Warta Poznań, choćby chciała, z barażów o Ekstraklasę się nie wypisze. Ma za dużą przewagę, poza pierwszą szóstkę już nie wypadnie. Drużyna z Wielkopolski jednak konsekwentnie oddala się od bezpośredniego awansu. Na domiar złego, dziś została ofiarą chwilowego zaćmienia sędziów, których błędy niestety stają się normą w I lidze po koronawirusowej przerwie.
Doliczony czas pierwszej połowy domowego meczu Warty z Puszczą Niepołomice. Już szykowaliśmy się do jej podsumowania, że odbyła się i tyle, a gwizdek na przerwę był jej najważniejszym momentem. Gospodarze przeważali, ale nic z tego nie wynikało. No, może poza niecelnym strzałem Bartosza Kieliby po rzucie rożnym, aż tak wiele mu nie zabrakło. Goście mieli jedną niezłą akcję, gdy Adrian Lis odbijał strzał Marcina Orłowskiego i musieli go wspomóc obrońcy. Tak poza tym – nuda.
Wtedy do akcji wkroczyli sędziowie.
19-letni Maksymilian Sitek od początku wyróżniał się na tle tego dość topornego towarzystwa, a tutaj nabrał arbitrów jak dwa razy starszy wyjadacz. Kieliba na linii pola karnego dosłownie pomuskał go ręką, Sitek padł jak długi i… rzut karny. Powtórki kazały nam się złapać za głowę. Takich rzeczy nie można odgwizdywać (chyba że miałaby być żółta kartka za symulkę). Co gorsza, odnieśliśmy wrażenie, że to będący najbliżej akcji sędzia boczny zasugerował wskazanie na wapno. Paweł Malec przez moment się wahał, jakby czekał na interpretację zdarzenia od liniowego.
Można mówić, że arbitrzy poza Ekstraklasą zarabiają za mało i bywają przemęczeni, ale takich błędów nic nie tłumaczy. Są jakieś granice. Tyle dobrze, że w piątek PZPN zakomunikował, iż wszystkie spotkania barażowe odbędą się z udziałem VAR-u. Stawka jest zbyt wysoka, by o awansie decydowały takie blackouty panów z gwizdkiem.
Marcin Stefanik pewnie wykonał jedenastkę i Puszcza prowadziła. Po przerwie Warta ciągle dominowała, ale konkretnego zagrożenia nadal nie stwarzała. Puszczy natomiast wystarczyła jedna fajna akcja na prawym skrzydle i zagranie Sitka, które kolanem na gola samobójczego zamienił Kieliba. Znów młody wychowanek Stali Rzeszów dał mu się we znaki.
Warta była na łopatkach i choć dzielnie walczyła, punktów nie zdobyła.
Starał się na boku pomocy Michał Jakóbowski i to po jego kolejnym przebłysku ładnie w bliższy róg sieknął rezerwowy Robert Janicki, ale na tym podopieczni Piotra Tworka poprzestali. A tak naprawdę poza wcześniejszym rajdem Jakóbowskiego i strzałem po koźle Łukasza Trałki, przy którym refleksem wykazał się Karol Niemczycki, Warciarze konkretnych okazji nie wypracowywali. Samo przedostanie się w okolice szesnastego metra od bramki Puszczy nie stanowiło problemu, szczególnie w ostatnim kwadransie, gdy rywale opadli z sił. Potem jednak zawsze czegoś brakowało, niepołomicka defensywa wybijała piłkę za piłkę.
Warta granie po pandemii zaczęła od dwóch zwycięstw. Po 24. kolejce miała taki sam dorobek jak prowadzące w tabeli Podbeskidzie i cztery punkty przewagi nad Stalą Mielec. Ostatnich sześć meczów to aż cztery porażki, remis w Legnicy i domowe zwycięstwo nad Sandecją. Strata do Stali to już pięć “oczek”, a jeśli Podbeskidzie w niedzielę pokona Radomiaka Radom, odskoczy Warcie na sześć “oczek”.
Puszcza po cichutku robi swoje. To już piąte zwycięstwo w 2020 roku, a w całym sezonie ósme na wyjeździe (przy zaledwie trzech domowych). Gdyby piłkarze Tomasza Tułacza dziś przegrali, byliby punkt nad kreską. Skoro wygrali, dzieli ich już jedna wygrana od strefy barażowej o Ekstraklasę. I liga, stan umysłu.
Warta Poznań – Puszcza Niepołomice 1:2 (0:1)
0:1 – Stefanik 45+3′ karny
0:2 – Kieliba 65′ samobójcza
1:2 – Janicki 81′
Fot. 400mm.pl