Jerzy Brzęczek wydaje książkę, którą napisał wraz z Małgorzatą Domagalik. Szczerze mówiąc, nie możemy doczekać się dnia premiery. I chyba nie tylko my, bo coś nam podpowiada, że fani literatury fantasy dostaną do rąk prawdziwy klasyk. Andrzej Sapkowski prawdopodobnie już czuje na swoich plecach oddech wspomnianego duetu.
Oczywiście chciałoby się, żeby książka selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski była lekturą skierowaną głównie do jej kibiców. Jasne i logiczne. Niestety pierwsza “reklama” biografii (znaleźć możecie ją na stronie taniaksiazka.pl) nie pozostawia złudzeń. Jeśli stoicie, to usiądźcie. Jeśli coś akurat jecie, to przestańcie, bo możecie się zakrztusić. To jazda bez trzymanki.
“Jerzy Brzęczek, bohater jednego z najbardziej sensacyjnych i dyskutowanych medialnie trenerskich transferów w polskiej piłce nożnej ostatnich lat. Atakowany przez dziennikarzy i media społecznościowe jak mało który selekcjoner w historii polskiego futbolu. Mimo że jeszcze przed końcem eliminacji wprowadził nas na EURO 2020. Szyderstwa zamiast konstruktywnej krytyki, emocje, plotki, pomówienia, zaskakujące zwroty akcji, ale i nieoczekiwany sukces. Tak można by streścić wejście Jerzego Brzęczka na szczyty europejskiego futbolu”.
Tak, dobrze widzicie. Szczyty europejskiego futbolu! Awans na turniej, na który jadą 24 drużyny z 55 biorących udział w eliminacjach, to szczyty europejskiego futbolu. Wystarczy okazać się lepszym od Łotwy, Macedonii Północnej, Słowenii, Izraela i Austrii (a w zasadzie od pięciu z tych sześciu drużyn) i cyk – jesteś na górze i możesz z tej góry pomachać “hejterom”, którzy mieli czelność zauważyć, że twoja drużyna – delikatnie rzecz ujmując – nie gra najlepiej, męcząc bułę z niżej notowanymi rywalami. Ba! Przecież na ten szczyt, ze względu na Ligę Narodów i trochę inny system eliminacji, wejść może jeszcze selekcjoner reprezentacji Izreala, która w naszej grupie śmierci zajęła przedostatnie miejsce!
Trzeba chyba też zadzwonić do trenera fińskiej kadry, bo biedny Markku Kanerva pewnie nawet nie wie, że może wbić swoją flagę na jakimś szczycie.
Do tego dochodzi oczywiście foch Jerzego Brzęczka na media, ale do tego, że każda krytyka, każda wątpliwość i w zasadzie nawet każdy znak zapytania traktowany jest jak obraza majestatu, już się przyzwyczailiśmy. Zamknął się selekcjoner w swojej oblężonej twierdzy, jak pokazał pijarowo-dokumentalny film “Niekochani”, zaprosił do niej również piłkarzy i tak sobie tam siedzi. Niby takie jego prawo, ktoś może powiedzieć nawet, że ten prosty jak budowa cepa mechanizm ma prawo podziałać na drużynę, ale my nie potrafimy pozbyć się wrażenia, że wszystko to jest trochę dziecinne, nieuzasadnione i wynikające ze słabości, szczególnie w kontaktach z mediami. A już na pewno nie licuje z powagą stanowiska Jerzego Brzęczka. Selekcjoner powinien być ponad to.
Ale na tym, kochani, jeszcze nie koniec. Jeśli nie przekonały was szczyty europejskiego futbolu, to dalej znajdziemy porównanie, obok którego już nie da się przejść obojętnie.
“W grze to mocna, zaskakująca, poruszająca, ale i zmuszająca do refleksji, także kibiców, opowieść o człowieku, o którym Domagalik pisze, że jest nowym Kazimierzem Górskim na nowe czasy. Wszyscy, którzy go znają, mówią, że jest porządnym człowiekiem. Kim więc naprawdę jest Jerzy Brzęczek? – zastanawia się autorka książki, Małgorzata Domagalik. Na to pytanie odpowiadają m.in. trenerzy, przyjaciele, dziennikarze, najbliżsi, w tym Kuba Błaszczykowski”.
Nowy Kazimierz Górski na nowe czasy. Najbardziej delikatne słowo, które przychodzi nam do głowy, gdy widzimy takie porównanie, to “nietakt”. Po prostu nie wypada zestawiać ze sobą trenera, któremu – bez stylu, ale jednak – coś wyszło (tego nikt nie neguje) z najlepszym selekcjonerem w historii. Tak, nawet gdy bierzemy poprawkę na “nowe czasy”. Jeśli ktoś dalej zastanawia się dlaczego, to odsyłamy chociażby na Wikipedię i podstronę o Kazimierzu Górskim. Znajdziecie tam kilka powodów.
Ech. Nie zrozumcie nas źle. Nie chcemy tu jakoś bardzo mocno krytykować selekcjonera, bo sam tych bzdur nie pisał, a nie zdziwilibyśmy się też, gdyby tego opisu nawet nie autoryzował. Prawdopodobnie kogoś (wydawcę?) poniosło, ktoś zrobił Brzęczkowi niedźwiedzią przysługę. Nie zmienia to jednak faktu, że wygląda to nieprofesjonalnie i niepoważnie. Nie po raz pierwszy otoczenie selekcjonera nie potrafi przewidzieć konsekwencji pewnych działań. Pamiętacie, jak Brzęczek “przerwał milczenie” w jakiejś lokalnej austriackiej gazecie przy okazji urlopu? Nagadał kocopołów, których pewnie nawet nie sprawdził, najprawdopodobniej myśląc, że nikt nie zauważy.
Z drugiej strony… Nie wydaje wam się przypadkiem – biorąc pod uwagę wszystko, co o selekcjonerze wiecie – że ten opis jest zaskakująco zgodny z narracją lansowaną przez Brzęczka i PZPN? Innymi słowy – trener naprawdę może uważać, że wszedł na jakiś szczyt i jest nowym Kazimierzem Górskim.
Fot. FotoPyK