Nie ma nudy w Olimpii Grudziądz. Szefowie pierwszoligowca już po raz drugi w tym sezonie zmienili trenera i to w okolicznościach, które trudno uznać za standardowe. Zimą pisano z kolei o poważnych problemach finansowych i zaległościach wobec zawodników. Ciągle coś się dzieje, choć niekoniecznie w pożądanym kontekście. Teraz Olimpia zaskoczyła wszystkich obserwatorów. Nie chodzi nawet o samo pożegnanie Jacka Trzeciaka, bo na nie już wcześniej się zanosiło, ale o jego następcę. Drużynę wespół z Maciejem Patykiem prowadzić ma Selim Benachour.
Być może kojarzycie to nazwisko. Jak na skalę europejską był to całkiem niezły piłkarz, zrobił dość ciekawą karierę. W PSG, któremu wówczas daleko było do obecnej pozycji, co prawda niczego wielkiego nie zwojował. Przez cztery lata obecności w pierwszym zespole (przerywanej dwoma wypożyczeniami) rozegrał łącznie 43 mecze, w których strzelił dwa gole. Grał jednak z takimi asami jak Ronaldinho, Pedro Pauleta, Jerome Rothen, Gabriel Heinze, Frederic Dehu czy Mauricio Pochettino. Miał się od kogo uczyć.
Później odgrywał ważniejszą rolę w Vitorii Guimaraes. Spotkał tam Marka Saganowskiego i razem rozklepali w dwumeczu eliminacji Pucharu UEFA Wisłę Kraków (3:0 u siebie, 1:0 na wyjeździe). W pierwszym spotkaniu Benachour pokonał Radosława Majdana pięknym strzałem z dystansu.
W kolejnych sezonach posmakował rosyjskiej ekstraklasy z Rubinem Kazań, Primera Division z Malagą, a na koniec wrócił do Portugalii (Maritimo), zdobył dwa mistrzostwa Cypru z APOEL-em Nikozja i pograł z Nicolasem Anelką w indyjskim Mumbai City. Do tego Benachour długo był ważną postacią reprezentacji Tunezji. W 2002 roku grał od deski do deski podczas mundialu w Korei Południowej i Japonii (jeden punkt w trzech meczach grupowych), zaś dwa lata później on i koledzy triumfowali w Pucharze Narodów Afryki.
CV zatem całkiem zacne, natomiast dorobek trenerski 38-letniego Tunezyjczyka jest praktycznie zerowy.
Najpierw pracował z młodzieżą we francuskim FC Martigues, a ostatnio pracował w trzeciej lidze rumuńskiej i to tyle. Skąd zatem pomysł na zatrudnienie właśnie jego?
– Kontakt z nim mieliśmy już wcześniej, po przyjacielsku pomagał nam przy wyszukiwaniu zawodników. Spędziliśmy wspólnie trochę czasu. Zgodziliśmy się na rozwiązanie umowy z Jackiem Trzeciakiem, dlatego musieliśmy uzupełnić sztab szkoleniowy. Selim Benachour na ten moment wydawał się najbardziej odpowiednią osobą. Mamy dużo cudzoziemców w kadrze, a on jest pięciojęzyczny. Mówi po francusku, angielsku, hiszpańsku, portugalsku i arabsku. Wierzymy, że jego osoba wpłynie pozytywnie na drużynę – mówi nam prezes Olimpii, Tomasz Asensky.
On i Benachour poznali się przez Michaela Klukowskiego, który też zrobił ciekawą karierę jako piłkarz. Jego rodzice to Polacy, w stanie wojennym wyjechali najpierw do Austrii, a potem do Kanady, którą reprezentował na arenie międzynarodowej. W kanadyjskich barwach wystąpił m.in. przeciwko Polsce w drugim meczu Franciszka Smudy jako selekcjonera (wygraliśmy 1:0 po golu Macieja Rybusa). Z belgijskim La Louviere sięgnął po krajowy puchar, ponad pięć sezonów spędził w Club Brugge (zaliczył wygrany po rzutach karnych dwumecz przeciwko Lechowi w Pucharze UEFA), w Ankaragucu spotkał Michała Żewłakowa, a na koniec kariery przez rok był w APOEL-u, gdzie zeszły się jego drogi z Benachourem. Dziś pracuje jako agent, w Olimpii zawodnikiem Klukowskiego jest młody pomocnik Mohamed Medfai.
– Pozostawaliśmy w kontakcie z Selimem od czasów APOEL-u. Od 2016 roku próbuje coś zdziałać w zawodzie trenera. Nie tak łatwo się w nim przebić. Jakoś 30-40 procent zawodników, z którymi grałem, później decydowało się na pójście w trenerkę. Konkurencja jest olbrzymia, rynek stał się wręcz przepełniony – tłumaczy Klukowski.
W połączeniu Benachoura z pierwszoligowcem z Grudziądza pomógł przypadek. – Znam prezesa i dyrektora sportowego Olimpii, wiedziałem, że może dojść do zmiany trenera, a Selim akurat nieco wcześniej przyleciał do mnie do Warszawy w odwiedziny na mini-wakacje. Temat wypłynął w ostatnich dniach. Zaproponowałem go, przyjechał, zobaczył klub i przekonał się do tego pomysłu. Ma wielkie doświadczenie zawodnicze i duży potencjał jako trener. Może bardzo pomóc Olimpii, nie tylko w kontekście pierwszej drużyny – mówi Klukowski.
Pytanie, jak wyjaśnić jego zatrudnienie, skoro w zasadzie jeszcze nigdzie nie został zweryfikowany?
Tomasz Asensky: – Zawsze powtarzam, że ryzyko jest po obu stronach, ale to młody człowiek, który dobrze rokuje. Nie dostał wcześniej szansy, żeby pracować na tak wysokim szczeblu, to początek jego kariery. Ja też wcześniej byłem trenerem, ktoś kiedyś po raz pierwszy mi zaufał. Będąc debiutantem w Olimpii, osiągałem z nią najlepsze wyniki podczas swojej przygody trenerskiej. Jakie mamy gwarancje, że będzie lepiej, gdybyśmy wzięli kogoś z Polski z jakimś większym dorobkiem? Żadne. Nawet Adam Nawałka, dopiero co będąc selekcjonerem, nie sprawdził się w Lechu Poznań. Mamy jakąś koncepcję i chcemy ją realizować. Uważam, że wizja i chęć rozwoju Selima mogą dać zespołowi pozytywny impuls w kontekście kierunku, w którym idziemy, czyli budowania składu na obcokrajowcach.
Michael Klukowski: – Każdy klub inaczej ocenia potencjalne ryzyko. Trzeba jednak patrzeć realnie. Olimpia nie jest klubem, który może przebierać w kandydatach i wziąć kogo tylko chce. Selimowi zupełnie nie zależy na pieniądzach. Powiem więcej, przy całym szacunku dla Olimpii Grudziądz: za te pieniądze, który otrzymał, wielu o podobnym statusie będąc na jego miejscu nawet nie pomyślałoby o spróbowaniu sił w Polsce i to na drugim szczeblu rozgrywkowym. Selim był jednak otwarty na różne warianty, podobnie jak w karierze piłkarskiej. Każdy gdzieś kiedyś zaczynał i zawsze była doza niepewności. Żeby coś osiągnąć, trzeba zaryzykować, ale uważam, że całościowo Olimpia wiele nie ryzykuje. Jego nazwisko i wizerunek na pewno klubowi pomogą.
Asensky potwierdza, że Benachour to wariant oszczędnościowy: – Musimy też patrzeć na finanse i kontraktować ludzi na miarę naszych możliwości.
Tunezyjczyk nie posiada jeszcze licencji UEFA Pro, dlatego nie będzie prowadził zespołu w pełni samodzielnie. W komunikacie na oficjalnej stronie zaznaczono zresztą, że ma też mocno angażować się w temacie klubowej akademii. – Z czasem to dokładnie określimy. Zobaczymy, jak będzie wyglądała jego praca z pierwszym zespołem. Na pewno chcemy dać akademii twarz, ciekawe nazwisko. Liczymy na jakieś uwagi i spostrzeżenia Selima, podzielenie się doświadczeniem z trenerami. Startujemy z liceum mistrzostwa sportowego i dobrze w tym kontekście mieć kogoś z tak bogatą przeszłością, kto może stanowić dobry przykład – przekonuje Asensky.
Klukowski dodaje: – To była okazja, żeby zacząć samodzielną pracę, bardzo mu na tym zależy, ale nie znajdował się pod ścianą. Cały czas dostaje zapytania od swoich byłych trenerów – a nieraz to naprawdę duże nazwiska – którzy widzieliby go w swoich sztabach szkoleniowych. Tam jednak siłą rzeczy nie miałby mocy decyzyjnej, musiałby przede wszystkim wykonywać polecenia. W Grudziądzu też nie będzie pracował w pełni samodzielnie, jego wpływ na wiele spraw będzie jednak znacznie większy. Wybiera trudniejszą drogę, nie zaczyna od roli klasycznego asystenta, ale najważniejsze, że ma predyspozycje do tej pracy, co przy wielkim doświadczeniu z boiska powinno stanowić dobrą mieszankę.
Jak czytaliśmy wyżej, w Olimpii chcą budować skład na zawodnikach z zagranicy.
Nie jest to popularny kierunek w dobie kładzenia nacisku na szkolenie młodzieży, a już na pewno mało kto przyznaje się wprost do takiej polityki. – Nie stać nas na młodych Polaków, którzy zapewnią pożądaną jakość i w przyszłości dadzą nam odpowiednie profity z transferów. Z tego w sporej mierze żyjemy, w tym kierunku poszliśmy. Na pierwszych zawodnikach udało się już zarobić. Oczywiście nie skupiamy się tylko na cudzoziemcach, na Polakach również. Krezusami jednak nie jesteśmy, w kolejce do najlepszych stoimy daleko, mamy mocno ograniczone możliwości – tłumaczy prezes klubu z Grudziądza.
Olimpia faktycznie ma tu pierwsze sukcesy. Błyskawicznie w jej barwach wypromował się Omran Haydary, którego zimą sprzedano do Lechii Gdańsk. Wielu zawodników jednak nie zachwyca lub nawet już zostało zweryfikowanych jako niewypały. – Trudno, żeby sprawdziło się dziesięć transferów na dziesięć. Czas na rozliczenia przyjdzie po sezonie. Na pewno na niektórych liczyliśmy bardziej, inni z kolei pozytywnie nas zaskoczyli. Myślę, że całościowo bilans jest dodatni – uważa Asensky.
Jako przykład piłkarza rozwojowego podaje właśnie Mohameda Medfaiego, którego sprowadzili od Klukowskiego. – Po pierwszym występie w pełnym wymiarze wzbudził spore zainteresowanie, rozdzwoniły się telefony w jego sprawie – również z Ekstraklasy. Chłopak ma potencjał, teraz musi go potwierdzać. Wydaje się, że u nas zrobi kolejne postępy i będzie jeszcze lepszy.
No dobrze, to jakiego grania Olimpii możemy się spodziewać po przyjściu Selima Benachoura? – Był zawodnikiem ofensywnym i będzie chciał, żeby jego zespół strzelał dużo goli. Rozmawialiśmy jednak również o tym, że znacznej poprawy wymaga defensywa, w której ostatnio prezentowaliśmy się fatalnie. Traciliśmy mnóstwo bramek. Musimy ograniczyć błędy w tej formacji – analizuje Tomasz Asensky.
Nie sposób przy tej okazji nie wrócić do rozstania z Jackiem Trzeciakiem.
Wydawało się ono przesądzone już w poprzednim tygodniu. Trener w drodze powrotnej z Niepołomic wysiadł wcześniej z autokaru, żeby wstąpić do domu na Śląsku. Mocno nie spodobało się to szefom klubu. Pojawiły się też plotki o spożywaniu alkoholu przez zawodników, ale zdementował je sam szkoleniowiec. – Nie podróżuję autokarem z zawodnikami i ich nie przesłuchuję. Rozmawialiśmy o rzeczach nieakceptowalnych dla zarządu. Trener przyjął to do wiadomości, zrozumiał. Dla mnie to rzecz elementarna, żeby podróżował z drużyną. Zdarzają się wyjątki, gdy ktoś poprosi, bo ma ważną sprawę. Jako klub na pewno byśmy to zrozumieli. Później nastąpił zwrot akcji, ale to już inna historia – komentuje Asensky.
Zapewnia jednak, że wcale nie było pomysłu rozstania w związku z „aferą autokarową”. O wszystkim przesądził dopiero przegrany 2:4 mecz z GKS-em Tychy. – Na Twitterze pojawiały się wcześniej plotki, że trener Trzeciak został zwolniony. Przeprowadziliśmy z nim stanowczą rozmowę, otrzymał reprymendę. Wyjaśniliśmy sobie, co nam nie odpowiada, czego nie będziemy akceptować, ale nikt nie wręczał mu wypowiedzenia z pracy. Dalsze okoliczności, czyli kolejna porażka, sprawiły, że usiedliśmy, rozważyliśmy inne warianty i zdecydowaliśmy się na zmiany. Rozstaliśmy się normalnie, sam trener powiedział, że chciałby, żebyśmy pozostali przyjaciółmi. Czasami lepiej w pewnym momencie zawczasu podać sobie rękę niż zrobić to za późno. To była obopólna analiza słabej wiosny w naszym wykonaniu, szczególnie w meczach u siebie. Przegraliśmy wszystkie cztery spotkania w Grudziądzu, straciliśmy w nich multum goli – wymienia prezes.
Podkreśla przy tym, że Selim Benachour nie przebierał nogami czekając na zwolnienie Jacka Trzeciaka i nie był wariantem, który szykowano od dłuższego czasu. – Wcześniej nie kontaktowaliśmy się z Selimem w kontekście posady trenera. Spadło to na nas niespodziewanie i tak się później wydarzenia potoczyły. Nie mieliśmy jednak z góry założonego planu, że pozbywamy się trenera Trzeciaka, bo w jego miejsce przyjdzie Benachour. Zapewniłem go o tym przy rozwiązywaniu kontraktu.
Z zaciekawieniem będziemy się przyglądali, co wyniknie z tego niestandardowego ruchu Olimpii Grudziądz. Pierwszy egzamin już w dziś wieczorem w wyjazdowym meczu ze Stomilem Olsztyn.
Nie ulega wątpliwości, że w klubie mocno ryzykują. Sytuacja w tabeli jest daleka od komfortowej. Wystarczy jedna porażka, by zacząć drżeć o utrzymanie. – Ale wystarczy jedno zwycięstwo, by zrobiło się wesoło. W piłce trzeba zachować pokorę, patrzeć z meczu na mecz. Tabela tak się spłaszczyła, że każdy scenariusz jest możliwy. Nawet ktoś ze strefy spadkowej przy lepszej passie może jeszcze powalczyć o awans poprzez baraże. Zobaczymy, gdzie będziemy za kilka tygodni – podsumowuje prezes Tomasz Asensky.
PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. FotoPyk/Newspix/Olimpia Grudziądz