Jeden punkt. Tak niewielkiej różnicy na szczycie Serie A nie było od dawna, więc Inter Mediolan ma powody do radości. Owszem, dorobek całego peletonu potwierdza, że to nie gonitwa była wyjątkowo mocna, ale Stara Dama wyjątkowo słaba. W erze dominacji Juve – czyli w erze trwającej już prawie dekadę – nigdy mistrz nie miał tak lichego dorobku. Ale mimo to ich rywale nigdy nie byli tak blisko, nawet gdy Napoli wygrało z turyńczykami na finiszu sezonu. Oznacza to, że Nerazzurri zdecydowanie mają na czym budować fundamenty na przyszłość. Ale jak właściwie oceniać ten sezon w ich wykonaniu?
Słabość króla jest widoczna. Ostatnim tak „słabym” mistrzem był AC Milan w sezonie 2010/11. 82 punkty, tyle, co Inter dzisiaj, wówczas to wystarczyło, bo Juventus nadal odgruzowywał się po aferze calciopoli. W sezonie 2011/12 turyńczycy zasiedli na tronie z 84 punktami na koncie – i przez następne sześć sezonów nie schodzili już poniżej 85 punktów na sezon. Natomiast faktem jest też, że Inter tę słabość przed sezonem wyczuł. I chciał ją wykorzystać od razu.
INNA LIGA, INNE CZASY
To się jednak nie udało. Nie ma co ukrywać, że siły we włoskim futbolu trochę się rozproszyły. Może i Juventus „na papierze” był równie silny, co przed paroma laty, ale wiadomo było, że zamiana Massimiliano Allegriego na Maurizio Sarriego musi być bolesna i sprawi pewne problemy. Problemy były też w Neapolu, kapitalnie wystrzeliło Lazio, na dobre w czołówce zadomowiła się Atalanta. Gdzieś za plecami był Milan, który świetnie wypadał po pandemii, wcale nie tak daleko za Interem przez długi czas czaiła się Roma, która przecież miała mnóstwo problemów. Każda z najmocniejszych ekip ma swoich frontmanów, Ciro Immobile zgarnął Złotego Buta, zawodnicy z zespołów z czołowej siódemki są pod czujnym okiem gigantów z Anglii czy Hiszpanii.
Absolutnie wiarygodnych wskaźników znaleźć się nie da, ale możemy bezpiecznie założyć, że liga jest po prostu o wiele równiejsza niż w ostatnich latach. Czy słabsza? Sporo wyjaśni nam sierpień, gdy siłę klubów z Serie A sprawdzą możni i mocni z innych państw. Ale patrząc na personalia, styl gry, sposób budowy kadry – nie zaryzykowalibyśmy stwierdzenia, że Serie A równa w dół. Wręcz przeciwnie, drużyny Gasperiniego czy Conte ogląda się po prostu z przyjemnością. Teoretycznie więc miejsce tuż za gwiazdą estrady z Piemontu trzeba byłoby traktować jako duży sukces. A jak to wygląda w praktyce?
ROZWÓJ SAMEGO INTERU
Wiadomo, oczekiwania w Interze Mediolan mniej więcej od kadencji Jose Mourinho są windowane do granic możliwości, zwłaszcza w kontekście coraz śmielszych ruchów na rynku transferowym. Ostatnie sezony to jednak mniejsze i większe rozczarowania, często zrzucane właśnie na karb błędów przy zatrudnianiu szkoleniowca.
Conte wydawał się być dla Interu skrojony. System na trzech stoperów, umiejętność budowania, potężne doświadczenie we włoskim futbolu, temperament, który mógłby obudzić największego z piłkarskich flegmatyków. Ale jednocześnie wydawało się, że ten projekt potrzebuje czasu. W końcu nawet na rynku transferowym mediolańczycy brali ludzi do odbudowania, jak Romelu Lukaku czy Alexis Sanchez, albo rozwinięcia, jak Valentino Lazaro czy Nicolo Barella. Poza tym nie ma co się oszukiwać, Mauro Icardi miał pewne wady, ale na boisku był dla Interu bardzo ważny. Jeśli połączymy to jeszcze z odejściem Perisicia – trzeba było się liczyć, że poukładanie tych klocków na nowo zajmie trochę czasu.
Tymczasem Inter wjechał w ligę sześcioma kolejnymi zwycięstwami, zatrzymał się dopiero w siódmej kolejce na Juventusie. Ogółem wygrał 12 z 14 pierwszych meczów ligowych. Po drodze jeszcze ograł Borussię Dortmund w Lidze Mistrzów, rehabilitując się za wtopę ze Slavią Praga. Żeby stworzyć odpowiednią perspektywę, sprawdźmy poprzedniego dokonania Interu.
Jak wielki progres zanotował Inter w sezonie 2019/20?
- 2015/16 – 4. miejsce, 67 punktów, 24 straty do lidera
- 2016/17 – 7. miejsce, 62 punkty, 29 straty do lidera
- 2017/18 – 4. miejsce, 72 punkty, 23 straty do lidera
- 2018/19 – 4. miejsce, 69 punktów, 21 straty do lidera
- 2019/20 – 2. miejsce, 82 punkty, 1 (!) punkty straty do lidera
To jest zmiana jakościowa, na którą złożyło się kilka elementów. Conte. Transfery. Brak osłabień zimą, bo udało się zatrzymać wszystkie czołowe postaci, a nawet dołożyć do nich Christana Eriksena. To prawda, Duńczyk trochę rozczarował. Ale był to ruch, po którym bito Interowi brawo. Zresztą, nawet jeśli on rozczarował, to Ashley Young wystrzelił jak z procy. Rzecz jasna do wyniku dołożył się także pracowity i „umierający za klub” Lukaku. Miła odmiana po perypetiach z Icardim i jego partnerką.
NA DWOJE BABKA WRÓŻYŁA
Ale dołożyła się do nich też wspomniana na wstępie słabość Juventusu. Bo nie ma co ukrywać, Inter może i skończył punkt za nimi, ale przecież w wyścigu o tytuł od dawna się nie liczył. Przed restartem na pole position było Lazio, które przegrało swoją szansę przez wąską kadrę. Ale jednak – było przed Interem, a wizje tego, że tylko rzymianie mają realną szansę na dogonienie Juve, nie wzięły się znikąd. Przy całej tej przemianie, Nerazzurri też mieli słabsze momenty. Może i długo nie przegrali meczu, jednak w tym samym czasie zdarzało nam się widzieć smutnego Conte po spotkaniu z Lecce, gdy jego była drużyna urwała Interowi dwa punkty. Potem mediolańczycy stracili „oczka” z Cagliari. I w końcu gwóźdź programu. Do czasu zawieszenia ligi Inter przegrał trzy mecze.
- Z Juventusem 1:2
- Z Lazio 1:2
- Znów z Juventusem – 0:2
Dziewięć punktów, które kompletnie odmieniłyby wygląd tabeli. Po restarcie też były wpadki – z Sassuolo, Bolonią oraz Hellasem. I nie zrozumcie nas źle, nikt nie wymagał od Conte sezonu perfekcyjnego (chyba że sam Conte), nie skażonego choćby jedną wtopą. Po prostu przez te drobne potknięcia Inter na finiszu znalazł się w takiej pozycji, w jakiej się znalazł. Czyli w pozycji ekipy, która walczyła o drugie miejsce z Atalantą i Lazio, a nie z Juventusem o to, żeby strącić go z tronu. Patrząc na wynik ekipy z Lombardii widzimy progres względem poprzednich lat, to fakt. Ale nie widzimy tego, że Stara Dama wrzuciła sobie tryb „czilówa” w końcówce sezonu, oddając punkty w meczach, w których nie zwykła tego robić. Łącznie straciła ich dziewięć. A to już spora różnica.
No i nie zapominajmy o jednym. Wystarczyło przestawić dwa klocki – tj. przegrać z Atalantą i nie mieć szczęścia do wyniku meczu Lazio z Napoli, a Inter byłby czwarty. A wtedy, mimo zmniejszenia straty do Juventusu, patrzylibyśmy na ten wynik zupełnie inaczej.
TRUDNY OKRES PRZEBUDOWY
Minimalne różnice punktowe między Interem a Juve to jedno. Warto także zwrócić uwagę na konstrukcję obu drużyn. Może to zbyt wczesne ogłoszenie triumfu, może jeszcze wiele się zmieni do startu przyszłego sezonu Serie A i Ligi Mistrzów, ale jednak: zdaje się, że Inter ma już za sobą okres przebudowy. Obecny skład to niemalże docelowy produkt na następne kilka lat. Wystarczy spojrzeć na najważniejsze ogniwa zespołu.
Lukaku, Eriksen, De Vrij, Brozović to roczniki 1992 i 1993, do trzydziestki jeszcze kawał czasu. Skriniar ma 25 lat, Martinez i Barella urodzili się w 1997 roku. Handanović faktycznie ma już 36 lat, ale przykłady bramkarzy, którzy świetnie radzą sobie i do czterdziestych urodzin nakazują sądzić, że o formę Słoweńca nie trzeba się specjalnie obawiać. Ze starszych piłkarzy zostają właściwie tylko Candreva i Godin. Przy czym trzeba pamiętać – Godin w epoce post-pandemicznej wyszedł w pierwszym składzie tylko w sześciu z czternastu rozegranych spotkań. Częściej grał 21-letni Alessandro Bastoni.
To robi wrażenie zwłaszcza, gdy zestawimy Inter z jego najpoważniejszym rywalem. Spośród dziewięciu piłkarzy Juve, którzy wystąpili w przynajmniej 40 spotkaniach tego sezonu, mamy 35-letniego Cristiano Ronaldo. 33-letnich Matuidiego i Bonucciego. 32-letnich Higuaina i Cuadrado. Za sekcję młodzieżową wśród najchętniej wystawianych piłkarzy robili 30-letni Pjanić i 29-letni Alex Sandro. Jasne, są Dybala czy De Ligt, są też plany systematycznego odmładzania, którego żywym dowodem wymiana pomocników z Barceloną. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że trudny okres wymiany pokoleń jeszcze przed Starą Damą, za to już za Interem.
TYLKO TEGO NIE SPARTOLIĆ
Mamy więc pełną jasność. Inter 2019/20 był najsilniejszym Interem od lat. Inter 2019/20 jest jednocześnie gdzieś w połowie drogi, a nie przy jej końcu. Dla Conte to był okres wdrażania swoich rozwiązań i budowy kadry po swojemu, Mediolan musiał też odkręcić się po tej całej wieloletniej przygodzie z Icardim. Najważniejsze wyzwania? Po prostu tego kapitału nie roztrwonić.
Bajania o Messim, który przychodzi do Serie A, zdetronizować Cristiano Ronaldo, można na razie odłożyć na półkę, mimo całej sympatii dla Gazzetty, na razie rozpatrujemy to w kategorii „Wawrzyniak w Juve”. Natomiast nawet stąpając twardo po ziemi, trzeba zakładać, że Inter w przyszłym sezonie będzie poważnym pretendentem do odebrania turyńczykom mistrzostwa.
Prawie pełna dekada dominacji Starej Damy, nieudane próby przełamania hegemonii w wykonaniu Napoli czy Romy. Ale to już przecież za nami. Nie można nazwać pełną dominacją sytuacji, w której różnica między mistrzem a wicemistrzem to zaledwie jeden punkt. Jeśli nie w przyszłym sezonie, to kiedy. Jeśli nie z Conte, Lukaku i Martinezem, to z kim.
Patrząc na trendy, na formę obu klubów, na kadry – wystarczy dalej iść w kierunku narzuconym rok temu. Inter w tych rozgrywkach zdobył 13 punktów więcej niż w poprzednich, Juve 7 punktów mniej.
Recepta wydaje się naprawdę prosta – utrzymać najważniejsze ogniwa, ewentualnie odmłodzić 2-3 pozycje, systematycznie wprowadzać młode strzelby, zaufać wizji Antonio Conte. Tyle że z tym ostatnim może być największy problem. Tak, przez cały tekst zauważaliśmy zmiany, jakie były trener Juventusu wprowadził w Interze, a teraz podamy w wątpliwość, czy sternik nie opuści statku. Nie zrobimy tego jednak dlatego, że we włoskich klubach działają jak w polskich i często lubią sobie zrobić rewolucję po sukcesie. To raczej Conte jest zarazem i lekarstwem, i problemem Interu. Zatrudniając go, trzeba było się liczyć, że to potwornie trudny człowiek. Chcący pełni władzy. Nienasycony.
Gość, który potrafił rzucić, że Juventus niczego nie osiągnie, bo jest jak biedak w ekskluzywnej restauracji. Tylko dlatego, że nie godzono się na rozrzutność, której wymagał przy transferach. Wygląda na to, że teraz scenariusz się powtarza. „Sky” już informuje, że drogi klubu i Conte się rozjeżdżają. Ci pierwsi uważają, że klub ma za sobą udany sezon i rewolucja nie jest wskazana. Spokojna budowa i rozsądek mają zapewnić Interowi prześcignięcie Juve w najbliższych latach. Conte twierdzi jednak inaczej. Najchętniej wziąłby Messiego, a potem spróbował wyciągnąć z Juventusu Ronaldo. Na deser wziąłby jeszcze Lewandowskiego. I można grać.
Cóż, podejście zrozumiałe, w końcu każdy chciałby jak najsilniejszej kadry. Pytanie tylko – czy przez nie i Conte i Inter nie stracą swojej szansy?
Fot. Newspix