Jerzy Podbrożny nie był zachwycony ruchami Aleksandara Vukovicia na początku sezonu, ale dziś przyznaje, że serbski trener się obronił. Czterokrotny mistrz Polski i dwukrotny król strzelców Ekstraklasy komentuje też sprowadzenie Filipa Mladenovicia (które nie jest jeszcze oficjalne, ale coraz bardziej prawdopodobne) i politykę transferową nastawioną na przejmowanie czołowych ligowców, szykowane odejście Michała Karbownika, szanse Legii na pucharowy sukces oraz aferę koszulkową z udziałem Jose Kante.
W październiku mówił pan u nas o Aleksandarze Vukoviciu: „Zamiast obrażać się na krytykę, powinien wziąć się do pracy i stawiać na tych, którzy są w najlepszej formie. Nie tak, jak wtedy, gdy sadzał na ławce Carlitosa, a grał o dwie klasy gorszy Kulenović”. Trudno było się z tym nie zgodzić, ale czas pokazał, że Vuković całościowo się obronił. Dziś podpisał nowy kontakt z Legią.
Na dłuższą metę wyszło na jego, mistrzostwo Polski może stać się faktem już w najbliższej kolejce. Co nie znaczy, że wtedy nie popełniał błędów, że dziś należy je usprawiedliwiać. Wiadomo, jaka była sytuacja kadrowa, wyglądała inaczej niż teraz. Trzeba cały czas pracować, wyciągać wnioski i wzmacniać drużynę. To, co wystarcza na podwórku krajowym, niekoniecznie wystarczy do tego, by powalczyć o Ligę Mistrzów. Legia powinna się nastawić na transfery robiące różnicę. Mówiłem już o tym wielokrotnie: 1-2 konkretne zakupy w każdym okienku, z miejsca podnoszące jakość, a nie kilka uzupełnień. Zakładam, że Legię stać na takie ruchy. Co rundę najsłabsze ogniwo wymieniamy na mocniejsze i sądzę, że tak budowany zespół mógłby co roku przynajmniej dawać nadzieję na Champions League. Inaczej możemy jeszcze długo czekać na taką historię jak cztery lata temu.
Czyli takie ruchy jak potencjalne pozyskanie Filipa Mladenovicia traktuje pan jako uzupełnienie składu?
W kontekście Ekstraklasy to na pewno dobry transfer, ale czy w kontekście czegoś więcej? Trudno powiedzieć. Nie mówię, że nie, ale pełnego przekonania nie mam. Szukałbym jeszcze dalej. Zobaczymy.
Podoba się panu polityka sprowadzania czołowych polskich ligowców? Legia wyraźnie zmierza w tym kierunku. Latem ubiegłego roku wzięła Gwilię i Novikovasa, zimą Slisza, teraz może Mladenovicia.
W tym kierunku szła kiedyś Wisła Kraków Bogusława Cupiała, działania Legii są na trochę mniejszą skalę. Ma to swój sens, minimalizuje ryzyko pomyki, ale dla mnie ciągle punktem odniesienia jest Liga Mistrzów. To może nie wystarczyć. Legia musi szukać poza granicami kraju takich zawodników jak Nikolić, Prijović czy Vadis, którzy decydowali o obliczu drużyny. To wszystko oczywiście kosztuje i pytanie, na ile klub jest tu gotowy. O budżecie można dużo mówić w mediach, ale nikt z nas nie wie, ile tak naprawdę jest do wydania.
Na pewno Legii nie stać na najbardziej wyróżniających się młodych zawodników. Taki Bartosz Białek z Zagłębia Lubin za mniej niż 5 mln euro dziś sprzedany nie zostanie.
Dlatego pozostaje szperać w innych ligach, choć rzecz jasna tam też rynki są obserwowane i przebrane, ci z największym potencjałem przeważnie idą do silniejszych klubów. Nie ma jednak wyjścia, trzeba szukać. Żeby być w Lidze Mistrzów i zarabiać wielkie pieniądze, najpierw musisz coś zainwestować.
Pana zdaniem Michał Karbownik jest już gotowy na wielki zagraniczny transfer?
Dla mnie to nadal pewien znak zapytania. Karbownik nie został jeszcze zweryfikowany na poziomie międzynarodowym, nie ma tu żadnego doświadczenia. Grał tylko w polskiej lidze, spisuje się w niej bardzo dobrze, ale takich jak on już przecież było wielu. Widać, że jest przebojowy, nieźle przygotowany fizycznie, umie grać w piłkę. Dopiero jednak przekonamy się, jak u niego z psychiką, jak odnajdzie się w innym kraju. Moim zdaniem przynajmniej rok mógłby jeszcze pograć w Polsce, okrzepnąć i zyskać – miejmy nadzieję – pucharowe doświadczenie. Dziś wystarczy już czasem nawet nie jeden udany sezon, ale jedna udana runda i chłopak rusza w świat za miliony euro. Często kończy w wiadomy sposób. Kiedyś trzeba było pokazać znacznie więcej w dłuższym wymiarze, żeby odejść za granicę.
Obecna Legia jest najlepsza od wspomnianych czasów z Nikoliciem, Prijoviciem i Vadisem?
Ta drużyna nadal dość regularnie miewa gorsze mecze. Ostatni występ z Piastem Gliwice nie za bardzo mógł się podobać. Trudno mi to ocenić nie mając odniesienia pucharowego. Dobrze wiemy, że zupełnie inaczej coś wygląda w polskiej lidze, a zupełnie inaczej z lepszymi rywalami z Europy.
To zapytam inaczej: dzisiejsza Legia daje realną nadzieję na coś więcej w pucharach niż przez trzy ostatnie lata?
Gdyby nikt nie odszedł, a jeszcze przeprowadzono jakieś transfery, to pewnie tak. Ale nie wiemy, jaki będzie stan kadry za miesiąc. Majecki już odszedł, będący w formie Vesović wypadł na wiele miesięcy, wiele mówi się o sprzedaży Karbownika. Jeszcze jedno czy dwa niezapowiedziane odejścia i może być problem. Nasze drużyny często dobrze wyglądają w maju, ale w lipcu czy sierpniu już niekoniecznie (śmiech). Niestety chyba tradycyjnie musimy liczyć przede wszystkim na szczęście i wylosowanie słabych rywali, a o to będzie coraz trudniej.
Jak pan skomentuje ostatnią wrzawę wokół koszulkowego incydentu z Jose Kante? Afera z niczego czy słuszne oburzenie?
Po części Kante rozumiem. Ledwo co wyleczył jedną kontuzję i świeżo po powrocie doznał następnej. Można było się mocno zdenerwować. Samo rzucenie koszulki chyba też aż tak mocno mu nie zaszkodziło, ale zupełnie niepotrzebnie kopał ją po podłodze aż do samego wejścia do szatni. To najbardziej zabolało kibiców i wywołało ich gniew. Gdyby od razu podniósł koszulkę, pewnie nic by się nie działo. No i miał pecha, że akurat w tamtym momencie kamera szła za nim i wszystko zostało pokazane w telewizji.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. Newspix