans, jesteśmy najbiedniejsi, to nic nie musimy. Trzeba sobie podnosić poprzeczkę. Rok temu też nie braliśmy pod uwagę awansu, biorąc pod uwagę budżety, ale my sami założyliśmy sobie pewne cele. Tak samo będzie tutaj. Nie myślimy, że jesteśmy kopciuszkiem. Mamy szansę i chcemy ją wykorzystać, bo takiej szansy, że spada tylko jedna drużyna, już nie będzie.
To które miejsce na koniec sezonu sprawi, że będziesz naprawdę usatysfakcjonowany wynikiem?
Utrzymanie będzie nagrodą. Pewnie wziąłbym w ciemno to 15. miejsce, ale dusza sportowca chce udowodnić niedowiarkom, że nie prześlizgniemy się na tej lokacie, tylko wyżej, koło 10. lokaty.
Rozmawiali WESZŁOPOLSCY