Trudno nie odnieść wrażenia, że w sprawie Cracovii nie istniało dobre rozwiązanie, ale jednak dało się tę sprawę przeprowadzić lepiej. Albo napiszę inaczej: nie dało się jej przeprowadzić gorzej.
„Negocjacje były długie, trudne” – mówi Janusz Filipiak w rozmowie ze sport.pl i wcale nie opowiada o transferze piłkarza do swojego klubu, ale o rozmowach z PZPN na temat kary za korupcję. Nazywa je wprost „negocjacjami” i jeszcze dopowiada, że sam się w nie włączył, ale „dopiero w końcówce”. To chyba pierwszy przypadek w historii polskiej piłki – a na pewno ja o innym nie słyszałem – gdy klub ustalał z organami dyscyplinarnymi związku, jaka kara mu odpowiada, a jaka nie. „Na takie rozwiązanie się zgodziliśmy” – stwierdza w końcu, a ja się zastanawiam, czy w przeszłości inne kluby godziły się na to, by je degradować. Hmm, raczej nie pytano nikogo o zgodę.
Trudno jest sprawiedliwie ukarać klub 16 lat po zdarzeniu, ja to wiem. Ale trudno jest też sprawiedliwie ukarać klub 6 lat po zdarzeniu, bo wówczas też w 99 procentach cierpią ludzie przypadkowi. A i 2 lata w futbolu to czasami wieczność. Im więcej o tym myślę, tym bardziej ta perspektywa czasowa przestaje dla mnie mieć znaczenie. Dziennikarz TVP Sport Mateusz Miga dokopał się do wypowiedzi Janusza Filipiaka z 2003 roku, gdy ten opowiadał, że w Cracovii ma pełnię władzy. Już o tym nie pamięta? Teraz ten sam Filipiak mówi (znowu sport.pl)” „Naprawdę mogliśmy się dalej bronić, przeciągać sprawę, grać na to, że przecież ciągle wina tych dwóch osób nie jest ostatecznie przesądzona, że w sądzie apelacyjnym oskarżeni o ustawianie meczów wcale nie muszą mieć utrzymanych wyroków”…
I to jest właśnie dla mnie sedno tej sprawy: „mogliśmy dalej się bronić, przeciągać sprawę”. 16-letnie przeciąganie sprawy dzisiaj stało się argumentem numer 1 na obronę – czy to nie niedorzeczność? Grano na czas, a teraz czas ma zmniejszać odpowiedzialność?
Czytam te wypowiedzi Filipiaka i widzę w nich jedynie bezczelność. On się czuje pokrzywdzony, bo jego zdaniem kiedyś Bełchatów został potraktowany łagodniej. Nie mówi o Koronie, Arce, Zagłębiu, Widzewie i innych klubach, tylko uczepił się tego Bełchatowa i wydaje mu się, że komuś wmówi, że białe jest czarne. Że ktoś na te manipulacje się nabierze. Dodatkowo opowiada, że Cracovię „stać na to, piłkarsko i finansowo, by zamknąć tę sprawę na tym poziomie”. Czyli mówi wprost, że ani finansowy, ani sportowy wymiar kary nie jest dla niej bolesny. To kpina. Totalna kpina, splunięcie w twarz kibicom z całej Polski. Żałosna paplanina, w której nie ma nawet namiastki przeprosin, jest jedynie buta. „Miałem już dość tej szemranej propagandy” – stwierdza, jakby był stroną pokrzywdzoną. Och, gdyby chociaż on miał tyle przyzwoitości, aby nic nie mówić. Po prostu pomilczeć trochę, z pokorą przeczekać burzę. Ale nie – on musi, po prostu musi, bo nie potrafi się powstrzymać, wygłosić swoje mądrości.
I czy to aby na pewno koniec „szemranej propagandy”? A może teraz właśnie ludzie zaczną mówić – nie bez przyczyny – że negocjacje, o których wspomina sam Filipiak, sprowadzały się do kary finansowej zamiast większej kary punktowej? Do tego, by punkty raz jeszcze odkupić, ale tym razem w samej centrali? Taki punkt widzenia to dla jednych spiskowa teoria, a dla innych racjonalne, chłodne podejście do tego, co się właśnie na naszych oczach stało. Można zadać pytanie, czy te aktualne „negocjacje” różniły się od negocjacji z 2004 roku, poza tym, że już nie rozmawiano na stacji benzynowej? I tu pieniądze, i tam pieniądze. I tu punkty, i tam punkty.
Dlatego więc w moich oczach Filipiak niczego nie zamknął, a wręcz przeciwnie – w moich oczach właśnie teraz otworzył dyskusję. Otworzył tę dyskusję także PZPN, bo teraz już każdy będzie mógł zapytać: ile chcecie? Milion wystarczy? Jakkolwiek by patrzeć, Polski Związek Piłki Nożnej zarobił na czynach korupcyjnych Cracovii milion złotych. Przehandlowano proces krakowskiego klubu za równowartość mieszkania na Mokotowie.
Ale pojęcie wstydu w polskiej piłce nie występuje. Jagiellonia wydaje oświadczenie w sprawie szwedzkiego piłkarza Rajalakso, lecz napisane w taki sposób, że każdy normalny czytelnik odczuwa głębokie zażenowanie. Legia Warszawa hucznie świętuje 15 mistrzostwo Polski, mimo że tych mistrzostw ma jedynie 14, gdyż jedno brakujące było kupione i zostało klubowi odebrane – ale któż by się tym przejmował, przecież „wszyscy kupowali”. Cracovia z kolei sięga po Puchar Polski także dzięki główce skazanego za korupcję Davida Jablonskyego, który tak długo wykorzystywał sztuczki prawne, że aż zdążył odwlec dyskwalifikację i zagrać w finale (już dawno został skazany przez czeski sąd). Ale skoro chłop umie dobrze uderzyć głową, to dlaczego ktoś miałby się przejmować tym, że ustawiał mecze? Janusz Filipiak uściska go serdecznie i wypłaci premię.
Drodzy państwo, rzygać się chce.