Piast Gliwice najdłużej w tym sezonie dotrzymywał kroku Legii i jako drugi zespół w Ekstraklasie zapewnił sobie start w europejskich pucharach. W tej dekadzie nadal dość skromny pod wieloma względami klub z Okrzei już po raz czwarty będzie nas reprezentował na arenie międzynarodowej. Niestety jak dotąd ani razu nie reprezentował nas godnie. Pytanie więc: jakie są szanse, że tym razem stanie się inaczej?
Wpadki na własne życzenie
Odpowiedź, jaką otrzymamy, będzie dla nas bardzo istotna. Nie ukrywamy bowiem, że przy wszystkich zasłużonych pochwałach pod adresem Waldemara Fornalika i jego piłkarzy, nadal nie wymazaliśmy z pamięci olbrzymiego rozczarowania z poprzedniego roku. Chodzi oczywiście o okoliczności, w jakich gliwiczanie odpadali z BATE Borysów i Riga FC. No po prostu wciąż nas trzęsie, gdy o tym myślimy.
Trzęsie dlatego, że Piast miał absolutnie wszystko, żeby w obu przypadkach nie odpaść. Decydowały własna nieskuteczność oraz błędy, które poszczególnym zawodnikom już nigdy potem się nie zdarzały.
-
Frantisek Plach więcej już nie wychodził z bramki tak bezmyślnie, jak przy stanie 1:1 w rewanżu z BATE, co skończyło się rzutem karnym
-
Marcin Pietrowski tak źle piłki jak na 0:1 w pierwszym meczu z Rygą już nie wycofywał
-
Korun z Plachem nigdy nie mieli już takiego nieporozumienia jak przy samobóju w Gliwicach, który niespodziewanie dał Łotyszom drugi oddech
– Teraz mogę już to powiedzieć: do dziś nie wiem, dlaczego Fero Plach wychodził na przedpole. Na treningach przerabialiśmy takie sytuacje sto razy i zawsze zostawał w bramce, a ja zagrywałem mu do rąk. Tym razem zachował się inaczej. Obróciłem się i widziałem, jak piłka zmierza do siatki. Byłem w szoku. Wszyscy zapomnieli o błędzie Marcina Pietrowskiego (śmiech). Niby wygraliśmy 3:2, ale nie potrafiłem się cieszyć. Przez kilka dni nie chciałem z nikim gadać. Dzieci w domu dopytywały, co się stało. Nie mogłem im tego dobrze wytłumaczyć, są jeszcze za małe, żeby zrozumieć.
To tylko nasza wina, że przegraliśmy dwumecz z Rygą. Nadal nie rozumiem, jak mogliśmy do tego dopuścić. W rewanżu przecież prowadziliśmy, mieliśmy komfortową sytuację, a tu takie rzeczy. Jedyne, co mogę dodać na naszą obronę, to bardzo napięty terminarz. Rozegraliśmy w lipcu bodajże siedem spotkań, granie co trzy dni. W Rydze już trochę siedliśmy fizycznie, przez co zabrakło więcej spokoju. W szatni do teraz nie gadamy o tych meczach – mówił nam w lutym Uros Korun. Widać, że jemu i kolegom także te niepowodzenia siedzą w głowie i czują, że ich pucharowa historia nie powinna się tak zakończyć.
Można mówić, że rywale znajdowali się w trakcie sezonu, albo że Piastowi brakowało trochę szczęścia. Mamy przekonanie graniczące z pewnością, że szybko wyrównujący na 1:1 w Rydze Armands Petersons tak pięknej bramki więcej nie zdobędzie. Co by jednak nie mówić, gliwiczanie trzy z siedmiu straconych goli w zasadzie strzelili sobie sami, tu nic ich nie usprawiedliwia.
Felix odejdzie…
W trakcie pucharowych bojów mistrzowska drużyna zaczęła się rozpadać. Aleksandar Sedlar odszedł od razu, bo po prostu nie przedłużył umowy, ale taki Joel Valencia w pierwszym meczu z Riga FC zagrał, by podczas rewanżu być już w angielskim Brentford. Waldemar Fornalik nie ukrywał zresztą na naszych łamach rozczarowania tamtą sytuacją. Liczył, że Ekwadorczyk pozostanie w klubie przynajmniej do drugiego spotkania z Łotyszami.
Formalnością było już wówczas odejście Patryka Dziczka. Odnosiliśmy wrażenie, że miało to wpływ na jego grę, na dodatek czuł on w kościach udział w młodzieżowym EURO.
Pytanie, czy tego lata Piast będzie w stanie uniknąć takiego zamieszania? Naszym zdaniem niestety nie.
Najlepszy strzelec Jorge Felix na 99,9 procent odejdzie po wygaśnięciu umowy, w żadnym pucharowym meczu nie pomoże. Nigdy nie zakomunikował tego oficjalnie, obie strony w publicznych wypowiedziach jeszcze starają się krygować, ale tylko najwięksi naiwniacy mogą łudzić się, że będzie inaczej. Hiszpan ma mnóstwo ofert, a to nie jest gość, który swoje już zarobił i może myśleć przede wszystkim o rozwoju sportowym. Mówimy o blisko 29-letnim zawodniku, w ojczyźnie nie wyszedł poza trzecią ligę, teraz ma swoje pięć minut i musi je skonsumować. Byłoby wręcz dziwne, gdyby nie zdecydował się na zmianę barw. Taka jest brutalna prawda.
…kilku innych pewnie też
Jakub Czerwiński nie ukrywał, że rok temu z powodu poważnej kontuzji przepadła mu ciekawa oferta, na którą był zdecydowany. Cały czas głośno mówi o chęci sprawdzenia się za granicą i trudno mu się dziwić, bo licznik wieku bije. Stoper Piasta po powrocie do zdrowia potwierdził, że prezentuje ten sam wysoki poziom co wcześniej. Siłą rzeczy i tym razem propozycji nie powinno mu zabraknąć.
Może znów wrócić włoski temat z Piotrem Parzyszkiem. Pojawił się on zeszłego lata, ale nie został zrealizowany, przez co piłkarz nie miał spokojnej głowy. W mniejszym stopniu pojawił się znów zimą, najpewniej lada chwila odżyje ponownie. Parzyszek ma tylko rok do końca kontraktu. Już teraz stanowi spore obciążenie dla budżetu i trudno byłoby zatrzymać go na dłużej na lepszych warunkach. Dla napadu Piasta byłaby to olbrzymia strata. Gdy połączymy dorobek jego i Felixa, wyjdzie nam 28 z 40 ligowych goli ustępującego mistrza. Praktycznie cała ofensywa.
Do odejścia szykuje się Tom Hateley (ma ofertę z MLS). Poważnie o wyjeździe myśli również Uros Korun, któremu podobnie jak Anglikowi wygasa umowa. Słoweniec w sezonie mistrzowskim grał mało, ale w obecnym godnie zastąpił Sedlara, prezentując najczęściej co najmniej przyzwoitą formę. Pomijamy oczywiście tego samobója z Rygą.
Mikkel Kirkeskov rok temu znajdował się na celowniku Legii i gdyby to zależało od niego, byłby dziś w Warszawie. Stołeczny klub nie miał wówczas najlepszego momentu w relacjach z Piastem. Aleksandar Vuković wygłaszał pretensje, że cena za Duńczyka nie zostanie obniżona ze względu na wcześniejsze wypożyczenia Tomasza Jodłowca i nic z tej transakcji nie wyszło. Kirkeskov znacząco lotów nie obniżył, zapewne jakieś oferty dostanie. To samo dotyczy Placha. Umowy jego i Kirkeskova obowiązują zaledwie do końca roku.
Następcy (nie)gotowi?
Nie jest więc scenariuszem katastroficznym założenie, że Piast tego lata straci pięciu ważnych zawodników (Felix, Hateley, Korun, Parzyszek, Czerwiński). W przypadku pierwszej trójki nie byłoby mowy o żadnym występie w nowym sezonie. Oczywiście szefowie klubu i trener Fornalik mogą mówić, że chcą uniknąć wyprzedaży i tym podobne. Praktyka rok temu pokazała jednak, że podobnie jak wszystkie ekipy w Ekstraklasie mają niewiele do gadania, kiedy przychodzi co do czego. Tym bardziej mogą nie mieć teraz, gdy koronawirus dodatkowo skomplikował finansową rzeczywistość.
Problem w przypadku Piasta nie polega na tym, że czołowi piłkarze odchodzą, bo to normalne. Rzecz w tym, że następcy nie od razu są w stanie wypełnić powstałe luki. Sam Fornalik mówił nam niecały rok temu: – Ściągamy zawodników, którzy z czasem mają podnieść wartość tej drużyny.
Dotyczy to Tomasa Huka, Jakuba Holubka, Tiago Alvesa czy sprowadzonego zimą Kristophera Vidy. Trudno zakładać transfery nowych kozaków, którzy bez aklimatyzacji zaczną rządzić na boisku. Jeżeli zespół z Okrzei miałby nie stracić na jakości, w najbliższych tygodniach wspomniani obcokrajowcy musieliby być w stanie wejść w buty odchodzących kolegów. Takie najpewniej jest założenie, ale zbyt wielkich pieniędzy na jego powodzenie byśmy nie postawili. Czas leci, a oni do tej pory nie za bardzo wykorzystywali swoje szanse. Oczywiście znajdziemy przykłady optymistyczne. Patryk Sokołowski przez pierwszy rok głównie się przyglądał, a w tym sezonie od razu został podstawowym piłkarzem, choć nie kluczowym. O przypadkach Valencii, Placha, Parzyszka czy Kirkeskova również już wspominaliśmy. Więcej czasu jednak nie ma, Huk i reszta muszą być gotowi lada moment.
Pesymizm
Niestety realnie patrząc Piast kolejny raz będzie miał wielkie problemy, żeby wreszcie kogoś wyeliminować. W pucharach mierzył się już z Karabachem Agdam, IFK Goteteborg, BATE i Rygą – za każdym razem odpadał. Gdyby tym razem przystąpił do boju w najsilniejszym składzie z obecnego sezonu, rozmowa byłaby inna, ale to niemożliwe. Nie będziemy zaskoczeni, jeśli koniec końców ich następcy dadzą radę, tyle że prędzej zaczną to robić w listopadzie i grudniu niż w sierpniu.
Ech, dawno nie byliśmy takimi pesymistami przed pucharowymi bojami naszych drużyn.
Fot. Newspix