Reklama

Śląsk walczy o przedłużenie emocji – dla siebie i dla nas

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

12 lipca 2020, 09:23 • 3 min czytania 0 komentarzy

Lech Poznań był rzecz jasna największym przegranym swojego półfinału Pucharu Polski z Lechią Gdańsk. Zaraz potem jednak na tę listę trzeba wpisać… Śląsk Wrocław. Finał Cracovia – Lechia sprawia, że niemal na pewno czwarte miejsce w Ekstraklasie nie da przepustek do eliminacji Ligi Europy, a to najbardziej uderza właśnie w drużynę Vitezslava Lavicki. Jeżeli myśli ona jeszcze o powrocie na międzynarodową arenę, musi wygrać wszystkie trzy mecze, które pozostały do końca sezonu.

Śląsk walczy o przedłużenie emocji – dla siebie i dla nas

Nie jest to niemożliwe. Wrocławianie teoretycznie najtrudniejsze boje mają już za sobą. Dziś goszczą Pogoń, później jadą do Białegostoku i na koniec podejmują u siebie Lechię. Dwie pierwsze ekipy walczą już o złote kalesony, szybko wyciągnęły leżaki w grupie mistrzowskiej. Lechia natomiast najpewniej nie wystawi przeciwko Śląskowi najcięższych armat na zakończenie tygodniowego maratonu z Ekstraklasą, bo pięć dni później czeka ją finał z “Pasami”. Jedyne, co w terminarzowym kontekście może martwić trenera Lavickę, to konieczność odbycia w środku tygodnia podróży na drugi koniec kraju, co nie ułatwi regeneracji. Ale jeśli jego zawodnicy chcą sukcesu, muszą takie przeszkody pokonywać.

Czy brak pucharów powinien być we Wrocławiu dużym rozczarowaniem?

Oczywiście, że nie. Sam fakt, iż po czterech sezonach udało się wreszcie wejść do pierwszej ósemki i nie być w niej tylko uzupełnieniem, wiele mówi. Już wielokrotnie podkreślaliśmy, że Lavicka momentami wyciskał maksa z zespołu przeciętnego kadrowo. Z zespołu, w którym szybko wypadł mający rewelacyjny początek sezonu Łukasz Broź, poważnej kontuzji doznał podstawowy stoper Wojciech Golla, napastnik długo był najsłabszym ogniwem, a w pomocy grał i często nadal gra Diego Żivulić. Znacznie bardziej naturalnie przyjęlibyśmy czwarte miejsce dla Zagłębia Lubin niż WKS-u.

Z drugiej strony, jakiś niedosyt na pewno będzie. Lavicka zimą mówił w czeskich mediach, że dopiero teraz jego podopieczni osiągnęli pułap pozwalający mu na stosowanie jego standardowych obciążeń treningowych. Wcześniej musiał zmniejszyć wymagania, bo zawodnicy by tego nie wytrzymali. Paradoksalnie od tego momentu Śląsk wyhamował.

Zjazd właściwie zaczął się już w grudniu.

30 listopada ubiegłego roku WKS wygrał 3:0 w Gliwicach, odnosząc piąte z rzędu ligowe zwycięstwo. Po siedemnastu kolejkach prowadził w tabeli z dorobkiem 33 punktów, co daje średnią niemal dwóch punktów na mecz (dokładnie 1,94). Od tamtej pory wrocławianie zaczęli mocno zwalniać. W następnych siedemnastu spotkaniach wywalczyli tylko 20 punktów. Średnia na mecz – 1,17. Za ten okres znaleźliby się tuż nad strefą spadkową, a jeśli chodzi o starcia wyjazdowe, gorszy byłby jedynie ŁKS. Po triumfie na stadionie Piasta, Śląsk poza domem odniósł zwycięstwo w Płocku, zremisował w Szczecinie, a pozostałych sześć meczów przegrał.

Reklama

Trudno zatem nie odnieść wrażenia, że całościowo mogło być jeszcze lepiej.

Dziś Lavicka będzie musiał poradzić sobie z przemodelowaniem drugiej linii. Za kartki pauzują Michał Chrapek i Krzysztof Mączyński. Statystyki pokazują, że bez “Mąki” jego koledzy się gubią. Były reprezentant Polski w tym sezonie opuścił już siedem ligowych spotkań. Bilans? Jedno zwycięstwo, trzy remisy, trzy porażki.

W Pogoni ciąg dalszy eksperymentów. W ostatniej chwili wysypali się David Stec i Jakub Bartkowski, przez co Kosta Runjaic nie ma do dyspozycji nominalnego prawego obrońcy. Przewiduje się więc, że zdecyduje się na ustawienie z trójką stoperów oraz Frączczakiem i Matynią na wahadłach. Nic, tylko z tego skorzystać i atakować skrzydłami.

Śląsk walczy dziś o przedłużenie swoich pucharowych szans, ale również o przedłużenie emocji dla nas. Jeśli nie pokona Pogoni, a Piast i Lech sięgną po pełną pulę, w praktyce podium byłoby obsadzone. Dwie ostatnie kolejki Ekstraklasy toczyłyby się już zupełnie o nic, bo znalibyśmy i mistrza, i pucharowiczów, i spadkowiczów.

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...