Reklama

W Bandzie Świrów było 12-13 kapitanów. Kovacević nie byłby nawet brany pod uwagę

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

24 czerwca 2020, 17:58 • 7 min czytania 0 komentarzy

W audycji „To My Scyzory” prowadzonej przez Michała Siejaka i Marcina Długosza porozmawialiśmy z Pawłem Golańskim, byłym kapitanem Korony, o obecnym sezonie i wczorajszym meczu, który prawdopodobnie wbił gwóźdź do trumny kieleckiego klubu. – W Bandzie Świrów było dwunastu-trzynastu kapitanów. Czy Kuzi zakładał opaskę, czy Korzeń, czy Lisu, czy ja, w szatni było wielu innych chłopaków, którzy mieli prawo czuć się kapitanami tej drużyny. Kovacević nie byłby nawet brany pod uwagę. Dobór kapitana powinien być zupełnie inny – ocenia „Golo”. 

W Bandzie Świrów było 12-13 kapitanów. Kovacević nie byłby nawet brany pod uwagę

Słuchaj całej audycji na WeszłoFM:

To my Scyzory #22

Oglądałeś  mecz Korony z Rakowem ze stadionu. Jakie są twoje przemyślenia już na chłodno w kontekście tego meczu i całej końcówki sezonu?

Jeśli chodzi o samo spotkanie, szczególnie pierwsza połowa nie była zła w wykonaniu piłkarzy Korony. Stworzyli sobie sporo sytuacji. Oceniając na chłodno – wygrała drużyna bardziej dojrzała. Miałem wrażenie, że piłkarze Rakowa wiedzą, co mają robić. Każdy z nich. Bardzo dobrze odrobili pracę domową. Korona miała duże problemy w bocznych sektorach boiska – czy lewa czy prawa strona była mocno atakowana. Dlatego myślę tak na chłodno, że ten wynik jest sprawiedliwy. Na pewno serce pęka, bo to taki gwóźdź do trumny Korony. Oczywiście jakiś promyk nadziei jeszcze jest, ale będzie bardzo, bardzo ciężko.

Reklama
Mamy 23 czerwca, a więc sześć dni przed wygaśnięciem kontraktów wielu piłkarzy w Koronie. Wiemy, że zajmujesz się interesami jednego z nich – Marcina Cebuli. Wiadomo już jaka przyszłość czeka zawodników? Będą dostępni na lipcowe mecze? Czy gdy nie ma już o co grać, klub im podziękuje?

To bardziej pytanie do klubu. My od samego początku zadeklarowaliśmy – Marcin będzie chciał zostać do końca i pomóc Koronie w walce o utrzymanie. Myślę, że następna kolejka da nam odpowiedź. Jeżeli wynik będzie negatywny dla kieleckiej Korony, raczej władze nie będą przedłużały tych kontraktów. Dograją piłkarzami, którzy mają umowy i młodzieżą, takie mam wrażenie. Natomiast troszkę czasu jeszcze jest, trzeba poczekać.

Od samego początku powiedzieliśmy, że chcemy, by Marcin był do końca na statku. Nie będzie opuszczał drużyny, jeżeli tylko klub będzie chciał przedłużyć z nim kontrakt.

Jesteś też reprezentantem paru młodszych zawodników w Koronie i po wczorajszym meczu możesz mieć pewne powody do satysfakcji. Może to nie jest jeszcze duża jakość, ale na pewno nie byli gorsi od piłkarzy z zagranicznego zaciągu.

Nie boję się stwierdzić, że byli lepsi. Zmiana Dawida Lisowskiego, który pojawił się w 48. minucie, wpłynęła pozytywnie, zrobił dużo zamieszania. To chłopak, który ma spore umiejętności, ale przede wszystkim serducho do gry w piłkę. Bez problemu się wprowadził. Tym bardziej, że wcześniej tych minut miał zdecydowanie mniej. To też nie było łatwe pojawić się na boisku w momencie, gdy zespół przegrywa i zdaje sobie sprawę, że gra o życie. Trzeba tego młodego piłkarza pochwalić, jak i pozostałych, którzy pojawili się na boisku. Nie będę personalnie wymieniał tych, którzy się zameldowali na boisku od pierwszej minuty, ale pięciu-sześciu było bezproduktywnych. To największy problem w obecnej chwili trenera Bartoszka i całej Korony – ci piłkarze nie do końca, wydaje mi się, chcą, nie do końca mają pomysł, myślami są gdzieś indziej, nie w szatni Korony Kielce.

Najdalsze wspomnienia z Korony to dla większości kibiców czasy Kolportera, czysto sportowo nikt z nas nie miał okazji przeżyć spadku, pomijając degradację za korupcję. Przypominam sobie sezon 11/12, gdy byłeś przez połowę sezonu piłkarzem ŁKS-u, którego spadek przyklepała Korona. Pamiętasz, jakie wtedy były nastroje w ekipie ŁKS-u, gdy po spadku nie było wiadomo, co dalej? Jak tamte czasy przypominają ci to, co teraz wokół Korony?

Będzie niepokój. Nie było żadnej deklaracji ze strony klubu, władz rządzących, co będzie, jeśli Korona Kielce spadnie z Ekstraklasy. Na pewno nie będzie to łatwy czas dla wszystkich w Kielcach. Tym bardziej, żę tak jak powiedzieliście – wiele lat w Ekstraklasie, teraz przychodzi czas, by się odnaleźć w nowych realiach. Musimy poczekać na jasną deklarację właściciela, co dalej.

Korona ma kibiców, ma mnóstwo osób, które trzymają kciuki za ten zespół i miejmy nadzieję, że znajdzie się osoba, która będzie chciała odbudować klub i wrócić z nim jak najszybciej do Ekstrakalsy. Z tego, co obserwuję, nie sądzę, by obecne władze zostały w klubie. Raczej będą szukały innych rozwiązań. Spadku jeszcze nie ma, ale myślę, że wszyscy w Kielcach są już na niego przygotowani. Nawet wczoraj spacerując po Kielcach po meczu spotykałem wielu kibiców, którzy są już pogodzeni z losem. Będzie trzeba zrobić wszystko, żeby jak najszybciej wrócić na boiska Ekstraklasy.

Pytanie do ciebie jako byłego kapitana i legendy klubu – wielu kibiców na spore zarzuty do Adnana Kovacevicia za to, jak się sprawuje w roli kapitana. Niekoniecznie widać u niego pełne zaangażowanie, myślami jest gdzieś indziej, wypowiedział się, że najbardziej boi się kontuzji. Boli cię to, gdy patrzysz na to z boku z perspektywy gościa, który wylał w żółto-czerwonej koszulce sporo krwi?

Jak dla mnie on absolutnie nie powinien być kapitanem. Nie chcę negować jego umiejętności, natomiast żeby być kapitanem, trzeba mieć charakter. To wielki zaszczyt zakładać kapitańską opaskę. Trzeba robić wszystko, żeby dać dobry przykład pozostałym piłkarzom. Nie widzę, by Kova to robił – i na boisku, i w szatni. To błąd, że przez tak długi czas był kapitanem. Wyprowadzać drużynę może każdy. Kapitan jest po to, by w ciężkich momentach dawać i pomagać pozostałym piłkarzom też poza boiskiem. Tego mi brakuje. Nie jest jego winą, że kończy mu się kontrakt i ma obawy. Ale gdy wychodzisz na boisko, musisz dać z siebie maksa, by pomóc klubowi. Praca piłkarza jest taka, że dziś jest się tutaj, później się zmienia barwy, ale kibice i ludzie związani z klubem zostają. Wydaje mi się, że dobór kapitana powinien być zupełnie inny.

Reklama
Gdy przypominasz sobie o Bandzie Świrów, który w kolejce do opaski byłby w tej ekipie Kovacević? Dwunasty? Piętnasty?

Myślę, że nie byłby nawet brany pod uwagę. Mieliśmy solidną bandę, było mnóstwo piłkarzy, którzy byli naprawdę charakterni – na boisku i poza. Tak naprawdę było wtedy dwunastu-trzynastu kapitanów. Czy Kuzi zakładał opaskę, czy Korzeń, czy Lisu, czy ja, w szatni było wielu innych chłopaków, którzy mieli prawo czuć się kapitanami tej drużyny. Taka była prawda, byliśmy wtedy jedną wielką rodziną. Nie każdy się kochał, nie każdy był ze sobą przyjacielem, natomiast gdy wychodziliśmy na boisko było widać, że to zespół, że jeden za drugiego skoczyłby w ogień. Budowaliśmy to na treningach, w szatni i poza nią, bo często spotykaliśmy się poza obiektami. Gdy był jakiś problem, mówiliśmy sobie to prosto w oczy. Dlatego wtedy Korona była drużyną, na którą przyjemnie było popatrzeć. Tym bardziej, że nie mieliśmy wielkich piłkarzy, ale mieliśmy charakter, charyzmę, chęci i to dawało nam dużo radości.

Gdy w 2015 roku kończyłeś swoją przygodę z Koroną, wtedy też do ostatniej kolejki była gra o utrzymanie i wielu zawodnikom kończyły się kontrakty. A mimo to ci, po których można było się spodziewać, że wcale nie zamierzają umierać za ten klub, robili to. Ważny gol Kapo w Bełchatowie, Cerniauskas broniący na blokadach z Podbeskidziem. Obcokrajowiec wchodził do szatni i nawet jak pomyślał, że nie musi się starać, były takie charaktery, że zraz robiło mu się głupio i wszyscy szli w górę.

Oczywiście, zupełnie inne czasy. Oliver Kapo – jeden z najlepszych piłkarzy w historii Korony. Chłopak, któremu kończył się kontrakt, wychodził i zostawiał zdrowie. Siergiej Pilipczuk miał kontuzję, dostał zastrzyk. Ja też grałem z kontuzją stopy, dostawałem jeszcze, pamiętam, zastrzyk w przerwie. Graliśmy, bo zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że gramy o przyszłość klubu. Wszyscy wtedy zostawili kawał serducha i zdrowia. Później to się skończyło tak, że mój kontrakt nie został przedłużony, ale takie jest życie piłkarza. Ja chciałem zostać, klub nie bardzo chciał, zbiliśmy sobie piątkę. Wykonałem swoją robotę, za to mi płacili. To, że Koronę mam w sercu to jedno, ja też brałem za to pieniądze, więc chciałem zrobić wszystko, by klub dalej funkcjonował. Czy ze mną w składzie czy nie – to już osobna gadka. Tak samo powinno być teraz. Ja tego nie widzę. Mnóstwo piłkarzy z obecnego składu myślami jest już gdzieś indziej.

Rozmawiali TO MY SCYZORY 

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...