Latami można było odnieść wrażenie, że przyszłość piłki nożnej jest jasna – zawodowi piłkarze będą rozpoczynać swoją profesjonalną karierę coraz wcześniej, bardzo szybko skupiając się wyłącznie na treningach futbolowych. Czterolatki będą frunąć na zajęcia akademii, które od najmłodszych lat będą ich rozwijać według swoich modeli szkolenia. Za sprawą rozwoju medycyny i biologii, ale również farmacji, kres ich funkcjonowania w sporcie nastąpi jakieś trzy i pół dekady później – gdy jako czterdziestoletni zawodnicy sami uznają, że czas zawiesić buty na kołku.
To wydłużanie kariery w obie strony było czymś oczywistym. Jeśli prawdziwa jest reguła 10 tysięcy godzin, to zdecydowanie korzystniejsze jest wyrabianie tych godzin już w przedszkolu, albo przynajmniej na początku szkoły podstawowej. Jeśli prawdziwe są tezy teoretyków, że nawyki ruchowe najłatwiej wyrobić jeszcze przed podstawówką, to właśnie w dzieciaki w tym wieku powinny celować futbolowe akademie. Stąd obniżanie progu wejścia do świata futbolu, już nie dziewięciolatki, już nie siedmiolatki, które wyławia się na początku szkoły. Teraz drużyny U-7, U-6, a nawet piłkarskie przedszkola, oczywiście płatne.
W efekcie młody pierwszy trening zalicza jeszcze zanim nauczy się poprawnie wymawiać słowa „piłka nożna”.
A ostatni trening? Ha, tutaj granica jest przesuwana jeszcze efektywniej. Wszyscy już znają historię o Ryanie Giggsie, który zdecydował się na automatyczną skrzynię biegów, żeby nie obciążać przesadnie ścięgien w swojej drogocennej lewej stopie. Najbardziej działające na wyobraźnię przykłady to oczywiście Zlatan Ibrahimović i Cristiano Ronaldo. Futbol coraz chętniej korzysta z dorobku nauki, a i sam świat medyczny rozwija się w niewiarygodnym tempie. Kontuzje, które kiedyś przekreślały karierę, teraz leczy się w pół roku. Proces dobierania obciążeń pozwala na uniknięcie „zajechania” piłkarzy. Monitoring stanu ich stawów czy ścięgien pozwala tak kształtować konkretne partie mięśniowe, by odciążać te najbardziej narażone na urazy.
Optymalizacji ulegają właściwie wszystkie aspekty życia zawodowca. Regeneruje się efektywniej. Dzięki szczegółowym badaniom siły mięśni, trenerzy przygotowania motorycznego są w stanie dobierać zajęcia w taki sposób, by zawodnik unikał nie tylko poważnych urazów, ale i drobniejszych kontuzji. Suplementacja pozwala utrzymywać organizm w świetnej formie pomimo morderczego eksploatowania na przestrzeni pełnych 12 miesięcy. Trenerzy są coraz bardziej świadomi. Lekarze coraz potężniejsi. Technologia coraz dokładniejsza i precyzyjna. Farmakologia rozwiązuje coraz więcej problemów. Infrastruktura treningowa poprawia się nie tylko w kierunku podwyższenia komfortu gry, ale i odciążenia organizmów piłkarzy.
W teorii więc przygoda z futbolem może trwać już jakieś 35 lat, a są widoki, żeby jeszcze ten wynik poprawić – 42-letni Buffon po przerwie pandemicznej zagrał już trzy spotkania.
I gdy wydawało się, że ten trend się będzie utrzymywał, na treningi będą dowożone coraz młodsze dzieci, a kariery i obecność w światowym topie będą się wydłużać, pojawił się nieoczekiwany problem, który możemy pokazać na smutnym przykładzie 29-letniego, byłego już zawodnika reprezentacji Niemiec. Andre Schurrle jeszcze przed trzydziestką powiedział pas, zgarnął ostatnią odprawę i uznał, że czas na wędkowanie oraz dokarmianie kaczek już po zawieszeniu butów na kołku.
To chyba drugi po Pablo Osvaldo tak głośny przypadek, gdy bezpośrednią przyczyną zakończenia kariery w tak młodym wieku nie były urazy czy inne problemy zdrowotne, ale… brak frajdy z wyczynowego uprawiania piłki nożnej. Schurrle mówi o powodach niemalże wprost. Presja, oczekiwania, obsesja perfekcji.
– Nie potrzebuję już aplauzu. Coraz rzadziej mnie on cieszy, a coraz częściej dołuje. W piłkarskim świecie coraz częściej trzeba odgrywać konkretną rolę, inaczej można stracić pracę i nie otrzymać kolejnej – mówił na łamach niemieckiego Der Spiegel. Pobrzękuje w tym rozczarowanie środowiskiem, w którym naprawdę jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Nie możesz sobie pozwolić na chwilę słabości, bo przyklejona łatka zostaje na lata. – W gazetach albo jesteś nieudacznikiem, albo bohaterem. Nie ma niczego pomiędzy.
Tak jak w życiu kibica – krótkie chwile przyjemności przeplatane są całymi tygodniami cierpień. Niezależnie od miejsca w tabeli, od celów na sezon, od ambicji. Ci na dole drżą o utrzymanie, ale ci na górze wcale nie czują się bardziej zrelaksowani, gdy w każdej chwili można utracić pozycję lidera tabeli. Od tych najlepszych oczekuje się już nie tylko trzech punktów, ale rozrywki, ciągłego zabawiania widzów. A nawet, gdy to wszystko dostarczą – kibicom znów drżą nogawki – czy nasi bohaterowie nie odejdą do innych klubów? Skoro życie zaangażowanego fanatyka to właściwie nieprzerwany strach przed porażką, jak wygląda życie piłkarza, który bierze do siebie nagłówki gazet?
Schurrle odchodzi na smutno, tak trzeba to odczytywać. Oczywiście, zarobił nieprzyzwoite pieniądze na samym rozwiązaniu kontraktu, raczej nie umrze z głodu, nie grozi mu również eksmisja z lokalu socjalnego. Ale co to właściwie zmienia? Sport, który pokochał i który wyniósł go na szczyty, po prostu przestał go bawić. Zamiast tego wspomnianego farmakologiczno-medycznego wydłużania kariery do czterdziestki, mamy finisz przed 30. rokiem życia.
Wspomniałem Osvaldo. On odszedł na wesoło.
– Rzuciłem piłkę dla piwa, grillowania i rocka – powiedział sam zainteresowany. Choć już po twarzach i fryzurach widać, że Osvaldo i Schurrle to dwie zupełnie inne parafie, to jednak zbliżone przypadki. Obaj zarobili ogromne pieniądze, które pozwoliły im w pewnym momencie zająć się czymś innym. Ot tak, po prostu. Wstajesz rano i uznajesz, że w sumie nie chce ci się już dłużej z tym szarpać. Kiedyś opisywałem postać Darko Milicicia, koszykarza, który został wybrany z numerem drugim w legendarnym drafcie 2003 roku. Pierwszy wybór? LeBron James. Dalej m.in. Wade, Anthony, Bosh, Diaw. A z numerem drugim właśnie Darko, koszykarz, który jako jedyny z pierwszej szóstki tamtej klasy nigdy nie zagrał w meczu gwiazd.
W wieku 32 lat był już emerytem, który od lat zajmował się sadownictwem oraz hodowlą karpi, smakując życie podczas spotkań ze swoimi znajomymi przy rakiji, albo na wyjazdowym meczu Crvenej Zvezdy Belgrad. Nigdy nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań w NBA. Nigdy nie osiągnął sukcesu w sporcie. Ale zarobił tyle, że jeszcze przed 30. urodzinami mógł już zająć się głównie zaspokajaniem własnych przyjemności oraz dbaniem o rodzinę.
Milicić pokochał sadownictwo i choć już zawsze będzie w koszykówce symbolem spartolonego draftu, osiągnął osobisty sukces. Osvaldo postawił na muzykę, też zdaje się zadowolony. Schurrle, czymkolwiek się zajmie, będzie na pewno szczęśliwszy niż na finiszu swojej kariery piłkarskiej. A jeśli ten trend się utrzyma? Zastanawiam się na przykład nad piłkarzami pokroju Neymara. Jak długo będzie mu się chciało, w akompaniamencie absurdalnych oczekiwań ze strony kibiców oraz krwawego polowania na jego nogi ze strony rywali? Przecież to Brazylijczyk, jestem niemal pewny, że najszczęśliwszy byłby na tych swoich turniejach „Neymar Jr’s Five” w Rio de Janeiro. Wyciągnąć ze świata piłki, ile tylko się da, a potem komfortowa emerytura w wieku trzydziestu lat. Podróże. Zwiedzanie. Własna winnica.
Gareth Bale, kolejny modelowy przykład. Jaki sens z jego perspektywy miałoby wydłużanie kariery do czterdziestki? Dokupiłby osiemnaste auto do swojego szóstego garażu? Siódmą wakacyjną daczę w piątym państwie? Ma wszystko to, czego potrzebuje. A jeśli uzna, że najbardziej potrzebuje golfa – jaki trener, menedżer czy lekarz, jaki kontrakt będzie w stanie utrzymać go w świecie profesjonalnego futbolu? Manuel Almunia do tego stopnia zniechęcił się do europejskiego futbolu, że został trenerem bramkarzy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W podobnym tonie wypowiadał się również Victor Valdes. Najświeższa historia to zaś Anderson, były piłkarz m.in. Manchesteru United. Opowiedział nam o nim Jakub Kosecki w wywiadzie dla Weszło.
Anderson był zawsze ze mną pokoju. Wkręcił mnie w świat bitcoinów. Noc. Leży, leży… Nagle się zrywa.
– Kosa!!! Kurwa, kończę z piłką! Koniec! Nie gram już więcej ani dnia!
Patrzę się na niego: co jest? O co gościowi chodzi?
– Zobacz, zobacz kurwa!!! – krzyczy do mnie i pokazuje telefon.
Okazało się, że sprzedał bitcoiny… za parę ładnych baniek euro. Krzyczy do mnie, że kończy z piłką. No piękna sprawa. Na drugi dzień wychodzimy na trening. Wszyscy zebrali się w kółku, Anderson wszedł do środka:
– Panowie, dzięki serdeczne, kończę grać w piłkę.
Pożegnał się i od razu poszedł rozwiązać kontrakt. W trzy dni załatwił swoje sprawy i tyle go w Adanie widziano. Do tej pory ma wynajęty dom, zapłacony z góry. Stoi pusty. Ostatnio do mnie dzwonił na WhatsAppie: – Kosa, zobacz, jakie mam teraz życie! Najlepsze na świecie! Bawię się! Był gdzieś w Portugalii na prywatnym jachcie. Lata po świecie, korzysta z uroków.
Oczywiście działa to też w drugą stronę. W najbliższych dniach omówimy temat szerzej na Weszło wraz z Damianem Smykiem, ale generalnie większość teoretyków szkolenia jest zgodna – zbyt szybka wczesna specjalizacja to najprostsza droga, by zniechęcić dziecko do sportu. Im szersze spektrum sportów za dzieciaka, im więcej wolności i zabawy, tym większe szanse, że młodzian zostanie w tym świecie na dłużej. Uprawianie kilku różnych sportów, urozmaicanie treningów drużynowych sztukami walki czy lekkoatletyką, to nie tylko poprawa koordynacji, umacnianie partii mięśniowych, których nie da się efektywnie rozwijać w treningu czysto piłkarskim. To przede wszystkim odpoczynek dla głowy dzieciaka, wykonującego od lat te same ćwiczenia na tych samych piłkarskich boiskach.
Przez lata skupialiśmy się na wydłużaniu karier poprzez kształtowanie ciała. Przełamywanie jego ograniczeń, jego lepszą konserwację, rzeźbienie od najmłodszych lat. Zdaje się, że pogubiliśmy w tym wszystkim to, co najistotniejsze. Głowy. Pierwsze z nich przestają wytrzymywać i… chyba to korzystny znak. Teraz czas sprawić, by dzieci na treningach znów odczuwały frajdę, a nie poczucie obowiązku, a piłkarze faktycznie zamieniali swoją pasję w zawód, nie odwrotnie. Nawet jeśli będzie to oznaczać, że przygoda z piłką zamiast 35 lat, trwa krócej niż dwie dekady.