Chyba poznaliśmy właśnie dzbana miesiąca. Arthur Melo najpierw zastrajkował i uznał, że z Barceloną na turniej finałowy nie chce jechać. A gdy został już odpalony, to postanowił to sobie odbić na mieście. Wczoraj w nocy pod wpływem alkoholu spowodował wypadek. W Katalonii mogą odetchnąć – może i Messi chce odejść. Może i musimy przeprowadzić rewolucję w składzie. No i pewnie czeka nas zmiana zarządu. Ale przynajmniej nie muszą się użerać już z tym półgłówkiem.
Zasadniczo przychylamy się do tezy, by nie łączyć inteligencji piłkarskiej z tą życiową. Mało to mamy przykładów, gdy kreatywny rozgrywający okazywał się gościem, który ma problem z obsłużeniem konta bankowego? A gość o szerokich horyzontach, na boisku nie potrafił wymyślić niczego ponad proste podanie do najbliższego kolegi?
No i przykład Arthura zdaje się to potwierdzać. Lista odpałów tego gościa jest długa, a przecież dopiero co tak naprawdę rozpoczął swoją karierę w Europie. Gdy w marcu zeszłego roku Barcelona szykowała się do hitowego starcia z Realem Madryt, Brazylijczyk uznał, że to doskonały moment, by wyskoczyć do Neymara na urodzinową imprezę. Kajał się później za to w mediach. – To był błąd, zdaję sobie z tego sprawę. Muszę się poprawić, przyznaję się do tego – mówił.
Imprezy, kontuzje i snowboard podczas rehabilitacji
Barcelona wkurzała się też, gdy podczas rehabilitacji po urazie nie dochodził do siebie na salce treningowej ani na stole masażystów. Arthur stwierdził, że nic tak dobrze nie zrobi mu w tym momencie, jak… jazda w górach na snowboardzie. Może nie daleko w Alpach, a w niedalekiej Andorze, ale wciąż – facet, miałeś doprowadzić się do zdrowia, a nie śmigać po śniegu. Zresztą przegląd drobnych urazów pomocnika wskazuje na to, że albo nie do końca dobrze się prowadził, albo po prostu był wyjątkowym pechowcem. Biorąc pod uwagę na ilu imprezach z Neymarem był widywany – coś nam podpowiada, że jednak do pierwsze.
Ale prawdziwą wisienką na torcie jest jego wyczyn z weekendu. Arthur rozbił bowiem samochód wracając z baletów. Czwarta rano, jedna z ulic Barcelony. Okazało się, że krawężnik był przeszkodą nie do pokonania dla Ferrari pomocnika Barcy. Na domiar złego badanie alkomatem na miejscu wykazało, że piłkarz był pod wpływem alkoholu. Jedne źródła podają, że przekroczył poziom promili dwukrotnie. Inne, że aż czterokrotnie – albo miał 0,55 promila, albo 1,1.
Tak czy siak – konkurs na dzbana miesiąca chyba już został rozstrzygnięty. Najpierw bunt, odmowa zjawienia się w klubie, odmowa testów na koronawirusa, byczenie się mimo ważnego kontraktu. A następnie spowodowanie wypadku po pijaku w centrum miasta.
Wymiana na Pjanicia nie taka głupia?
I choć początkowo wymiana Arthura na Pjanicia między Barceloną a Juventusem wydawała nam się nieco absurdalna z perspektywy katalońskiej, to chyba powoli zmieniamy zdanie. No bo Arthur jest jednak młodszy. Do tego w tym sezonie był mimo wszystko regularnie grającym piłkarzem Dumy Katalonii. Jeszcze jakiś czas temu sam Messi nie szczędził mu pochwał. Natomiast Pjaniciowi bliżej dziś do emerytury, skończył właśnie trzydziestkę. A i trudno powiedzieć, że w ostatnim sezonie to on ciągnął za uszy Juventus.
Ale w obliczu dzbaniarstwa Arthura chyba można uznać, że Barcelona pozbywa się tykającej bomby. A w obliczu przegranego sezonu spuentowanego porażką 2:8 z Bayernem nie będzie ryzykowne stwierdzenie, że w tym zalewie problemów pijany piłkarz rozbijający swój samochód nie byłby jej na rękę. Zatem parafrazując tekst hitu rapera Jay-Z: mam 99 problemów, ale nawalony Arthur nie jest jednym z nich.
fot. Newspix