Minimalizm jednak nie popłaca i brutalnie przekonała się o tym Warta Poznań. “Zieloni” po dwunastu minutach meczu z GKS-em Tychy prowadzili 2:0 i mieli mecz w garści. Wystarczyło tego nie spieprzyć i wieczorem można byłoby z piwkiem w ręce oglądać mecz Stali Mielec. Ale z 2:0 zrobiło się 2:1, bohaterem warciarzy mógł zostać Adrian Lis, który obronił karnego przy jednobramkowym prowadzeniu. I wtedy przyszedł doliczony czas gry…
Warta po niespełna kwadransie tego starcia z GKS-em Tychy miała już spokojny wtorek. Najpierw Jakub Kiełb dośrodkował z rzutu rożnego, Bartosz Kieliba ładnie złożył się do główki i było 1:0. Chwilę później Robert Janicki został sfaulowany w polu karnym przez Dominika Połapa, a Mateusz Kupczak strzelił swojego jedenastego gola w tym sezonie.
Komfort.
Spokój.
Bezpieczeństwo.
To nie hasła z reklamy samochodu, a uczucia, które mogły towarzyszyć piłkarzom Warty. Do przerwy zespół Piotra Tworka miał wszystko pod kontrolą i ich bramkarz nie musiał nawet się jakoś specjalnie wysilać. Tyszanie tak realnie zagrozili bramce Adriana Lisa ledwie raz, gdy Kamavuaka uderzał ze skraju pola karnego, ale golkiper gospodarzy przytomnie rzucił się w swoją lewą stronę.
2:0 to bardzo niebez… No sami wiecie co
Wydawało się, że tu już nic nie ma prawa się schrzanić w kontekście poznaniaków. Pozostało grać tak dalej przez kolejne trzy kwadranse. Wówczas “Zieloni” narzuciliby presję na Stal Mielec, która dziś wieczorem zagra jeszcze z Chrobrym Głogów. Każde potknięcie Stali oznaczałoby, że warciarze na dwie kolejki przed końcem sezonu byliby na miejscu premiowanym bezpośrednim awansem do Ekstraklasy. A w perspektywie jeszcze dwa względnie łatwe mecze – ze zdegradowaną już Chojniczanką i Stomilem, który zdobył trzy punkty w czterech ostatnich meczach.
Ale znacie prawa Murphy’ego? Jeśli coś się może schrzanić, to się schrzani. No i Warcie mecz zaczął wymykać się spod kontroli od samiuśkiego początku drugiej połowy. Gospodarze się cofnęli, GKS chwycił za lejce i przesunął grę na połowę rywala. Tu stały fragment przy linii bocznej, tam jakaś kontra, tu znów jakaś wrzutka – i tak powoli tyszanie kruszyli skałę.
Poznaniacy próbowali dojechać do mety na luźnym biegu, aż tu nagle z niemal trzydziestu metrów przyfanzolił siedemnastoletni Jan Biegański. Nie dość, że uderzył mocno, to piłka jeszcze odkręcała się od środka bramki w kierunku słupka. No i zaczęła się sraczka w ekipie gospodarzy. Kwadrans do końca, strata punktów oznaczałaby, że Stal wieczorem przy zwycięstwie lub remisie znów przeskoczy ich w tabeli.
Lis znowu mógł być bohaterem
Koło ratunkowe Warcie rzucił Adrian Lis, który w 85. minucie obronił rzut karny i dobitkę. Grzeszczyk dołączył zatem do grona piłkarzy, którzy nie potrafili pokonać golkipera Warty z jedenastu metrów – to była już czwarta jedenastka wyciągnięta przez Lisa. Swoją drogą – mamy poważne wątpliwości co do słuszności tego wapna, bo Danielewicz nie wykonał ruchu ręką do piłki, nie wystawił jej poza obrys własnego ciała…
Ale na nic zdały się wysiłki Lisa. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry Szumilas dośrodkował na dalszy słupek, Danielewicz zgubił krycie przy Łukaszu Sołowieju, a ten z bliska wcisnął piłkę do siatki. Warta strzeliła dwa gole w pierwszym kwadransie i w ostatnim kwadransie dwie bramki straciła. A przecież to właśnie końcówki spotkań były siłą “Zielonych”. Do tej pory w ostantnich kwadransach zespół Piotra Tworka strzelił dwadzieścia goli, a siedem stracił. Z kolei dla tyszan te ostatnie minuty były na ogół kiepskie – do dzisiaj dziewięć bramek zdobytych, czternaście straconych.
Inna sprawa, że gol dla GKS-u padł po spalonym. Zatem znów sędziowie skrzywdzili Wartę.
Wydaje się, że to mógł być decydujący kwadrans dla losów bezpośredniego awansu poznaniaków do Ekstraklasy. Cel był prosty – zdobyć dziewięć punktów w tych trzech meczach i czekać na potknięcie Stali. Tymczasem Warta przewróciła pierwszą przeszkodę i teraz musi liczyć na Chrobrego Głogów. I na to, że ten w Mielcu postawi się na tyle, że samemu wskoczy na miejsce barażowe, a mielczanie nie odskoczą.
Warta Poznań – GKS Tychy 2:2 (2:0)
Bartosz Kieliba (6.), Mateusz Kupczak (12.) – Jan Biegański (75.), Łukasz Sołowiej (90.+1)
fot. NewsPix