Reklama

Górnik Zabrze – pierwszy polski klub, dla którego Grecy są wzmocnieniami

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

10 lipca 2020, 11:59 • 4 min czytania 0 komentarzy

W ostatnich latach nie brakowało greckich zawodników na polskiej ziemi. Kolejne kluby decydowały się na piłkarzy z tego kraju, mimo że ci konsekwentnie się nie sprawdzali, każdy był mniejszym lub większym niewypałem. Mogło się wydawać, że latem tę klątwę zdjęła wreszcie Pogoń Szczecin, bo dobry początek miał Kostas Triantafyllopoulos. Szybko jednak zaczął ujawniać swoje gorsze cechy i tak naprawdę nigdy już nie nawiązał do formy z pierwszych meczów. Dziś co najwyżej można uznać, że stoper ten nie jest osłabieniem i nie ląduje w zakładce “szrot”, lecz nic więcej. Dopiero Grecy, których zimą sprowadził Górnik Zabrze, okazali się ewidentnymi wzmocnieniami.

Górnik Zabrze – pierwszy polski klub, dla którego Grecy są wzmocnieniami

Pasmo niewypałów

Zanim do tego doszło, przez boiska Ekstraklasy przewinęło się aż ośmiu innych gości z Hellady, których już na naszych stadionach nie oglądamy.

  • Giannis Papadopoulos w Cracovii
  • Anestis Argyriou w Zawiszy Bydgoszcz
  • Mavroudis Bougaidis w Lechii Gdańsk
  • Angelos Argyris w Koronie Kielce
  • Achilleas Poungouras w Arce Gdynia
  • Dimitris Goutas w Lechu Poznań
  • Giorgos Mygas w Zagłębiu Sosnowiec
  • Giannis Mystakidis w Górniku Zabrze

Papadopoulos zaczął obiecująco, szybko strzelił dwa gole, ale później zupełnie spuścił z tonu. Argyriou był po prostu piłkarskim ogórem. Zawisza wziął go po okresie bezrobocia, które zaczęło się od odejścia z czwartoligowych wówczas Rangersów. Bougaidis grał rzadko, a jeśli już, to raczej zawodził. Trochę lepiej poszło mu później w pierwszoligowym Podbeskidziu. Poungouras pod koniec zimy 2018 roku został wypożyczony z PAOK-u jako uzupełnienie składu i kimś takim właśnie się stał. Rozegrał tylko trzy mecze ligowe. Po powrocie do kraju jednak nie przepadł – dziś jest podstawowym stoperem Panathinaikosu. Goutas w Lechu to podobny przypadek jak Bougaidis w Lechii.

Argyris przyszedł do Korony z czwartej ligi niemieckiej, zagrał jedynie w Pucharze Polski i wrócił do czwartej ligi niemieckiej. Mygas dał się poznać, jako boczny obrońca z przebłyskami w ofensywie i fatalny jeśli chodzi o swoje podstawowe zadania. Mystakidisa przez pół roku w Górniku zapamiętaliśmy jedynie ze znakomite kluczowego podania w Poznaniu, po którym pięknie sprawę zakończyli Jesus Jimenez i Igor Angulo.

Do tej listy jako transferowe pudło wkrótce zostanie dopisany Michalis Manias, którego w Pogoni już skreślono. To, jak zapamiętamy Triantafyllopoulosa, jeszcze się okaże.

Reklama

Celne strzały zabrzan

Wiadomo już natomiast, że duet, który przybył do Zabrza zimą z polecenia od lat mieszkającego w stolicy Grecji Józefa Wandzika, podniósł jakość zespołu. Dołożył wcale nie tak małą cegiełkę do tegorocznych wyników drużyny Marcina Brosza, mimo że został wypożyczony z AEK Ateny na finiszu zimowego okienka, nie przepracowując z nowymi kolegami okresu przygotowawczego i nie rozgrywając ani jednego sparingu.

Ich CV było raczej średnio zachęcające. Napastnik Georgios Giakoumakis co prawda jeszcze w zeszłym sezonie zaliczył trzy występy w fazie grupowej Ligi Mistrzów, ale był w AEK-u postacią z drugiego – by nie powiedzieć, że trzeciego – szeregu. Poza jednym udanym rokiem w Platanias (11 goli w sezonie 2016/17) nigdy nie imponował strzeleckimi statystykami. Prawy obrońca Stavros Vassilantonopoulos jesienią znaczył w Atenach jeszcze mniej, na boiskach Super League zaliczył 15 minut. Tyle dobrze, że wcześniej przez trzy sezony regularnie występował w Verii i PAS Lamia. Okazało się, że na Ekstraklasę w zupełności wystarczą.

Grecy przedstawieni w Zabrzu.

Vassilantonopoulos już po kilku dniach został bohaterem meczu z Cracovią. Sprawił, że wszyscy zapomnieli o Borisie Sekuliciu. W efektowny sposób strzelił zwycięskiego gola, a wcześniej niezmordowanie biegał od linii do linii, nie zważając na fakt, iż jeszcze w pierwszej połowie Thiago rozwalił mu nos. Tak się z miejsca kupuje kibiców. Później “Vasil” trzymał fason, nigdy nie schodził poniżej przyzwoitego poziomu. Widać u niego rezerwy w obronie, bardziej wyróżnia się grając do przodu, ale nie są to tak rażące dysproporcje jak u Mygasa w Zagłębiu Sosnowiec. 28-latek w barwach Górnika ma już na koncie dwie bramki, co jest godne podkreślenia, bo wcześniej przez całą karierę do siatki rywali trafił zaledwie pięć razy.

Giakoumakis nieco dłużej musiał budować swoją pozycję. Zaczynał z ławki, ale też dość szybko się pokazał. Mimo że ostatnio z Wisłą Kraków i Wisłą Płock wypadał słabiej, swoje zdążył zrobić. Zapewnił zwycięstwo na ŁKS-ie, gdzie zresztą po kilku tygodniach wypadł jeszcze lepiej (gol i wywalczony rzut karny na 2:0). W międzyczasie pokonał także Marka Kozioła z Korony Kielce. 25-letni napastnik sprawia, że łatwiej gra się Igorowi Angulo. Jest trochę więcej biegającą wersją Łukasza Wolsztyńskiego. Niezły piłkarsko, silny, zadziorny, potrafi nękać obrońców. Również dzięki swoim Grekom Górnik, mimo dwóch ostatnich porażek, ma już pełen luz na mecie sezonu.

Reklama

Tym bardziej przy Roosevelta mogą się cieszyć, że w obu przypadkach mają opcję transferu definitywnego. Chyba nikt w klubie nie wątpi dziś, że warto będzie tych zawodników zatrzymać. A być może ich przykład sprawi, że ruch transferowy na linii Grecja-Polska w najbliższym czasie będzie jeszcze intensywniejszy.

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...