Kibice czwartoligowej Legii Chełmża czekali na mecz swojej drużyny aż osiem miesięcy. Z tego zniecierpliwienia tak ich roznosiło, że na inauguracji nowego sezonu IV ligi.. obrzucili butelkami autobus z piłkarzami Cuiavii Inowrocław. – 300 meczów obejrzałem z Cuiavią, zdarzały się wyzwiska czy wulgarne gesty, ale żeby autobus obrzucać butelkami? – mówi Kamil Walczak, sekretarz klubu.
Może przesadzimy z tym stwierdzeniem, ale to miało być małe święto. Cholera, przecież czwartoligowcy czekali na wznowienie rozgrywek od listopada zeszłego roku. Po nieprzyzwoicie długim oczekiwaniu aż piłkarze wrócą na murawę, kibice dotrwali do oficjalnego kopania piłeczki – nie na orlikach, nie w sparingach, a normalnego grania o stawkę. Cuiavia Inowrocław jechała do Legii Chełmża.
Najpierw fucki, później butelki
– Mecz był napięty. Wygraliśmy 2:1, gospodarze nie wykorzystali rzutu karnego, nam nie uznano zdobytej bramki. Atmosfera na trybunach była gęsta, kibice miejscowych obrażali nas, ale do tego można się przyzwyczaić. Nie będziemy się obrażać, że ktoś na nas pokrzyczy, tak się dzieje na stadionach. Ale to, co działo się po meczu… 300 meczów obejrzałem z Cuiavianką, ale z czymś takim się nie spotkałem – mówi nam Kamil Walczak, sekretarz Cuiavii.
Po spotkaniu piłkarze poszli do szatni, wykąpali się, spakowali i ruszyli do autokaru. Ten stał przy bramie wyjazdowej – niestety tą samą bramą wychodzą też kibice, a zaraz obok stoi grill. I właśnie tam stacjonowała grupa miejscowych kibiców. – Pokazywali nam środkowe palce, krzyczeli coś do nas. Ale wsiedliśmy do autokaru i już chcieliśmy odjeżdżać. Ich było z trzydziestu, tak mniej więcej. Nagle w naszą stronę zaczęli rzucać butelkami i kamieniami. Pierwsze butelki trafiły w bok autobusu, ale poniżej linii szyb, gdzieś w okolice kół i po prostu się odbiły. Ale kolejne trafiały już w szyby. Dwie uderzyły w sam środek tych szyb, a ten momentalnie pękły. Na szczęście szyby były dwustronne, rozsypały się tylko ze zewnętrzne i nikomu nic się nie stało… – opowiada Walczak.
Autokar Cuiavii musiał się zatrzymać. Goście obawiali się konfrontacji z bojowo nastawionymi miejscowymi, którzy byli w przewadze liczebnej, ale ci po zatrzymaniu się autobusu… po prostu uciekli. Po kilku minutach na stadion przyjechali policjanci, spisali wszystkie niezbędne protokoły, autobus ogarnięto na tyle, by przyjezdni mogli dojechać do Inowrocławia.
Prawie jak mecz przyjaźni
Najdziwniejsze w tej historii jest to, że Cuiavia to klub, który teoretycznie nie powinien budzić agresji. – Nie mamy swoich szalikowców. Jeździ za nami grupka fanów, ale to żadni zorganizowani ultrasi. U nas w regionie albo kibicuje się Legii, albo Lechowi, albo Elanie, albo Zawiszy. A my tak w tym wszystkim jesteśmy trochę na uboczu – mówi Walczak. Kuriozalnym wątkiem tej sprawy jest fakt, że kibice Legii Chełmża wspierają Legię Warszawa. Natomiast Cuiavia to od kilku lat klub partnerski mistrzów kraju. Dwa sezony temu działacze Legii śmiali się, że to taki mecz przyjaźni.
Cóż, przyjaźni zabrakło wśród grupy bystrzaków, którzy uświęcili powrót IV ligi sportem nieolimpijskim, czyli rzutem butelką do ruchomego celu. Pod znakiem zapytania stoją kary – agresorzy zdążyli czmychnąć z obiektu przed przyjazdem policji. Konsekwencje wobec klubu mogą zostać wyciągnięte, choć tu też sprawa jest pogmatwana, bo może się ostatecznie okazać, że rzuty wykonywano – dajmy na to – trzy metry za bramą stadionu.
No nic. Jeśli ktoś spodziewał się, że kwarantanna sprzyjała refleksjom i przemyśleniom nad własnym zachowaniem, to na przykładzie grupki Einsteinów z Chełmży może czuć się rozczarowany. Osiem miesięcy bez futbolu spowodowało, że ciśnienie wybijało im głupotę uszami. I musieli wyżyć się na autokarze czwartoligowego klubu, który pyknął ich 2:1 na inaugurację sezonu.