Reklama

Piłkarz totalny. O pierwszym sezonie Ronaldo w Interze

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

11 sierpnia 2020, 11:43 • 11 min czytania 3 komentarze

Inter chce wygrywać Scudetto i Ligę Mistrzów, ale w starym odpowiedniku Ligi Europy, Pucharze UEFA, też ma zacne tradycje. W latach dziewięćdziesiątych wygrywał go trzykrotnie, ostatni raz z Ronaldo w składzie.

Piłkarz totalny. O pierwszym sezonie Ronaldo w Interze

Ronaldo, który był wówczas zdecydowanie najlepszym piłkarzem na świecie, Ronaldo, który przenosząc się do Nerazzurri drugi raz bił transferowy rekord świata, Ronaldo, nie tylko pod względem boiskowym będącym zapowiedzią piłki nożnej XXI wieku.

SEN MORATTIEGO

Ojciec Massimo Morattiego, Angelo, był twórcą rodzinnej fortuny, a potem też wizjonerem, który położył fundamenty pod Grande Inter Helenio Herrery. Gdy Massimo przejął Nerazzurri w 1995, cel był oczywisty:

Nawiązać do sukcesów ojca.

Nie bawić się w półśrodki. Nie czekać. Inter ma być najlepszy i basta, najlepiej od zaraz.

Reklama

Moratti w pierwszych latach bawił się z rozmachem gracza w starym Championship Managerze. Uznani gracze przyjeżdżali na Giuseppe Meazza ławą. Ince. Roberto Carlos. Zanetti. Djorkaeff. Simeone. Kanu. Sforza. Zamorano. Winter. Angloma.

Już w 1996 celem transferowym wszechprezesa był Ronaldo. Brazylijczyk bił rekordy strzeleckie w PSV, chciało go pół Europy, a Il Fenomeno liczył sobie dopiero dwadzieścia lat. Było jasne, że ktokolwiek będzie chciał go wyrwać z Holandii, będzie musiał pobić transferowy rekord świata.

To nie odstraszyło Morattiego. O transferze Brazylijczyka do Barcy zdecydowały dwie kwestie: pierwsza, Ronaldo był zafascynowany Barceloną. Być może wpływ tutaj miał Romario, który też poszedł ścieżką z PSV do Blaugrany i bynajmniej na ten ruch nie narzekał. Niemniej finanse potrafią i takie kwestie przykryć, Moratti miał pieniądze by to zrobić, ale ostatecznie przeważyły kwestie zdrowotne.

Jest tu pewna niespójność. Z jednej strony Oscar Garcia, kumpel Ronaldo z czasów katalońskich, mówił o nim, że składał się wyłącznie z włókien i mięśni, był okazem zdrowia, fenomenem przygotowania fizycznego, nieprawdopodobnie szybkim i silnym, genetycznie zaprogramowanym do uprawiania sportu.

Z drugiej strony nawet Barcelona bardzo długo badała Ronaldo przed podpisaniem kontraktu.

Niemniej finalnie zdecydowała się pociągnąć za transferowy cyngiel.

Reklama

Rok Ronaldo w Barcelonie to osobna historia (omówiona szeroko tutaj w tekście Michała Kołkowskiego – KLIK). Kluczowe są te kwestie:

  • Ronaldo był bezsprzecznie najlepszym piłkarzem na świecie, strzelał z nieprawdopodobną na tamte czasy regularnością, a gole były tylko początkiem do dyskusji o jego jakości
  • Ronaldo szybko doszedł do wniosku, że nie zarabia w Barcy tyle, ile powinien
  • Szczególnie, że był postacią wykraczającą poza futbol, potrafiącą budować swój wizerunek i czerpać z tego profity, mający osobny wieloletni superkontrakt z Nike
  • Prezes Barcy, Gaspart, potrafił mówić, że Ronaldo zostanie z nimi na kolejne dziesięć lat
  • Ronaldo mówił po fakcie, że Gaspart go zwodził i oszukiwał
  • Zarzucano Ronaldo, że przekłada własny interes nad interes Barcelony; wymowne, że choć został uznany piłkarzem roku na świecie, tak nie został wybrany najlepszym piłkarzem Barcelony, bezsprzecznie nim będąc.

Latem doradcy Il Fenomeno i on sam byli zdecydowani na transfer. Barca nie była wtedy tak bogata, to w Serie A rozdawano karty. Według dziś dostępnych pogłosek, najaktywniejsze w grze o Ronaldo były Lazio, Inter, PSG, a także z jakiejś przyczyny Rangers.

Moratti, od początku zwolennik zatrudnienia Ronaldo, zbył już ostrzeżenia lekarzy, być może wyrzucając sobie, że nie zdecydował się Brazylijczyka już przed rokiem.

Ronaldo drugi raz bił transferowy rekord świata. Dwukrotne bicie rekordu udało się jeszcze tylko Maradonie, ale Luiz Nazario de Lima robił to rok po roku.

TRANSFER NOWEJ EPOKI

– Il Fenomeno jest nie do zapomnienia. Najsilniejszy, najlepszy piłkarz. Sprawił, że staliśmy się znani w każdym miejscu na świecie – tak po latach wspominał Ronaldo Moratti.

Nie róbmy z Interu jakichś anonimów, których trzeba było umieścić na mapie. Lata wcześniej ojciec Massimo umieścił na zawsze klub w historii piłki. Ale nie da się ukryć, że w latach dziewięćdziesiątych Nerazzurri byli w cieniu innych, szczególnie Milanu i Juventusu.

Owszem, wciąż byli konkurencyjni. Dwukrotnie wygrali Puchar UEFA, a tuż przed pojawieniem się Ronaldo przegrali finał z Schalke, czyli – cały czas daleko w pucharach. Ale też potrafili zaliczyć wtopę, choćby w pierwszej rundzie wykrzaczyć się na Lugano.

Mocni? Jak najbardziej. Ale przypomnijmy gdzie był latem 1997 roku Ronaldo.

Uwaga, będzie długa litania: 47 goli w 49 meczach Blaugrany, poprowadzenie Barcy do trzech triumfów: Pucharu Zdobywców Pucharów, Pucharu i Superpucharu Hiszpanii. Do tego mistrzostwo przegrane o włos. Barca w lidze strzeliła 102 gole, Ronaldo trafił z tego 34 razy. Nagrody indywidualne: złoty but dla najlepszego strzelca Europy. MVP i najlepszy strzelec Pucharu Zdobywców Pucharów. MVP Copa America, Ballon D’or i piłkarz roku według FIFA. To był rok, w którym ludzie zastanawiali się, czy czasem Ronaldo nie zostanie najlepszym graczem w historii futbolu. Moratti ściągał do Interu gościa, który rzucał wyzwanie Pele. W Interze była drużyna z wielkimi ambicjami, ale nie z wielkimi wynikami. Trzecie miejsce w lidze, perspektywa gry zaledwie w Pucharze UEFA… Z Barcą grałby w Lidze Mistrzów.

Nie było jednak lepszego sygnału by pokazać swoje ambicje, by powiedzieć całemu światu, że Inter chce być najlepszy, chce być nowym Grande Interem, niż sprowadzić najlepszego piłkarza świata, w dodatku tak młodego, wokół którego w teorii można było budować wielki zespół na lata.

Transfer, faktycznie, komentowano wszędzie. W Italii Agnelli mówił, że nie ma pewności, czy Ronaldo się sprawdzi, biorąc pod uwagę jego koszt. Kibice innych drużyn wyzłośliwiali się, przypominając jeden z jego dawnych wywiadów, w którym przyznał brazylijskiej dziennikarce, że miewał niegdyś problemy… z moczeniem łóżka. Prasa tabloidowa prześwietlała życie miłosne Brazylijczyka, a jego ówczesna luba, Suzana Werner, aktorka i modelka, została ochrzczona Ronaldinhą. Później została panią Julio Cesar.

Moratti musiał tłumaczyć, że sprowadzenie Ronaldo nie zrujnuje finansów klubu, a słowa innych w calcio wynikają z zazdrości. Oczywiście Ronnie był kominem płacowym, ale Moratti był przekonany, że piłkarze to zaakceptują widząc jego klasę. Chyba tak było, sądząc po wszystkich, którzy wspominają atmosferę w szatni w pierwszym sezonie, a także symboliczną cieszynkę, kiedy inni gracze Interu polerowali Ronaldo buty.

Nigdy wcześniej nie prześwietlano jednak w mainstreamowych mediach transferu piłkarza tak bardzo pod kątem jego komercyjności, a nie samych aspektów sportowych. Patrzono na marketingowe zyski Interu, na rozpoznawalność marki, na „star power”. Ekonomiści, nie mający wiele wspólnego ze sportem, wskazywali, że to się Interowi po prostu opłaca. Tego typu podejście do piłki utożsamiano później z Galacticos, oni są symbolem tej zmiany w futbolu, ale być może właśnie Ronaldo w Interze był pierwszym transferem, przy którym kwestie pozaboiskowe, wizerunkowe, zabierały tak wiele uwagi. To prawdziwe transfer innej ery. On sam też wyprzedzał swój czas: przykładowo jako jeden z pierwszych piłkarzy świata miał własną, wielojęzyczną stronę internetową z aktywnym forum. Można było na niej przeczytać, że nie umie grać głową, jest posiadaczem kolekcji ponad trzech tysięcy płyt CD, a jego ulubionym aktorem jest Sylvester Stallone.

Ronaldo wiedział, że to wszystko da się zmonetyzować. Jego kontrakt z Nike opiewał na więcej, niż ówczesny kontrakt reklamowy Michaela Jordana.

Nerazzurri witali go tysiącami na lotnisku. Na sparing z jego udziałem przyszło 60 tysięcy widzów.

MASZ GRAĆ CAŁY CZAS

Ronaldo powierzono w ręce Lugiego Simoniego, który miał reputację specjalisty od robienia wyników ponad stan ze średnimi drużynami. Awanse z Pisą, Brescią, Cremonese, świetny wynik w Serie A z coraz biedniejszym Napoli. Facet był na fali, ale nie miał doświadczenia z prowadzeniem szatni gwiazd: – Straszono mnie, że to będzie koszmar. Ale to było trenerskie niebo. Miałem szatnię sportowych mistrzów, a przede wszystkim wspaniałych ludzi.

Poza Il Fenomeno w szatni znajdowali się Piagluca, Bergomi, Zanetti, West, Sartor, Colonnese, Rivas, Djorkaeff, ZE Elias, Winter, Simeone, Moriero, Paulo Sousa, a w ataku tłok: Zamorano, Kanu, Recoba, Ganz. Ciężko pomieścić te wszystkie talenty. Wymowne, że Recoba, który w otwarciu sezonu przyćmił Ronaldo strzeleniem dwóch pięknych bramek, zagrał w tamtym sezonie w lidze tylko osiem meczów.

To była wielka drużyna.

Rzecz w tym, że wtedy calcio rządziło światem i jedna trzecia Serie A miało wielkie drużyny.

Do dziś nie ma zgody między fanami, ekspertami, historykami. Która wersja tamtego Ronaldo była lepsza? Ta z Barcelony czy ta z Interu? Obie wybitne, obie nagrodzone wszelkimi możliwymi indywidualnymi laurami. Zasadnicza kwestia jest jednak taka, że jeśli pamiętasz Ronaldo tylko z późniejszych lat, to znasz innego zawodnika. Sprytnego. Wciąż świetnego. Łasego na gole.

Ale Ronaldo lat 96-98 był piłkarzem totalnym. Równie groźnym gdziekolwiek dostał piłkę. Urywającym się na skrzydle, wyprowadzającym kontry, zatrzymywany faulem. Kiwający dwóch, trzech, nawijający rywali na zwroty, uderzający petardy z dystansu, sprytnie asystujący. Na pewno nie był tylko strzelcem – był geniuszem boiska w starym stylu, ale dodającym nowoczesną siłę i szybkość.

Simoni: – Ronaldo był naszym liderem i podchodziliśmy do niego tak, jak na to zasługiwał. Nie kazałem mu biegać na treningach, wiedziałem, że potrzebuje tylko treningów z piłką. Nie był primadonną, ale każdy wiedział, że jest kimś szczególnym i może nas wciągnąć na szczyt. Wszyscy go wspieraliśmy. Nie było żadnej zazdrości piłkarzy wobec Ronaldo, bo był bardzo otwartym, przyjaznym facetem. Nigdy nie widziałem, żeby obwinił kolegę z drużyny za złe zagranie, zawsze miał pozytywne podejście. Był wzorem dla wszystkich na boisku i poza nim. Przy tym wszyscy cieszyli się, że jest z nimi w drużynie, bo wiedzieli, że mają ze sobą geniusza.

Inter pod jego rządami zaskoczył niemal od razu.

Przez pierwsze jedenaście kolejek nie przegrał ani jednego meczu i liderował tabeli. Pierwsza porażka przyszła pod nieobecność Il Fenomeno – wyjechał na Puchar Konfederacji. Świat zachwycał się tam duetem napastników Canarinhos, Ro-Ro; w finale z Australią Romario i Ronaldo strzelili po hat-tricku. Ronaldo został też MVP letniego Copa America, wystąpił w Tornoi de France, prestiżowym towarzyskim turnieju, który zapamiętany został dzięki wybitnemu rogalowi Roberto Carlosa. W 1997 wyliczono mu około siedemdziesięciu meczów – zaplątał mu się nawet mecz z Polską, gdzie Paweł Skrzypek zwariował i uratował honor biało-czerwonych, wyciągając rezultat z 4:0 na 4:2.

Powiedzieć, że miał intensywny rok przedmundialowy, to nic nie powiedzieć. Był niebywale eksploatowany.

Wrócił w najlepszym momencie – na mecz z Juventusem. To między tą dwójką rozgrywała się w tamtym sezonie walka o tytuł. Znacie tę drużynę – Stara Dama z Zidane, Davidsem, Conte, Del Piero, Inzaghim, Montero, Peruzzim. Inter wygrał 1:0, decydującą bramkę strzelił Djorkaeff po asyście Ronaldo.

Wkrótce jednak pojawiły się rysy. Trzy dni po meczu z Juve Nerazzurri przerżnęli 0:5 z Milanem w Coppa Italia. Mogli się tłumaczyć: najważniejsze jest Scudetto. Ale tu zaczęły się wpadki, jakie jesienią się nie zdarzały. Porażki z Bari i Bologną u siebie. Zaledwie remis z Empoli.

W dobrym momencie wskoczyli na dobrą falę, bo między 14 marca a 26 kwietnia wygrali wszystko, a Ronaldo w każdym spotkaniu strzelał przynajmniej jedną bramkę; przedział czasowy nie jest przypadkowy, to po nim przypadał mecz o tytuł, mecz z Juventusem na Stadio delle Alpi. Juve miało przewagę dwóch punktów.

Simoni po latach będzie wspominał: – Jeśli chodzi o Inter, żałuję dwóch rzeczy. Po pierwsze, że nie miałem jeszcze ze dwóch wielkich obrońców, wtedy bylibyśmy nie do zatrzymania. I że musiałem poznać Piero Ceccariniego.

Ceccarini sędziował spotkanie o Scudetto i, w opinii kibiców Interu Nerrazzurri zostali przekręceni – nazywają to nawet „Wielką kradzieżą”. Sytuacja była niecodzienna, bo Ceccarini nie odgwizdał faulu na Ronaldo, poszła kontra, po kilkunastu sekundach gwizdnął karnego dla Juve. Niemniej pamiętajmy, że wszystko zdarzyło się przy stanie 1:0 dla Juventusu.

Ponownie Simoni: – Nie wiem czy wygralibyśmy ligę, ale jestem pewien, że nie pozwolono nam na uczciwą walkę. Było zbyt wiele zbyt dziwnych zdarzeń w tamtym sezonie. Boli mnie, że Ceccarini nigdy nie przyznał się do błędu, mimo, że sytuacja była oczywista. Nie winię go. Sędzia ma trudną pracę. Ale nie potrafię mu wybaczyć. Po dwudziestu latach wciąż mówi się o tym spotkaniu – to chyba dowód, że zdarzyło się coś złego.

Tuż po meczu, na gorąco, Ronaldo kipiał ze złości: – Liga może mnie ukarać, ale nie będę milczał. Cały świat widział, że sędziowie byli po stronie Juve. Piłka nożna to radość, kiedy grasz 11 na 11. Staje się rozpaczą, gdy grasz 11 na 12.

Jak tłumaczył się sędzia? A tak: – Wciąż wierzę, że ten kontakt nie był na jedenastkę. Nie dałbym jej nawet pod torturami. Simoni ciągle o mnie mówi i mógłbym go nawet podać do sądu. To Ronaldo wpadł na Iuliano, nie w drugą stronę. Byłem kilka metrów od zdarzenia. Obrońca chciał zatrzymać bieg Ronaldo, ale Ronaldo puszcza piłkę i za nią nie biegnie. Uderza w Iuliano. Powiedziałem Pagliuce, że to byłby faul w ofensywie w koszykówce. Pewnie powinienem dać rzut wolny dla Juve.

Inter po tym meczu wytracił tempo, w finalnych trzech kolejkach pogubił punkty. Scudetto zostało przegrane.

Według wielu ten finał był symboliczny dla Ronaldo w Interze. Pokazującym jak totalnym piłkarzem był wtedy Il Fenomeno, dlaczego zastanawiano się czy zostanie uznany za obiektywnie większego od Pele i Maradony. Po odprawieniu Lazio 3:0, Nesta powiedział, że Ronaldo był tego dnia po prostu nie do zatrzymania. Mancini w pewnym momencie podszedł na boisku do Ronaldo, chciał z nim zamienić kilka słów, a Luiz Nazario de Lima odpowiedział:

– Teraz nie mam czasu dać ci autografu, przyjdź po meczu.

Jakiś czas temu portal analityczny StatsBomb wrócił do tego meczu i tak napisał o Ronniem:

„Dziewięćdziesiąt minut w Paryżu ilustruje jakim wyjątkiem był Ronaldo. Napastnik kompletny, z pionierską dynamiką, na którą nie miano odpowiedzi nawet we Włoszech, gdzie uwagę kładzie się na defensywę znacznie bardziej niż w Holandii czy La Liga. W 1998 Ronaldo był przyszłością futbolu. Jego talent był ponadczasowy, tak samo byłby fetowany w dniu dzisiejszym. Pamiętamy go jako jedną z najlepszych dziewiątek, ale w tym meczu, nosząc dziesiątkę, grał jako cofnięty napastnik, wspierając Zamorano i pomagając drużynie NA CAŁYM BOISKU. A przecież to nawet nie był jego najlepszy mecz w tej edycji, bo jeszcze lepiej zagrał w półfinałowym dwumeczu ze Spartakiem, gdzie jego gra była magnetyczna”.

Szczęśliwie zachowały się nagrania, w których jest TYLKO Ronaldo w tych meczach. To są ciarki.

***

Ronaldo pojechał na mundial, dotarł z Brazylią do finału. Co zdarzyło się tuż przed nim, pozostaje jedną z największych tajemnic piłki nożnej. Podobno otarł się o śmierć. Podobno toczył pianę z ust. Do samego końca nie był przewidziany w składzie, co jest udowodnione rozdawaną kartką ze składem. Podobno wystąpił tylko dlatego, że naciskał nie trener, a FIFA i Nike.

Poruszamy się po spekulacjach, ale COŚ na pewno się zdarzyło.

Mówi się, że kontuzja z 1999 połamała mu karierę. Ale prawda jest taka, że w Interze to sezon 97/98 był ostatnim, w którym był pełni zdrowy, pełniąc taką rolę piłkarza totalnego, niepowstrzymanego. Wciąż był później wybitny – to jasne. Ale spadał z kosmicznego poziomu.

 Leszek Milewski

Źródła: Gentleman Ultra, Planet Football, La Gazetta dello Sport, These Football Times, BeInSports, Forza Italian Football, Sport Bible, Daily Mail, StatsBomb, GiveMeSport,

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Weszło

Komentarze

3 komentarze

Loading...