Trash-talk to stały element piłki. Darcie się do ucha przy rzucie rożnym, śmianie się z przyrodzenia, obrażanie od najgorszych jest – jakkolwiek to brzmi – boiskową normą. Ale istnieją granice. Każdy wie, co wydarzyło się w Berlinie w 2006 roku. Co Marco Materazzi powiedział do Zinedine Zidane’a i jaki odwet zastosował Zizou. Bo jest jedna, żelazna zasada – po rodzinie się nie ciśnie. To brak jaj. To stosowanie najgorszych środków. I przykro nam, że piszemy o tym w kontekście polskich boisk i wydarzenia, które miało miejsce w II lidze.
W meczu Górnika Łęczna z Bytovią Bytów doszło do kontrowersyjnej sytuacji. Przy rzucie wolnym dla Górnika, jeden z zawodników rywali, Adrian Liberacki, padł na murawę po starciu z Aronem Stasiakiem. Czy po uderzeniu pięścią w głowę? Tego na powtórce dokładnie nie widać. Za to faulujący zobaczył czerwoną kartkę, prawdopodobnie czeka go dłuższa pauza za atak na przeciwnika. Nie jest to sytuacja oczywista, przyznacie. Jak się okazuje, Liberacki w pyskówce przy kryciu obraził mamę Arona Stasiaka. Nakreślmy tę sytuację szerzej. Aron to 21-letni piłkarz Górnika Łęczna. Mierzący się z trudną sytuacją rodzinną, poza treningami skupiającym się na dbaniu o walczącą z rakiem mamę. Czy Liberacki o tym wiedział? Nie wiadomo. Czy to go usprawiedliwia? Nie bardzo. Porozmawialiśmy o tym z Aronem Stasiakiem. Nie była to łatwa rozmowa, bo było słychać, że chłopak mierzy się z trudną, życiową sytuacją.
Dostałeś czerwoną kartkę, pewnie czeka cię poważniejsza kara. Składasz odwołanie?
Jestem ciekawy jaka będzie kara, ile meczów zawieszenia dostanę. Klub będzie pisał odwołanie, bo zostałem bardzo niemiło sprowokowany i… no, powinienem trzymać nerwy na wodzy, ale nie zawsze można i w takiej sytuacji puściły mi nerwy. To nie było zwykłe wyzwanie mnie. To było wejście na mamę, która jest osobą chorą na raka. To we mnie siedzi i takie niemiłe słowa źle zadziałały na moją psychikę. Nie wiem… Zobaczymy jaka będzie będzie kara i czy da radę ją jakoś złagodzić. Na pewno pauzuję w najbliższym meczu w środę, a jaką dodatkową karę dostanę – to się okaże.
Czemu twój przeciwnik tak się zachował? Są zasady, to rodzina, to mama…
Nie wiem, czy ten zawodnik wiedział, jaką mamy sytuację. Nie wiem, czy wiedział, że moja mama walczy z rakiem. To też go nie usprawiedliwia, nawet jakby człowiek był zdrowy, to nie powinno się go obrażać. Nie powinno się rzucać tekstów na boisku o czyjejś rodzinie. Jak już ma coś do mnie, to niech wyzywa mnie, a nie moją mamę, która walczy z rakiem.
Jak wyglądała cała ta sytuacja?
Był faul odgwizdany akurat na mnie, kolega ustawiał piłkę do rzutu wolnego, ja wszedłem w pole karne, a on podczas krycia narzekał mi na sędziego i mówi do mnie:
– Chuja będziecie mieli awans.
– Odpowiedziałem mu: – A wy będziecie mieli?
– A on na to do mnie: – No wy chuja będziecie mieli awans jak ta twoja matka stara kurwa jebana!
Od razu mi się zagotowało, krzyknąłem do niego „co ty powiedziałeś?” i go odepchnąłem, a on trochę przyaktorzył i się przewrócił. Sędzia nie widział dokładnie sytuacji, pokazał mi czerwoną kartkę.
Czyli ty mu nie dałeś w twarz? Na skrócie z meczu nie widać dokładnie tej sytuacji.
Nie. Też mnie koledzy pytali, czy ja mu walnąłem „Zidanem” czy uderzyłem go w twarz. Ja go odepchnąłem, a on już poleciał.
Po meczu rozmawialiście? Liberacki zadzwonił, żeby przeprosić?
Nie.
To jak to wyglądało po meczu?
Moja narzeczona była na stadionie, po meczu podszedłem do niej do trybun ze łzami w oczach, mówię, że mnie sprowokował w ten sposób, że też nie powinienem tak zareagować. Paula spytała mnie, który to powiedział o mamie. Nie pamiętałem dokładnie, kojarzyłem że to lewy obrońca. Ja po wszystkim poszedłem do swojej szatni, a moja dziewczyna pod szatnię Bytovii. Liberacki z niej wychodził, ale Paula nie była świadoma, że to właśnie ten zawodnik. I spytała się go „który zawodnik od was powiedział to do Stasiaka?”. A on jej skłamał w oczy, że nie wie, kto i co powiedział, że on nic nie wie… I później wszyscy zawodnicy siedzieli i jedli posiłek po meczu na dworze, a on jako jedyny siedział w autokarze i nie chciał wyjść.
Po meczu nie szukałeś go, nie chciałeś wygarnąć tego co zrobił, wyjaśnić sprawy?
Wróciłem do siebie zdenerwowany. Nawet nie miałem chęci podchodzić za bardzo pod ich szatnię.
Co powiedział ci trener?
Trener był niezadowolony ze względu na to, że będę musiał odbyć pauzę. Do tego młodzieżowców mamy na skrzydłach, jest nas trzech. Beze mnie zostanie dwóch, czyli będziemy bez zmian na bokach pomocy. Trener trochę mnie rozumie, ale też uważa, że nie powinienem dać się sprowokować na boisku.
Jak teraz podchodzisz do sytuacji?
Nie spodziewałem się takiej reakcji po sobie. Szczerze mówiąc to kiedy schodziłem z boiska od razu poleciały mi łzy z oczu, a w szatni się rozpłakałem. Po kilku minutach wróciłem na boisko, żeby zobaczyć co z wynikiem, czy nadal prowadzimy. Na początku było mi przykro, że tak powiedział, że tak zareagowałem… Później mi przeszło, a obecnie jestem w takim stanie, że żałuję tej reakcji. Będę pauzował w najbliższym meczu, zobaczymy w ilu jeszcze jak dostanę karę. Jestem mimo wszystko zły na siebie, że dałem się sprowokować.
A jak twoja mama zareagowała na sprawę?
Z tego co wiem, napisała do tego zawodnika na facebooku, że to jest pomówienie i przykro jej z powodu tej sytuacji, ale jej nie odpisał.
Twoja mama walczy, zrzutka cały czas trwa, czyli nadal można pomóc.
Tak, zrzutka cały czas trwa. Postawiliśmy taki cel, żeby był minimalny, potrzebny do operacji, po prostu, żeby uzbierać kwotę 25 000 złotych. Ale jeśli ktoś jest jeszcze w stanie pomóc, to mama chętnie przyjmuje, bo te pieniądze przydadzą się na lekarstwa, trochę na walkę z rakiem potrzeba. A nie jesteśmy akurat rodziną, która szasta pieniędzmi i ma z czego to robić.
***
Cóż… Każdy sam wyciągnie swoje wnioski. Obawiamy się, że 26-letni Adrian Liberacki w polskiej piłce zostanie zapamiętany najbardziej właśnie z tego skandalicznego cytatu i z niczego więcej. Jednak nie wiemy, czy zdawał sobie sprawę z choroby mamy Arona Stasiaka. Można przypuszczać, że nie. Natomiast same jego słowa, nawet nie znając sytuacji, były żałosne. Próbowaliśmy skontaktować się z Adrianem Liberackim, ale chwilę po odebraniu telefonu się rozłączył, potem słyszeliśmy już tylko pocztę głosową. Nie zdziwimy się, jeśli teraz odczuwa po prostu gigantyczny wstyd, bo jednak nie posądzamy go, by znał szczegółowo sytuację rodziny Stasiaków.
Dodzwoniliśmy się natomiast do jego trenera z Bytovii Bytów Adriana Stawskiego, który sprawę skomentował bardzo rozsądnie: – Powiem szczerze, do końca nie znam tematu. Ja z zawodnikiem jeszcze nie rozmawiałem, po meczu były duże emocje z obu stron. Jutro zobaczymy się pierwszy raz po meczu na treningu, na pewno wezmę go na bok i szczerze porozmawiamy. Jeśli – jeśli – taka sytuacja miała miejsce i Adrian to potwierdzi, to konsekwencje na pewno wyciągnę. Ja jako trener nie toleruje takich zachowań jak w meczu z Olimpią Elbląg, kiedy Lewandowski nazwał mojego piłkarza „czarnuchem”. I tak samo w drugą stronę. Nie ma tolerancji na takie zachowania. Ale póki nie porozmawiałem z nim osobiście to ciężko mi się odnieść. Nigdy w życiu nie pozwolę na to, by ktoś kogoś tak obrażał na boisku. Sztuka prowokacji była od dawna gdzieś we Włoszech, ale my nie jesteśmy Włochami. Patrzmy na siebie. Jesteśmy sportowcami, trzeba się umieć zachować. Na meczu są wielkie emocje i mam tylko szczerą nadzieję, że to nieprawda. Jutro będę widział się ze swoim zawodnikiem.
Pani Joannie życzymy siły w walce z chorobą. Zdrowia dla niej i wytrwałości dla całej rodziny. Tymczasem, jeśli możecie, wspomóżcie w tym.
Samuel Szczygielski