Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

12 sierpnia 2020, 19:12 • 5 min czytania 21 komentarzy

Nie doniesienia z początku okresu przygotowawczego, nie przypadek wykrycia zakażonego w Wiśle Płock czy Lechii Gdańsk, ale dopiero odwołany mecz superpucharowy sprawił, że polskie środowisko piłkarskie wreszcie obudziło się z letniego snu. Wydawało się, że koronawirus nas nie dotyczy, bo przecież zagraliśmy końcówkę ubiegłego sezonu, ba, nawet finał Pucharu Polski, wiele meczów z udziałem kilkutysięcznych grup kibiców i nic. Jak to się ładnie mówi: nie ma ofiar w ludziach, więc jedziemy dalej. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Sęk w tym, że dłużej w taki sposób jechać się nie dało, nie w sytuacji, gdy każdego dnia przybywa po kilkuset zakażonych, z czego coraz więcej z szeroko rozumianego środowiska sportowego.

Zostawiam na boku kwestie zdrowotne, bo to wciąż na tyle nowy wirus i choroba, że nie przekonują mnie euforyczne komentarze dotyczące niewielkich szkód, jakie powoduje w młodych i wysportowanych organizmach. Nie jest moją rolą mądrzyć się, czy środowisko powinno zamknąć się w bańce na wzór NBA, czy jednak starać się żyć w miarę normalnie, licząc, że nic nikomu się nie stanie, nawet w przypadku zakażenia. Natomiast wiem jedno – żyjemy w państwie, które kwestię koronawirusa bardzo długo traktowało w bardzo poważny sposób. Nawet jeśli potem była kampania wyborcza, podczas której politycy bez maseczek ściskali dziesiątki dłoni przypadkowych fanów z całej Polski, nawet jeśli plaże we Władysławowie zapełniły się ludźmi – pewne procedury pozostały.

A wśród nich wrzucanie pod kwarantannę wszystkich bliskich zakażonego, co miało na celu zminimalizowanie transmisji wirusa w miejscach takich jak sklepy czy restauracje.

Tak, to nadal obowiązuje, a boleśnie przekonała się o tym choćby Wisła Płock. Wszystkie laboratoria są zobligowane do raportowania wyników, żywy dowód otrzymaliśmy przed momentem w Warszawie. Zakażenie jednego piłkarza w teorii może wyautować całą drużynę na kilkanaście dni, w najlepszym wypadku – aż do powtórnych testów wymazowych, kilka dni później, by zrobić odstęp na ewentualną inkubację wirusa. Nie trzeba być demonem planowania, by odkryć że…

Reklama
  • przy wykrytym przypadku tuż po meczu, dwie drużyny mogą wypaść z gry na przynajmniej 5 dni
  • przy wykrytym przypadku tuż przed meczem, cała drużyna może stracić możliwość grania – bo zostanie uziemiona pod kwarantanną do momentu powtórnego testu

To są rzeczy oczywiste, które było wiadomo od dawna. Co więcej – środowisko piłkarskie o tym dyskutowało, ale w okresie formowania reguł postępowania, pytania dotyczące takich „awarii” były zbywane jako próby „torpedowania wznowienia rozgrywek”.

– Słuchajcie, jeden zakażony i cała drużyna wypada na tydzień, przy tym natężeniu meczów – na dwie kolejki.
– Dobra, może nie będzie zakażonych.
– A jak będą?
– Chcecie dograć tę ligę czy nie?!

No i co, jeden zakażony w Lechii i cała drużyna wypada na tydzień, jeden w Wiśle, jeden z Legii i nie ma superpucharu. Wypadałoby wstawić tutaj tego mema z Pikachu, no nikt nie mógł się spodziewać, że tak się stanie, absolutnie. Oczywiście, idealnie byłoby udawać, że trzymamy te wszystkie obostrzenia z ubiegłego sezonu, dzięki czemu nasi piłkarze niczym się nigdy nie zarażą. Ale znów – niepotrzebny telefon do Sherlocka Holmesa, by wyśledzić, że piłkarze I ligi czy II ligi dość swobodnie podchodzą do kwestii izolowania się od społeczeństwa. Ekstraklasowcy chociaż pozorowali, ale też na koniec sezonu bezwstydnie rozjechali się po Hiszpaniach i Grecjach.

Testy przed rozpoczęciem zajęć? To niczego nam na dobrą sprawę nie wyjaśnia, bo przecież zarazić można się było od sparingpartnerów albo od rywali w Pucharze Polski. Zresztą, dajmy spokój, to miałoby sens, gdybyśmy faktycznie zamierzali piłkarzy trzymać w bańce, a już teraz widać, że to właściwie niewykonalne, podobnie jak powtórny lockdown w całym państwie. Dlatego niektórzy sprytni ludzie już w kwietniu apelowali – zanim zaczniemy granie i trenowanie, ustalmy z Sanepidem, by w piłce nożnej nie obowiązywały zasady stosowane wobec reszty społeczeństwa. Przyjmijmy to, co tworzy się w europejskich federacjach, gdzie reguły są jasne – zakażony na listę kontuzjowanych, reszta na boisko. Żadnej kwarantanny, żadnego odwoływania spotkań, dopóki w kadrze jest kilkunastu zdrowych piłkarzy.

Okrutne? Być może, ale inaczej się nie da, dzisiaj to już widać. I dlatego mam duży żal do polskiego futbolu, że spotkanie z Sanepidem, tak potrzebne, wręcz niezbędne, zaplanowane jest na jutro. Tę informację podał Piotr Koźmiński z Super Expressu, zaznaczając, że starcie piłki nożnej z mózgiem operacji koronawirusowych w kraju będzie miało ogromną wagę. Ja się z tym kompletnie zgadzam – moim zdaniem to wręcz „być albo nie być” dla całego sezonu. Albo PZPN i Ekstraklasa dogadają się z Sanepidem, albo mecze będziemy grać do 2022 roku.

Zakładam optymistycznie, że się dogadają. Masz zakażonego? Zamykasz go w domu na dwa tygodnie, do powtórnych testów. Reszta w tym czasie trenuje i gra. Wówczas takie przypadki jak z Wisły Płock czy Lechii nie zdestabilizują ani całych rozgrywek, ani nawet przygotowań dotkniętej problemem drużyny. I co, w teorii wszystko będzie znowu hulać.

Reklama

Ale moim zdaniem nawet jeśli teraz uda się dopiąć to, o co wielu ludzi futbolu apelowało od dawna, jako środowisko ponieśliśmy dotkliwą porażkę. O przypadkach zachorowań słychać w trzech największych hiszpańskich klubach, Realu, Atletico i Barcelonie. Czy Liga Mistrzów choć na moment była zagrożona? No nie, bo tam wszystko zostało zaplanowane i przyklepane przez stosowne pozapiłkarskie organy już wcześniej. Dlaczego spotkania PZPN-Ekstraklasa-Sanepid nie zaplanowano w kwietniu? Maju? Czerwcu? Lipcu? Na początku sierpnia?

Straciliśmy przez to Superpuchar. Kilka drużyn straciło przez to kilkanaście cennych jednostek treningowych, w rekordowo krótkim okresie przygotowawczym. Zbigniew Boniek zdążył się pokłócić z Dariuszem Mioduskim na łamach prasy, PZPN z Ekstraklasą, zarządy klubów, związków, federacji i innych organizacji piłkarskich ze sobą nawzajem. Atmosfera wspólnego frontu z niewidzialnym wrogiem, pełnej skupienia walki o normalne granie, wyparowała do reszty, ustępując tradycyjnemu festiwalowi obwiniania się o całe zło.

A wystarczyło w kwietniu słuchać. Odpowiadać. Myśleć. Przewidywać. Tak wiele udało się zrobić, a jednak „zapomniano” o tak istotnym szczególe. Oby to nie wyłożyło ligi. Na kolejne przerwy od grania środowiska piłkarskiego, czyli nas wszystkich, zwyczajnie nie stać.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?
1 liga

Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Szymon Janczyk
16
Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Komentarze

21 komentarzy

Loading...