Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

08 lipca 2020, 19:05 • 8 min czytania 22 komentarzy

Istnieje grupa ludzi, która wierzy, że Janusz Korwin-Mikke jest podstawionym agentem mrocznych sił, który ma za zadanie kompromitować słuszne idee środowiska polskiego konserwatywnego liberalizmu. Trudno nie zauważyć, że podobnych “agentów” moglibyśmy znaleźć więcej przy innych nurtach – na przykład istnieją trenerzy “cruyffiści”, których drużyny w istocie prezentują wypaczenie futbolu wyznawanego przez Johana Cruyffa. Być może to zbyt wczesne słowa, ale mam wrażenie, że podobnie ma się sprawa z awangardą walki o poprawność polityczną świata sportu.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Nie zawsze mi wychodzi, ale staram się nie zabierać głosu w sprawach, o których nie mam najmniejszego pojęcia. Tak jest na przykład w kwestii obecnych protestów w USA, które można zbiorczo określić jako manifestacje antyrasistowskie. Widzę po swoich znajomych, ale przede wszystkim w internecie, że bardzo silna jest pokusa czarno-białej oceny z perspektywy setek kilometrów. A moim zdaniem w takich kwestiach bardzo, bardzo trudno o tego typu osądy.

Bo co my właściwie tutaj w Europie wiemy o samopoczuciu ludzi w USA? Mówienie o tym, że ktoś nie ma prawa czuć się dyskryminowany, bo przecież może spokojnie iść na dowolny uniwersytet przypomina mi trochę to zdziwienie depresją wśród bogatych. “Może sobie kupić wszystko, a ma depresję, no ludzie, depresję to mogę mieć ja, na dwóch etatach od rana do nocy”. Uważam, że nie da się wykluczyć depresji u ludzi sukcesu, którzy w teorii spełniają sny większej części ludzkości – na przykład wśród piłkarzy czy koszykarzy światowego topu. I tak samo uważam, że nie da się odgórnie, z wysokości fotela ustawionego w dużym pokoju bloku na Bałutach ustalać, czy Marcus z Bronxu ma prawo, czy też nie ma prawa czuć się dyskryminowanym.

To przecież są bardzo delikatne, wręcz trudne do wyczucia momenty. Być może patrzę na to trochę inaczej, bo widziałem takie drobnostki w Polsce, w Łodzi. Widziałem jak klienci sklepu momentalnie się usztywniają, gdy wchodzi młody człowiek w szaliku piłkarskim. Widziałem jak policja reaguje zupełnie inaczej na te same pierdoły, w zależności od koloru niesionej flagi przy marszach 11 listopada. Jak reaguje młodzież z lepszych szkół, gdy nagle na domówce spotyka się z dzieciakami z gorszych osiedli. Absolutny drobiazg – kiedyś miałem okazję usłyszeć od policjanta – gdyby to, co zrobiliście, miało podłoże kibicowskie, pewnie moglibyście nocować u nas. Dlaczego? To samo wykroczenie, to samo złamanie prawa, ale gdyby miało podtekst kibicowski, to nocujesz w celi. Jeśli nie, kończysz zaledwie z mandatem.

Oczywiście nie porównuję tutaj kibiców do czarnoskórych, chodzi mi o to, że rasizm to nie tylko niewolnictwo i tworzenie instytucji wyłącznie dla białych.

Reklama

Są po prostu rzeczy, których nie da się ująć w żadnych statystykach. Czy na pewno równi sobie są Patryk z Wilanowa, który do szkoły jedzie klimatyzowanym samochodem ojca i Patryk z Młogoszyna, dla którego każdy dzień jest krótszy o godzinę poświęconą na długie spacery do swojej placówki edukacyjnej? Zresztą, wieś/miasto to tylko ten najpopularniejszy podział, ale spójrzmy nawet na NRD i RFN. Wszystkie możliwe mapy, włącznie z tymi sportowymi, pokazują, że po trzydziestu latach od zjednoczenia, Niemcy nadal są dość mocno rozwarstwione. Różnice dotyczą średnich płac, stopy bezrobocia, łatwości dostępu do edukacji. Monachium czy Hamburg pełnymi garściami czerpały zasoby ze wschodu – ludzie migrowali za pracą czy wykształceniem. Razem sprawiali, że zachód coraz dynamiczniej się rozwijał, podczas gdy wschód stawał się domem spokojnej starości.

To oczywiście ogromne uproszczenia, ale chodzi mi o pewne zasady. 30 lat w jednym państwie, ludzie z tym samym językiem, z tą samą genetyką. Tu Niemcy i tam Niemcy. A jednak, lata funkcjonowania w różnych systemach politycznych zostawiły tak głębokie wyrwy, że do dzisiaj nie da się ich skutecznie zasypać.

Dlatego nie przemawiają do mnie te mądre głowy z Warszawy czy Krakowa, które dopytują: pińcet lat po zniesieniu niewolnictwa, a czarnoskórzy nadal czują się dyskryminowani? Rany, jeszcze w latach osiemdziesiątych niektóre Stany nie dopuszczały ich do głosowania. To jest przecież mgnienie oka, nawet nie dwa pokolenia. Skoro u nas przy każdej mapie musi paść sakramentalne: “widać zabory”, skoro my po 30 latach od wolnych wyborów nadal odnosimy się do przeorania Polski przez nazizm i komunizm, to czarnoskórzy nie mogą wciąż odczuwać skutków rasizmu sprzed kilkudziesięciu lat? Dlatego nie wypowiadałem się i nadal nie wypowiadam na temat ruchu Black Lives Matters, na temat kształtu i sposobu protestowania przez czarnoskórych, na temat polityki USA. Zwłaszcza, że – jak to mówił Fred – znam kogoś, kto tam był. I wcale nie uważał, że Compton jest już prawie tak fantastycznym miejscem do życia jak Beverly Hills.

Natomiast sądzę, że powoli dobijamy do tego miejsca, gdzie za być może słusznymi postulatami i być może słusznym gniewem, idą kompletnie nietrafione pomysły, w dodatku wprowadzane w dość kontrowersyjny sposób. Washington Redskins zmieniają nazwę. Czerwonoskórzy wreszcie, po wielu latach, reagują na apele środowiska rdzennych mieszkańców USA, które od miesięcy przekonywało, że nazwa godzi w ich uczucia i utrwala szkodliwe stereotypy.

– Nigdy nie zmienimy nazwy – zapowiadał w 2013 roku Daniel Snyder, właściciel Redskins. Wtedy też protestowali Indianie, wtedy tez nazwa była uważana za niewłaściwą, niepoprawną politycznie. Okoliczności zmieniły się siedem lat później. Czy wpływ na to miały manifestacje w całym kraju? Czy wpływ miała na to fala przepraszania za wszystko wywołana przez ruch Black Lives Matters? Pośrednio na pewno tak. Bezpośrednio na pewno nie.

Bezpośrednią przyczyną było wycofanie trzech gigantycznych sponsorów, którzy zapowiedzieli, że nie będą już dłużej łożyć na klub Redskins. Mogą na futbolistów z Waszyngtonu, ale nie na Redskins. PepsiCo, FedEx oraz Nike. Wystarczyła groźba utraty tych partnerów, by Snyder zrezygnował ze swoich deklaracji i posłusznie rozpoczął proces zmiany nazwy. Wystarczyło usunięcie gadżetów Redskins ze sklepów Nike, wystarczyła groźba zaczerwienienia arkuszy w Excelu, by “nieugięty” się ugiął. To dowód, że wrażliwość wrażliwością, a ostatecznie rządzą wyłącznie ci martwi prezydenci na zielonym papierze.

Reklama

Początkowo sądziłem, że to przesada – cóż zawadza rdzennym Amerykanom odwołanie do ich wojowniczego ducha u futbolistów? Ale kurczę, to właśnie rdzenni Amerykanie już od kilkudziesięciu lat wskazują, że im to przeszkadza. Chyba wiedzą lepiej ode mnie. Problem, jaki widzę gdzieś na horyzoncie, to dalsze kroki w tym kierunku. Już teraz wiadomo, że za Redskinsami będą prawdopodobnie musieli pójść Cleveland Indians, Kansas City Chiefs czy Chicago Blackhawks. Ale swój własny protest dotyczący dyskryminacji napisał też pochodzący z Irlandii amerykański dziennikarz Dan Morrison. Według niego do zmiany nadaje się nazwa uniwersyteckiej drużyny Notre Dame Fighting Irish. Logo z leprechaunem trzymającym gardę ma utrwalać według niego szkodliwy wizerunek awanturniczego katolickiego imigranta o rudych włosach.

I tu znowu, pierwsza myśl: totalna przesada. Ale tak jak nie jestem rdzennym Amerykaninem (Apaczem czy Irokezem), tak nie jestem też Irlandczykiem.

Być może to ma sens? Być może gdyby mój ojciec całe życie uczciwie pracował w USA, a potem był utożsamiany z rudowłosym awanturnikiem, którego pół życia to bójki pod pubami, czułbym się urażony. Ale w takim razie co dalej? Boston Celtics nasuwa się jako pierwsze na liście zmian, a już na pewno do wyautowania jest ten wyluzowany typek z fajką w ich herbie. Ottawa Senators z rzymskim wojownikiem? No też nie, zwłaszcza, że sami wiecie, jak ci rzymscy wojownicy się pozdrawiali. A Dallas Cowboys? Wizerunek kowboja jest jeszcze okej, czy już kogoś naraża na wykluczenie? Minnesota Vikings? Buffalo Bills?

No i jak zbadać, ilu spośród potomków wikingów jest faktycznie urażonych nazwą Vikings? Jeśli urażonych będzie dziesięciu, to już powód do zmiany nazwy? A stu? A jeśli urażone będą wszystkie organizacje reprezentujące potomków wikingów, ale jednocześnie te organizacje nie będą odzwierciedlały faktycznych nastrojów wśród potomków wikingów?

Wbrew pozorom to mogą być prawdziwe problemy do rozwiązania. I jednocześnie trudne do oceny z naszej perspektywy. Pamiętam nasz mecz z Kolumbią na mundialu, pamiętam jak oburzali się rozmówcy, którzy słyszeli, że ich państwo jest u nas kojarzone z Escobarem i kokainą. Czasem te proste, niemal instynktowne skojarzenia, jakieś kompletnie niewinne stereotypy mogą być dla drugiego człowieka bolesne. Uśmiechałem się, gdy Shaquille O’Neal żartował z Marcinem Gortatem z pierogów i kiełbasy, ale czy uśmiechałbym się, gdyby do głowy przyszedł mu krzywdzący stereotyp narodu ruszającego z szablą na czołgi?

Jedno jest pewne – jesteśmy w dość przełomowym momencie, w którym na nowo definiujemy pewne zjawiska, zwłaszcza dotyczące urażania uczuć poszczególnych ludzi czy grup społecznych. Myślę że powinniśmy się w tym obszarze poruszać bardzo ostrożnie i odpowiedzialnie. Dotyczy to zarówno tych, których narzekania czerwonoskórych na Washington Redskins śmieszą, jak i tych, którzy uważają za w pełni naturalne zmienianie nazw potężnych organizacji z uwagi na ideologiczny zwrot sponsorów. Dziś Nike, FedEx i PepsiCo sprawiają, że drużyna zmienia nazwę na mniej obraźliwą wobec rdzennych mieszkańców Ameryki.

Ale jaką mamy pewność, że w przyszłości Xiaomi, Huawei i Lenovo nie wymusza, by zmienić nazwę na taką, która odpowiada Chinom? Przedsmak mieliśmy w okresie protestów wobec interwencji chińskich władz w Hongkongu. Wystarczyło tupnięcie nogą chińskich partnerów, by całe Houston Rockets i połowa NBA chórem przepraszała za tweeta wspierającego protestujących, którego wysłał główny menedżer “Rakiet”.

Na razie od Houston Zedongs dzieli nas dość sporo, ale żyjemy w świecie wielkich zmian. Których kierunek naprawdę trudno przewidzieć.

 

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
1
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Felietony i blogi

Komentarze

22 komentarzy

Loading...