Reklama

Osiem lat od nominacji. Dlaczego Fornalikowi nie wyszło w kadrze?

redakcja

Autor:redakcja

10 lipca 2020, 10:11 • 9 min czytania 17 komentarzy

10 lipca 2012 roku. Dokładnie osiem lat temu Waldemar Fornalik objął stery w reprezentacji Polski. Miał ogarnąć kadrę po nieudanym Euro, tchnąć w nią nowego ducha, awansować na mistrzostwa świata. Wydawało się, że skoro potrafił zrobić wynik z biednym Ruchem, gdzie dysponował kilkadziesiąt razy mniejszym potencjałem ludzkim, będzie umieć to zrobić z nie takim najgorszym przecież zespołem narodowym (przynajmniej personalnie). Nie wyszło. Dlaczego?

Osiem lat od nominacji. Dlaczego Fornalikowi nie wyszło w kadrze?

Zanim o tym, warto wspomnieć, jak do wyboru Fornalika w ogóle doszło. Smuda na stanowisku naturalnie nie mógł zostać. Nawet tamten PZPN, działający – by tak rzec – dość rozrywkowo, nie pozwolił sobie na pozostawienie przegranego trenera na stołku (choć oczywiście Smuda uważa, że wygrał). Giełda trenerów była grzana wówczas w najlepsze, mówiło się o Piotrze Nowaku, Macieju Skorży, ale ostatecznie decydowano – za sprawą wyboru kapituły pod przewodnictwem Antoniego Piechniczka – między Fornalikiem właśnie, Jackiem Zielińskim (wcześniej asystent Smudy) i… Jerzym Engelem. Tak, tak, może mało kto pamięta, ale zaginiony brat Apoloniusza Tajnera kręcił się koło reprezentacji jeszcze w 2012 roku.

To o tyle ciekawe, że nie pracował w zawodzie przez sześć lat. A jednak ochotę na trenerski stołek w kadrze nawet miał. Co więcej, trzech członków zarządu oddało na niego swój głos.

No, ale przewaga była jednak spora: 11 wskazań padło na Fornalika, Zieliński nie mógł się pochwalić żadnym głosem.

CZAS

Powiecie, że to wygodna wymówka, bo czasu jest zawsze mało, nie tyczy się to tylko trenerów, ale też innych grup zawodowych, a najlepszych wyróżnia to, że z tym uciekającym czasem potrafią sobie radzić. Umówmy się jednak, że futbol to specyficzna para kaloszy i czas rzeczywiście gra tam kluczową rolę. Ponadto nie chcemy przecież Fornalika wybielać, tyle lat minęło, sam się argumentował potem w Ruchu i Piaście, natomiast warto na to zwrócić uwagę. I nie chodzi tutaj o litanię pod tytułem „dwa treningi i mecz, ojej”, a coś innego. Spójrzcie:

Reklama
  • Jerzy Brzęczek – sześć meczów przed pierwszym meczem eliminacyjnym
  • Adam Nawałka – siedem spotkań przed pierwszym meczem eliminacyjnym
  • Waldemar Fornalik – tylko jedno takie spotkanie
  • Franciszek Smuda – 34 spotkania przed pierwszym meczem o punkty, ewenement, przez brak kwalifikacji

Wyraźnie więc widać, że to właśnie Fornalik z trenerów pracujących w kadrze w bieżącej dekadzie miał najmniej czasu, by swoją drużynę poznać i odpowiednio poukładać w niej klocki. Zresztą, jeśli cofnąć się dalej, to szkoleniowcy w pierwszej dekadzie XXI wieku też mieli lepiej – Engel dostał pięć sparingów, Janas mógł bez konsekwencji przegrać eliminacje do Euro 2004, bo to przecież nie on je zaczynał. Wyłamuje się jedynie Beenhakker, który też zaczynał po jednym sparingu.

Tyle że Holender był wówczas trenerem niezwykle doświadczonym. I to nie tylko na niwie klubowej, bo przecież prowadził Holandię oraz Trynidad i Tobago. Brak czasu i brak doświadczenia to były pierwsze ciosy, który musiał przyjąć Fornalik.

Zresztą spójrzcie choćby na Piasta – czy ten zespół zaczął grać tak dobrze, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? Nie, Fornalik prawie z nim spadł, a nie obejmował gliwiczan w 30. kolejce sezonu 17/18, tylko w dziesiątej. Potrzebował czasu.

Zwraca na to uwagę Radek Majewski: – W kadrze nie masz za dużo czasu, wyniki potrzebujesz osiągać szybko. W klubie inaczej to wygląda. Za szybko ta reprezentacja zgasła. Trener został wybrany jako ten, który się wyróżniał w lidze. Odczuwam to, że jego zespoły grają stabilnie i grają przemyślany futbol. Trener inaczej pracuje w Ekstraklasie i być może zabrakło tego przestawienia się, tak sądzę.

MIOTANIE SIĘ ZE SKŁADEM

Chcąc, nie chcąc, „Maja” będzie grał dużą rolę w tym podpunkcie, bo był jedną z postaci, na którą zwrócił uwagę Fornalik, a później zupełnie olał. Zwróćcie uwagę, że Nawałka potrafił sobie zbudować na przykład Milika czy lepiej według pozycji do porównania – Mączyńskiego. Obaj panowie przecież też nie błyszczeli na początku kadencji Nawałki, tyle że otrzymali kredyt zaufania, który potem spłacali.

A taki Majewski? Przyjechał na jedno zgrupowanie, zagrał jeden mecz i potem już nigdy nie wrócił.

Radek opowiada: – Ja byłem w naprawdę dobrej formie. W tygodniu strzeliłem pięć bramek, trener przyjechał, oglądał mój mecz. Nie wiem, czy to media mnie powołały, ty jesteś z mediów, będziesz wiedział, ale trener dawał sygnały, że jest zainteresowany i przyjedzie. Graliśmy z Charltonem, strzeliłem gola, zamieniliśmy parę słów i czułem szansę na powołanie. Ono przyszło. Czułem też, że trener potrzebuje takiego zawodnika jak, ofensywnego. Widział, że jestem w formie i mówił, że chciałby to docenić. Później jak byliśmy na zgrupowaniu, zawołał mnie, powiedział, że na mnie postawi w meczu z Ukrainą, ale tak szybko jak wskoczyłem, tak szybko wyskoczyłem.

Reklama

– Czy czułem się kozłem ofiarnym? Z tego wynika, że trochę nim byłem. Ale jak przyjeżdżasz na kadrę po przerwie, to powinieneś być impulsem. Ja nim nie byłem. Parę razy wrzuciłem i na tym się skończyło. Zagrałem 70-parę minut. Jeżeli ktoś mnie nie widzi, to nie chodzę i nie rozpowiadam o tym, tylko opieram się na faktach. A fakt był taki, że po kilkunastu minutach przegrywaliśmy już 0:2.

Majewski to jedno, natomiast drugim naczelnym przykładem jest Lewandowski i oczywiście nie Robert, tylko Mariusz. Gdy tliła się jeszcze nadzieja, mała, bo mała, ale jednak, że na mundial pojedziemy, Fornalik wyciągnął z kapelusza właśnie pomocnika Sewastopolu. „Cycuś” nie grał wtedy w kadrze od czterech lat, jego ostatnim spotkaniem było to koszmarne starcie ze Słowacją na śniegu. A tu proszę – przyjeżdża i wychodzi w pierwszym składzie na Ukrainę. Może był przejazdem? Nie, nie, bo potem z Anglią też grał.

Co najśmieszniejsze – miesiąc później odszedł z Sewastopolu, czym de facto skończył karierę.

Inna sprawa. W meczu z Anglikami u siebie zagraliśmy całkiem nieźle, jak zwykle nie wygraliśmy, ale 1:1 można było traktować jako fundamenty pod budowę czegoś solidnego. Inaczej uznawał jednak Fornalik, bo ze składu, który zremisował z Synami Albionu, niewiele zostało.

  • Tytoń – Piszczek, Wasilewski, Glik, Wawrzyniak – Grosicki, Krychowiak, Obraniak, Polański, Wszołek – Lewandowski
  • Boruc – Piszczek, Wasilewski, Glik, Boenisch – Krychowiak, Łukasik – Błaszczykowski, Majewski, Rybus – Lewandowski

Pięć zmian. Jakże egzotycznie wygląda tutaj Łukasik, który znów: potem zagrał tylko 11 minut w sparingu z Liechtensteinem i tyle go widziano. Dziwi też pojawienie się Boenischa (Wawrzyniak był na ławce), skoro chłopak nie nadawał się do grania na Euro, ani nigdy potem. Przywiązywali się do niego z dziwnych powodów polscy selekcjonerzy, choć tak naprawdę trudno wskazać jego jeden dobry mecz z orłem na piersi. Za to zabawne (z perspektywy czasu) kompilacje. A jakże.

Zobaczcie, co on robi w meczu z Czarnogórą. Przecież to jest jakaś wielopoziomowa kompromitacja. Dlaczego grał? Wystarczy tylko rzut oka na skrót meczu z Ukrainą (1:3) i widać, że bramka Jarmołenki pada jego flanką, kiedy Boenisch robi DOKŁADNIE to samo, a więc pozoruje pressing.

Nie trafiał więc Fornalik ze składem, jak trafił wyjątkowo, to mieszał, jak mieszał, to było tylko gorzej.

NIE TRZYMAŁ NERWÓW NA WODZY

My mamy przez kilka dni problem, w jakim składzie będziemy grali. To też nie pomaga. No to też nie pomaga! To tak, jakbyście współpracowali z reprezentacją Ukrainy, chcąc im pokazać kilka dni wcześniej, w jakim będziemy grali ustawieniu – mówił Fornalik do dziennikarzy na konferencji prasowej, narzekając, że ci wykonują swoją pracę.

Na tej samej zasadzie można powiedzieć, że cała Europa wie, jak gra Messi, i też nie potrafi mu przeszkodzić – odrzucał Fornalik zarzuty, że wspomniany Boenisch zachowywał się tak, jakby nie znał dobrej lewej nogi Jarmołenki. Słuchajcie, Ukrainiec to naprawdę fajny piłkarz, ale jednak porównywać Jarmołenkę do Messiego… Trzeba znać umiar.

Mamy mocarstwowe ambicje, stawiamy się na równi z Anglią czy Niemcami, a nimi nie jesteśmy – to już zdanie wypowiedziane po remisie z Mołdawią.

Z MOŁDAWIĄ.

Fornalik nie bardzo potrafił powiedzieć, kto ma mocarstwowe ambicje, po prostu wymyślił sobie niewidzialnego wroga i obwinił go za niepowodzenie w starciu z przesłabym rywalem. W tamtych eliminacjach Mołdawianie dostali w dwumeczu 0:9 od Anglików, a my męczyliśmy z nimi bułę w jednym i drugim spotkaniu. W pierwszym udało się jeszcze wygrać, w drugim padł wstydliwy remis 1:1. Można zauważyć, że to mocarstwo zremisowało też z Ukrainą u siebie, ale cóż, Ukraina jednak weszła do baraży. Poza tym, rany boskie… Oni nas straszyli Suvorovem na skrzydle.

Brak pewnego dystansu i chłodnej głowy objawiał się u Fornalika również w kontakcie z piłkarzami. Artur Sobiech i Arkadiusz Milik, którzy byli kontuzjowani, zostali powołani jedynie po to, by sprawdzić, czy rzeczywiście mają te urazy. Oj, gubił się selekcjoner.

PECH

Ale tak, miał też pecha! Pecha w postaci tego, że Robert Lewandowski nie był tym piłkarzem w reprezentacji, którego znaliśmy potem z kadry Adama Nawałki. Można mówić – no tak, ale Fornalik nie znalazł na niego sposobu, uczynił to dopiero Nawałka i dlatego zaczęło żreć. Może i tak, ale na pewno Lewandowski nie powinien kończyć tych eliminacji z tylko jedną bramką strzeloną przeciwko poważniejszemu rywalowi. Wystarczy odkopać stary filmik, by dowieść, jak proste okazje marnował wówczas Robert.

To naprawdę nie jest już wielka filozofia, czy Lewandowski miał obok siebie kogoś w typie późniejszego Milika, czy nie miał. Kilka patelni, które trzeba strzelić, a przecież był już wówczas Polak blisko topu, przecież to właśnie wiosną 2013 roku walnął cztery bramki Realowi. Nie mówimy, że jego lepsza forma odmieniłaby tę kadencję, zdecydowanie nie, ale pewnie liczylibyśmy się w eliminacjach dłużej, ba, może pojechalibyśmy na ten mundial przez baraże. I oczywiście tam wyłapali już w trąbę, ale wówczas Fornalik nie byłby stawiany tak nisko w rankingu selekcjonerów.

Engel miał Olisadebe, Janas Żurawskiego i Frankowskiego, Beenhakker Smolarka, Nawałka Lewandowskiego. Odejmijcie bramki najlepszych i nigdzie nie jedziemy. No a za Fornalika napastnik rzeczywiście marnował proste jak na siebie sytuacje.

EFEKT TEGO WSZYSTKIEGO: KATASTROFALNE ELIMINACJE

Zajęliśmy czwarte miejsce w grupie, ustępując Czarnogórze, Ukrainie i Anglii, wyprzedzając tylko o dwa punkty Mołdawię, no i standardowo San Marino (pomocne od czasu eliminacji do RPA). Fornalik przeżył dwóch prezesów PZPN-u, bo w międzyczasie Boniek zmienił Latę i można się było zastanawiać, czy obecny prezes nie podziękuje mu szybciej. Tak się nie stało, owszem, było wezwanie na dywanik, ale Fornalik pracował dalej – pewnie też Boniek nie chciał nowemu selekcjonerowi wręczać w prezencie raczej już przegranych eliminacji.

Jakiś czas po swojej kadencji Fornalik musiał wygłosić zdania, które muszą paść najwyraźniej z ust każdego selekcjonera, bo jeśli nie, oni potem źle śpią i mają koszmary.

Mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że czas mojej pracy nie był czasem straconym dla polskiej reprezentacji. Dokonaliśmy gruntownej selekcji w trakcie eliminacji mistrzostw świata, przy jednoczesnej walce o awans. Ta praca na pewno zaprocentuje w rozpoczynających się eliminacjach – stwierdził Fornalik.

No to sprawdźmy.

Ostatni mecz za Fornalika:

  • Szczęsny – Celeban, Jędrzejczyk, Glik, Wojtkowiak – Krychowiak, Lewandowski – Błaszczykowski, Mierzejewski, Sobota – Lewandowski

Pierwszy mecz o punkty za Nawałki:

  • Szczęsny – Olkowski, Szukała, Glik, Wawrzyniak – Klich, Krychowiak – Grosicki, Rybus – Milik, Lewandowski

Nie mówimy, że te składy powinny się pokrywać w stu procentach, natomiast zmian jest sporo. Zresztą jak wspomnieć ekipę, która dała nam dużo radości na Euro 2016, to jednak Nawałka kształtował ją w dużej mierze sam. Wynalazł wspomnianego Mączyńskiego, dorzucił Pazdana, użytecznego piłkarza w roli zmiennika znalazł w Jodłowcu.

Co warto zapisać Fornalikowi na plus, to debiut Milika w kadrze, chyba mało kto pamięta, że napastnik debiutował właśnie pod jego wodzą.

Podsumowując: był to związek nieudany, ale obie strony znalazły w przyszłości swoją drogę. Reprezentacja jeździ na wszystkie turnieje, Fornalik robił wyniki z Ruchem, następnie naturalnie z Piastem. Czy powinien jeszcze kiedyś dostać swoją szansę? Nie popełniłby już pewnie takich błędów, ale wciąż nie trudno odnieść wrażenia, że to trener klubowy, który musi mieć swój zespół na co dzień, by podnosić jego jakość.

Tak to już jest, że czasem nawet najlepsze wydawałoby się elementy, do siebie nie pasują.

PAWEŁ PACZUL

Fot. FotoPyk/Newspix

Najnowsze

Komentarze

17 komentarzy

Loading...