Reklama

I liga dla Resovii czy Stali? Dwugłos przed derbami Rzeszowa

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

31 lipca 2020, 07:40 • 10 min czytania 0 komentarzy

Rozstrzygnięć nadszedł czas. Dzisiaj poznamy ostatniego z beniaminków 1. ligi w sezonie 2020/21. Wiemy, że będzie to zespół z Rzeszowa, lecz wciąż pozostaje zagadką, który z nich dołączy do Górnika Łęczna oraz Widzewa Łódź. Dzisiaj o 17:00 wszystko się wyjaśni, gdy w derbowym starciu Resovia podejmie Stal. Przed spotkaniem porozmawialiśmy z Konradem Domoniem (Resovia) i Grzegorzem Goncerzem (Stal Rzeszów).

I liga dla Resovii czy Stali? Dwugłos przed derbami Rzeszowa

GRZEGORZ GONCERZ

(Stal Rzeszów)

Jak nastroje w szatni przed finałem baraży? Z jednej strony – emocjonujące chwile przed wami. Z drugiej – cały sezon sprowadza się teraz do wyniku tego jednego, finałowego meczu.

Jesteśmy mocno podekscytowani nadchodzącym spotkaniem. Mieliśmy w tym sezonie swoje wzloty i upadki. Na szczęście dzięki formule rozgrywek możemy nadal walczyć o awans do 1. ligi. Jesteśmy w finale. Mamy jednak świadomość, jak trudny mecz przed nami. Jedziemy na Resovię, więc zmierzymy się z zespołem, który właściwie przez cały sezon trzymał się w tej czołowej szóstce. Spodziewamy się bardzo trudnego spotkania. Wiemy też, jaka jest specyfika boiska Resovii. Stadion położony między blokami, w środku osiedla. Kibice gospodarzy na pewno będą nam nieprzychylni. Ale ja jestem spokojny. Jestem przekonany, że stać nas, by zagrać na Resovii dobre spotkanie.

Cieszycie się, że o awansie zadecydują akurat derby Rzeszowa, czy jednak wolelibyście zmierzyć się z Bytovią?

Jak dla mnie – wymarzony scenariusz. No, może to najbardziej wymarzony byłby taki, gdybyśmy finał grali na Bukowej w Katowicach, ale gdzieś się ta kolejność ostatecznie poprzestawiała. Niemniej – dla mnie super. Bardzo się zawsze cieszę na takie spotkania. Mecz finałowy, a jednocześnie mecz derbowy. Wspomnienie tego spotkania pozostanie z nami i z kibicami przez lata. Od nas samych zależy, czy będziemy to spotkanie wspominać miło, czy wręcz przeciwnie. Fajny scenariusz dla obu klubów i dla samego miasta. Taki finał to również promocja dla Rzeszowa. O to chyba w tym wszystkim chodzi, żeby były emocje.

Sporo zawirowań przeżyliście w tym sezonie. Wczesną jesienią znajdowaliście się nawet na pozycji lidera, natomiast na początku lipca byliście przez moment na piętnastym miejscu. Wyglądało na to, że możecie nawet spaść.

Weszliśmy w ligę bardzo fajnie, potem rzeczywiście przyszedł kryzys. Ale wydaje mi się, że dzięki tym trudniejszym momentom staliśmy się mocniejszą drużyną. Nie chcemy być traktowani jak beniaminek. Swoje przeszliśmy. Na początki lipca widmo spadku zajrzało nam głęboko w oczy, a zupełnie inaczej miał ten sezon w naszym wykonaniu wyglądać. Trzeba było podjąć rękawicę, no i stanęliśmy w tym przypadku na wysokości zadania.

Reklama
Z czego wynika tak mocny finisz w waszym wykonaniu? Resovia w ostatnich tygodniach dużo gorzej sobie radziła.

Gdybyśmy znali odpowiedź na to pytanie, to stosowalibyśmy ją zawsze! Na pewno momentem zwrotnym było spotkanie z Gryfem w Wejherowie. Doszliśmy wtedy do ściany. Potrzebowaliśmy kompletu punktów. Wiedzieliśmy, że Gryf już spadł z ligi, więc chłopaki nie mają nic do stracenia, a my wyszliśmy na boisko z ciężkim bagażem złych doświadczeń z poprzednich kolejek. Udało nam się wtedy wygrać i to był ten powiew optymizmu, który pozwolił nam się w lipcu rozpędzić. I obyśmy tak grali do samego końca, włącznie z finałem. W lipcu mamy na koncie sześć zwycięstw i jeden remis, więc cieszymy się, że te dzisiejsze derby też wypadają w lipcu. Oby teraz podtrzymać passę. Choć jesteśmy świadomi, że jedziemy na bardzo ciężki teren.

Uważacie Resovię za faworytów dzisiejszego meczu?

Oczywiście wszyscy na nas teraz patrzą przez pryzmat ostatniego miesiąca, ale faworytami nie jesteśmy. Czeka nas mecz wyjazdowy. My czujemy się mocni w ataku pozycyjnym, ale mamy świadomość, że okoliczności derbowe nie będą sprzyjały takiemu graniu. Zakładamy, że to Resovia na swoim boisku narzuci swoje warunki. Czeka nas zapewne dużo walki wręcz, wiele stałych fragmentów gry. Ale mamy wystarczająco doświadczony zespół, żeby dostosować się do tego i przychylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.

O spotkanie z GKS-em Katowie chciałem jeszcze zapytać, na pewno bardzo dla ciebie ważne. Przy Bukowej pożegnano cię owacją.

Potem śmiałem się ze znajomymi w Katowicach, że trzeba było opuścić GKS, żeby takie gromkie brawa od tamtejszych kibiców otrzymać. Ale mówiąc poważnie – GieKSę wspominam bardzo miło. Mimo że doświadczyłem tam wielu niepowodzeń i ostatecznie nie zrealizowałem z klubem tego głównego celu, który przez lata był stawiany przed drużyną przez zarząd, czyli awansu do Ekstraklasy. Dzisiaj jestem piłkarzem bogatszym o ten bagaż przykrych doświadczeń. Wiem, jak niektóre spotkania rozgrywać. Jak się należy zachowywać w spotkaniach rozgrywanych pod dużą presją. Tym bardziej liczę, że jutro pomogę zespołowi właśnie swoim doświadczeniem.

Z GKS-em wygraliście oczywiście w pełni zasłużenie, ale przebieg spotkania był niesamowity. Macie takie poczucie, że ta ulewa, która przetoczyła się nad Bukową, trochę wam pomogła w skutecznej obronie wyniku?

Wydaje mi się, że tak. Jak już sobie na spokojnie przeanalizowaliśmy to spotkanie z Katowicami, no to widać, że w paru momentach mieliśmy troszkę szczęścia. W pierwszej fazie meczu GieKSa bardzo dobrze operowała piłką, mocno nas przycisnęła. My tylko odgrażaliśmy się kontrami. Potem te niesprzyjające warunki atmosferyczne trochę ich wybiły z rytmu, no bo to Katowice były stroną, która cały czas utrzymywała piłkę i próbowała nas nękać. Deszcz dał nam czas, by odetchnąć. Ale ktoś mądrzejszy ode mnie powiedział kiedyś, że w życiu suma szczęścia zawsze równa się zero. Ja mam wrażenie, że my jeszcze jesteśmy z tym szczęściem na deficycie i los nam pomału wynagradza to, co kilka razy odebrał w trakcie sezonu. Liczę zatem, że w finale baraży szczęście ponownie się do nas uśmiechnie.

W dwóch poprzednich spotkaniach z Resovią nie zagrałeś. To była decyzja taktyczna? W finale baraży możemy się spodziewać twojego występu?

Być może była to kwestia taktyki, ale ja mam taki zwyczaj – i zawsze się go trzymam – że nie pytam trenerów dlaczego gram, dlatego nie pytam również dlaczego nie gram. Oczywiście jestem zawsze do dyspozycji. Jestem gotowy, jestem chętny, żeby się sprawdzić przeciwko Resovii. W każdym momencie tego spotkania. Ale trener karty odsłoni przed nami dopiero przed meczem, na odprawie. Liczę, że zadebiutuję w tych derbach miasta. Jestem już w Stali półtora roku i dało się odczuć w mieście, że dla kibiców te mecze są bardzo istotne. Lubię uczestniczyć w takich wydarzeniach.

No właśnie, jak atmosfera w mieście? Poruszając się po Rzeszowie odczułeś zainteresowanie finałem?

Wydawało mi się, że jestem na swoim osiedlu osobą anonimową. Tymczasem kilka osób uśmiechało się, gratulowało zwycięstwa i życzyło nam awansu. Nie sądziłem, że wśród ludzi, których znam tutaj tylko z widzenia, znajdzie się tylu kibiców Stali, którzy się postanowili ujawnić. Bardzo to wszystko miłe. Postaramy się podziękować za wsparcie zwycięstwem z Resovią, no i w pewnym sensie spróbujemy też wynagrodzić kibicom ten okres oczekiwania, bo gdzieś się natknąłem na statystykę, że ostatni raz Stal na drugim poziomie rozgrywek grała 26 lat temu. Szmat czasu. Wierzę, że przełamiemy tę niemoc. Dlatego słowa uznania dla prezesa Bońka i całego PZPN-u, że w dobie pandemii jednak doprowadzono sezon do końca. Sam wiem, że wiele drużyn nie chciało grać, niektórzy woleliby zaczekać na kolejny sezon. Były naciski, żeby tę ligę zamknąć. Stal Rzeszów zawsze chciała grać. Jako rodzina, jako społeczność. Chcemy grać w piłkę, doświadczać tych emocji. O to chodzi, żeby mecze rozstrzygać na boisku, a nie przy zielonym stoliku. A ci co kombinowali… Kiedyś ich to dosięgnie.

Reklama

KONRAD DOMOŃ

(CWKS Resovia)

Emocje buzują przed finałem?

Podchodzimy spokojnie do tego meczu. Staramy się potraktować to spotkanie jak każdy inny mecz ligowy, nawet mając świadomość, że jego ranga jest większa. Ja sam mam już sporo sezonów na koncie, większość chłopaków w zespole to również są doświadczeni zawodnicy. Nie tracimy głowy, czekamy spokojnie. Wierzymy w swoje umiejętności. Nie ma wielkiego stresu, choć wiadomo, że przed nami bardzo ważny mecz dla Resovii i w ogóle dla całego miasta. Myślę, że dla piłkarskiego Rzeszowa to najważniejsze wydarzenie od wielu lat.

Cieszysz się, że tak się to wszystko poukładało, że w finale akurat zagracie derby ze Stalą?

Szczerze mówiąc – przede wszystkim cieszy mnie to, że ostatni mecz rozegramy u siebie. Sporo mieliśmy tych wyjazdów w ostatnim czasie. Za nami ciężki sezon, a te podróże na finiszu rozgrywek dodatkowo nas wyczerpywały.  Dlatego jesteśmy zadowoleni, że finał rozegramy u siebie. A że przy okazji będą to derby? Świetnie, fajna otoczka i promocja dla Rzeszowa.

Z Resovią jesteś związany od lat. Awans do pierwszej ligi byłby w pewnym sensie ukoronowaniem twojej kariery.

To jest moje wielkie marzenie, żeby wywalczyć ten awans. Pierwsza liga w Rzeszowie ostatni raz była – o ile dobrze pamiętam – 25 alb 26 lat temu. Ja już swoje lata mam, 34 na ramieniu. Jestem coraz bliżej końca kopania tej piłki. Dlatego awans do pierwszej ligi na takim etapie to byłaby wspaniała sprawa. Rzeczywiście ukoronowanie tej piłkarskiej przygody, no bo nie mogę mówić o karierze. Od początku jestem związany z Resovią. Zacząłem w klubie treningi w wieku sześciu lat, przeszedłem w Resovii wszystkie szczeble juniorskie, aż załapałem się do pierwszego zespołu. Nie występowałem w żadnym innym klubie.

Odczuwasz jakieś szczególne poruszenie wśród kibiców przed finałem? Miasto żyje meczem?

Pewnie. Jestem wychowany w środowisku resoviackim, więc sporo wiadomości i SMS-ów do mnie spływa. Ale wewnątrz klubu działacze i trenerzy starają się nas odcinać od tej otoczki. Wiemy na pewno, że nasi kibice mocno się mobilizują przed jutrzejszym spotkaniem. Na pewno będzie to duży atut po naszej stronie w finałowym spotkaniu.

Co się z wami stało po przerwie spowodowanej pandemią? Jesienią wyglądaliście na zespół, który powalczy o bezpośredni awans do pierwszej ligi, ale czerwiec i lipiec to seria meczów bez zwycięstwa w waszym wykonaniu. Prawie wypadliście z czołowej szóstki.

Sami do tej pory nie potrafimy sobie odpowiedzieć, co było główną przyczyną tej gorszej passy. Przede wszystkim problem był taki, że nie punktowaliśmy, choć nasza gra nie wyglądała najgorzej. W niektórych meczach przeważaliśmy, ale brakowało skuteczności. Nie obwiniam jednak wyłącznie napastników. Cały zespół nie spisywał się odpowiednio na etapie kończenia akcji w ofensywie. W pierwszej rundzie strzelaliśmy mnóstwo bramek z niczego. Komuś piłka spadła pod nogi w polu karnym i wpakował ją do bramki. W ostatnich tygodniach było odwrotnie – nawet w stuprocentowych sytuacjach nie potrafiliśmy zdobyć gola. Ale mamy to, o czym marzyliśmy. Wciąż możemy wywalczyć awans. Jeśli nam się uda, to nie będzie już miało żadnego znaczenia, że awansowaliśmy poprzez baraże a nie z drugiego czy pierwszego miejsca w tabeli.

Na początku lipca graliście mecz z Garbarnią. Przegraliście, a ty obejrzałeś czerwoną kartkę. Pojawiły się gdzieś w twojej głowie czarne myśli, że przez taki błąd szansa na awans może się wymknąć Resovii z rąk?

Ten mecz z Garbarnią wpisuje się w to, co mówiłem wcześniej. Zagraliśmy dobrze. W pierwszej połowie mieliśmy ze dwie-trzy doskonałe sytuacje, Garbarnia ani jednej. Ale nie zdobyliśmy gola. Jak już wyszliśmy na prowadzenie, to straciliśmy głupią bramkę na 1:1. Potem ja zrobiłem rzut karny dla Garbarni… Przegraliśmy mecz, w którym trzy punkty były na wyciągnięcie ręki. W następnej kolejce przegraliśmy z Lechem, gdzie zagrało wielu zawodników często występujących w pierwszym zespole i rzeczywiście zrobiło się gorąco. Ale nerwowych ruchów w drużynie nie było. Jesteśmy świadomi swoich umiejętności. Wiedzieliśmy, że w końcu szczęście musi nam dopisać i znowu zaczniemy regularnie punktować.

Pierwsze spotkanie barażowe z Bytovią to też był niezły rollercoaster.

Bardzo ciężki mecz. Trzeba brać pod uwagę, że mieliśmy za sobą dziesięć godzin podróży do Bytowa. Wyjechaliśmy dzień wcześniej, ale dziesięć godzin spędzonych w autokarze jednak dało nam się we znaki. A jeśli chodzi o sam mecz – rzeczywiście rollercoaster. Pierwsze dwadzieścia minut jeszcze w miarę wyglądało, ale potem Bytovia zaczęła grać. Na dodatek sami sobie sprokurowaliśmy rzut karny. Na szczęście mamy między słupkami Marcela, który wybronił tę jedenastkę.

No właśnie, Marcel Zapytowski, wasz 19-letni bramkarz. Uratował wam skórę w tych karnych. Zwłaszcza gdy zachował zimą krew przy powtórzonej jedenastce.

Jeżeli chodzi o Marcela, to ten mecz był tylko jednym z jego świetnych występów w tym sezonie. Od dłuższego czasu trzyma bardzo wysoki poziom, często nas ratuje i pokazuje duży kunszt jak na tak młodego chłopaka. Oby tylko dzisiaj to potwierdził i jeszcze raz pokazał klasę.

Grzegorz Goncerz ze Stali twierdzi, że jesteście faworytami finału. Też tak to czujesz?

Ja bym się faworytów w tym meczu nie doszukiwał. Derby mają swoje prawa. Na pewno jakąś przewagą będzie dla nas fakt, że gramy u siebie, przed własną publiką, ale na boisko tak czy owak wyjdą dwie drużyny, które będą chciały zwyciężyć za wszelką cenę. Walka, zaangażowanie – to będzie klucz do zwycięstwa w starciu ze Stalą.

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Była gwiazda Bayernu: Neuer jest na tym samym poziomie co Messi

Maciej Szełęga
0
Była gwiazda Bayernu: Neuer jest na tym samym poziomie co Messi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...