Reklama

Bruno Fernandes. Jak strata Tottenhamu stała się zyskiem United

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

19 czerwca 2020, 12:14 • 7 min czytania 4 komentarze

To miał być jego stadion. Dziś powinien się przebierać nie w szatni gości, a gospodarzy. Bruno Fernandes był zdecydowany, że chce dołączyć do Tottenhamu. Tottenham był zdecydowany, że chce Bruno Fernandesa. Jak to się stało, że Portugalczyk będzie dziś nękać Hugo Llorisa, a nie Davida De Geę?

Bruno Fernandes. Jak strata Tottenhamu stała się zyskiem United

Pogromca rekordów

Co do tego, że to zawodnik klasowy, nikt nie mógł mieć wątpliwości jeszcze nim trafił na wyspy. Liga portugalska może i nie jest najbardziej wymagającą na świecie, ale to całkiem niezły przedsionek. Fernandes zawłaszczył te rozgrywki dla siebie jak żaden inny pomocnik. W ostatnim pełnym sezonie dla Sportingu najpierw pobił nieporuszony przez prawie cztery dekady rekord António Oliveiry – goli strzelonych w jednym sezonie dla Sportingu przez pomocnika. Potem było jeszcze donioślej. Hat-trick z Belenenses sprawił, że w całej historii portugalskiej piłki nie znalazł się już ani jeden pomocnik skuteczniejszy w pojedynczym sezonie.

Jego liczby robiły przeogromne wrażenie.

  • 2017/18 – 56 meczów, 16 goli, 19 asyst
  • 2018/19 – 53 mecze, 32 gole, 18 asyst
  • 2019/20 (jesień) – 28 mecze, 15 goli, 14 asyst

Ostatnie pół roku to udział średnio przy ponad golu na mecz.

Ligowe wyboje

Jasnym było, że do Premier League przychodzi zawodnik w gazie. Ale w gazie nie był Manchester United. Styczeń, miesiąc spędzony na intensywnych negocjacjach, był dla United koszmarem. W krajowych pucharach Czerwone Diabły grały ze zmiennym szczęściem. W FA Cup przyszły dwa awanse (ten z Wolves po powtórce), w EFL Cup  – 2:3 w półfinałowym dwumeczu z Man City. Zaś na najważniejszej z dróg – tej prowadzącej do Ligi Mistrzów – niemal same wyboje:

Reklama
  • porażka 0:2 z Arsenalem
  • wygrana 4:0 z Norwich
  • porażka 0:2 z Liverpoolem
  • porażka 0:2 z Burnley

Fatalną wiadomością była też w styczniu kontuzja Marcusa Rashforda, która miała go wyeliminować z gry na kilka miesięcy. Na liście do leczenia dołączył zresztą do innego gwiazdora United, Paula Pogby, zmagającego się z urazem stawu skokowego.

No można sobie wyobrazić lepsze okoliczności wejścia do nowego zespołu. Nie dość, że banda z Ole na kole ewidentnie pod formą, to jeszcze najbardziej błyskotliwi z grajków poza składem.

Z drugiej strony była szansa natychmiast wskoczyć na fotel kierowcy. W Sportingu Fernandes był przyzwyczajony do tego, że zachwycają się nim absolutnie wszyscy. Na czele z prezesem klubu, który nigdy nie ukrywał, że w zespole nikt pod względem piłkarskiej klasy nie ma do Bruno podjazdu. — Bruno jest nie tylko świetnym piłkarzem, profesjonalistą i kapitanem. Godność i odpowiedzialność, z jakimi reprezentuje nasz klub, stanowi przykład dla każdego — to tylko jedna z laudacji Frederico Varandasa wygłoszonych w kierunku pomocnika.

No więc w United miał okazję z miejsca pokazać, że żaden tam okres adaptacji. Zmieniamy szyld i jedziemy dalej.

Włoska robota

Jeżeli w kwestii Fernandesa pojawiały się jakiekolwiek wątpliwości, to musiały one być związane z Włochami. Dla Portugalczyka transfer do Manchesteru United nie był bowiem pierwszym zagranicznym.

Ten wydarzył się osiem lat temu, kiedy po 17-latka z Boavisty wyciągnęła ręce Novara Calcio. Zapłaciła 40 tysięcy euro. 1375 razy mniej niż zapłacił już za Portugalczyka Manchester United. 2000 razy mniej niż zapłacić może, jeśli osiągnięte zostaną warte 25 milionów euro kamienie milowe zapisane w umowie transferowej.

Reklama

W klubie z Serie B otoczono go ogromną opieką, bo i wiara w jego umiejętności była bardzo duża. Kariera młodego playmakera przyspieszyła – debiut, występy na zapleczu Serie A, wreszcie zainteresowanie Udinese. Jednego z najdokładniej penetrujących rynek w poszukiwaniu perełek klubów. Transfer za 2,5 miliona. Oczekiwania, że najpierw da wiele radości kibicom, a potem ktoś znacznie potężniejszy wyłoży pokaźną, ośmiocyfrową sumkę.

Ale Fernandes jakby zatrzymał się w rozwoju. Nie zachwycał za często. Zdarzały mu się przebłyski, z których dałoby się skleić ładną kompilację. Zresztą – ktoś już to zrobił. Ale sezon to nie zlepek kompilacji, tylko 38 meczów, podczas których potrzebna jest równa, wysoka forma. A tej Fernandesowi nie udało się osiągnąć ani w Udinese, ani w Sampdorii. Transfer z pierwszego do drugiego klubu za 7 milionów euro (milion za wypożyczenie, 6 za obowiązkowy wykup) był w Udine wielkim rozczarowaniem. Nie liczono może, że uda się zarobić tyle, ile Fernandes jest wart dziś. Ale więcej, zdecydowanie więcej niż siedem dużych baniek.

Piłkarz miesiąca. Pierwszego miesiąca

Z przygody w Serie A brała się więc wątpliwość. Fernandes w Portugalii wykręcał liczby, do jakich w Serie A się nie zbliżył. Z pewnością dojrzał piłkarsko. Ale czy na tyle, by odbicie się od poważnej ligi na początku seniorskiej kariery wymazać?

Jak widać, w Manchesterze nie mieli się czego obawiać. W połowie marca Bruno Fernandes odebrał nagrodę Piłkarza Miesiąca ligi angielskiej. Po raz drugi w tym sezonie – i jedenasty w historii Premier League – to wyróżnienie powędrowało do zawodnika za jego debiutancki miesiąc.

Fernandes rozegrał dla Czerwonych Diabłów przed wybuchem pandemii dziewięć spotkań. Tylko w trzech z nich nie strzelił gola lub nie zaliczył asysty. Manchester United żadnego z tych meczów nie przegrał. Strzelił 22 gole, stracił 2. Ograł do zera Chelsea i Manchester City.

Portugalczyk wpasował się w zespół bezszwowo. Bez grama obaw zaczął robić to, co umie najlepiej. Walić na bramkę i serwować okazje strzeleckie partnerom.

Tak wygląda czołówka Premier League pod względem kluczowych podań (podania zakończone strzałem partnera) od 25. kolejki, a więc od debiutu Fernandesa:

  1. James Maddison (Leicester) – 16
  2. Dwight McNeil (Burnley) – 13
  3. Joao Moutinho (Wolves) – 12
  4. Kevin De Bruyne (Man CIty) – 11
    Ondrej Duda (Norwich) – 11
    Bruno Fernandes (Man Utd) – 11
    Jack Grealish (Aston Villa) – 11
    Andrew Robertson (Liverpool) – 11

A tak pod względem liczby strzałów na mecz:

  1. Jay Rodriguez (Burnley) – 19 (9 celnych)
    Bruno Fernandes (Man Utd) – 19 (7 celnych)
    Raul Jiménez (Wolves) – 19 (4 celne)
  2. Dominic Calvert-Lewin (Everton) – 17 (9 celnych)
    Mohamed Salah (Liverpool) – 17 (8 celnych)
  3. Richarlison (Everton) – 16 (6 celnych)
  4. Sergio Agüero (Man City) – 14 (5 celnych)
  5. Christian Benteke (Crystal Palace) – 14 (5 celnych)

Będąc defensorem rywali aż strach pomyśleć, do czego może być zdolny zespół United, gdy Fernandes będzie miał wokół siebie piłkarzy o takich możliwościach, jak Rashford i Pogba. Anglik kilka dni temu stwierdził, że cieszy się na powrót i że jest już w pełni sił. O możliwym powrocie Francuza już dziś donosił wczoraj wieczorem między innymi „Manchester Evening News”.

Dlaczego Bruno Fernandes nie trafił do Tottenhamu?

Prezes Spurs Daniel Levy nie jest negocjatorem łatwym. W dużej mierze dzięki jego niezłomności swego czasu transferowy rekord świata bił Gareth Bale. Gdy już Koguty pozbywały się któregoś kluczowego gracza, kontrahent musiał zapłacić małą fortunę. Modrić czy Walker też przecież kosztowali krocie.

Że podobnie jest, gdy to Tottenhamowi zależy na piłkarzu – tego nie trzeba się nawet domyślać. Dwa okienka transferowe bez choćby jednego wzmocnienia za gotówkę mówią same za siebie.

— Tottenham był najbliżej ściągnięcia mnie ze Sportingu, kiedy jego menedżerem był jeszcze Mauricio Pochettino. Nie wiem, może kwota wymagana przez Sporting była za wysoka, więc klub nie zdecydował się na sprzedaż. To było latem. Kiedy zimą zgłosił się Manchester United, chciałem już rozmawiać tylko z nimi — zdradził niedawno, podczas instagramowego live’a Fernandes.

To jednak prezes Sportingu wszedł głębiej w szczegóły, dokładnie tłumacząc, co konkretnie sprawiło, że Fernandes założy dziś czerwoną, a nie białą koszulkę.

„Wydwało się niemożliwym zatrzymać latem Bruno Fernandesa, ale nam się to udało. Przygotowaliśmy się na jego sprzedaż, wyceniając go uczciwie. Mieliśmy oferty, ale jedyna poważna była od Tottenhamu. Wyniosła ona 45 milionów euro plus kolejne 20 milionów w bonusach za zwycięstwo w Premier League i Lidze Mistrzów. Uznaliśmy, że te cele są trudne do zrealizowania i zdecydowaliśmy się odrzucić ofertę (…). Gdy tak postąpiłem, poszedłem na boisko treningowe porozmawiać. Wyjaśniłem Bruno wszystko – dlaczego zostanie z nami również po zakończeniu okienka. Zrozumiał, że oferta Tottenhamu nie była fair” – można było przeczytać w oświadczeniu prezesa Sportingu na oficjalnej stronie internetowej klubu z Lizbony.

Koguty nie podjęły większego finansowego ryzyka. Spekulowano, że może gdyby Christian Eriksen opuścił północny Londyn już latem, znalazłyby się dodatkowe fundusze, by przekonać Portugalczyków do sprzedaży Fernandesa.

I kto wie, jak potoczyłoby się to dalej. Gdyby Mauricio Pochettino zamiast Giovaniego Lo Celso, który niedługo po podpisaniu umowy doznał kontuzji na zgrupowaniu kadry, dostał Fernandesa. Czlowieka, który w chwil kilka z gwiazdy Liga NOS stał się wiodącą postacią Premier League.

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

4 komentarze

Loading...