Reklama

Łukasz Zwoliński – ile znaczy zmiana otoczenia

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

06 czerwca 2020, 13:20 • 4 min czytania 5 komentarzy

Stadion Pogoni Szczecin. Do bramki trafia wychowanek. Piłkarz, który – jak trafnie stwierdził kiedyś „Przegląd Sportowy” – ma wszystko, by stać się wymarzonym idolem trybun.

Łukasz Zwoliński – ile znaczy zmiana otoczenia

– Gola strzelił Łukasz!!! – krzyczy spiker.

(cisza)

– Łukasz!!! – ponawia okrzyk, mimo że nie doczekał się odpowiedzi.

(cisza)

Reklama

– Łukasz!!!

Po trzecim razie już przyszła reakcja trybun. Nie było wykrzyczenia nazwiska strzelca, była fala gwizdów.

Łukasz Zwoliński śmiał się po jakimś czasie w naszym wywiadzie, że jest chyba jedynym wychowankiem Pogoni, który doczekał się takiej reakcji po strzelonej bramce. Choć wtedy – co naturalne – do śmiechu mu nie było. Zabolało. Na trybunach koledzy z podwórka, bliższa czy dalsza rodzina, znajomi ze szkoły. Jego ludzie. Jego teren. Jego klub, jego miasto. Jego Pogoń.

Piłkarz skreślony

Temu, kto potrafiłby odgadnąć, co stało się z Łukaszem Zwolińskim w dwóch ostatnich sezonach przed wyjazdem, należałby się medal. Wejście do ligi miał bardzo dobre. Najpierw jeszcze jako nastolatek udał się na wypożyczenia na zaplecze – najpierw do Arki, potem do Górnika Łęczna. Później jako 21-latek dostał wyczekiwaną szansę w Pogoni. Pierwszy sezon – dwanaście bramek. Drugi – wciąż solidny, osiem trafień. W międzyczasie pojawiały się zagraniczne oferty, a „Zwolak” przyznawał, że na pewno nie połasi się na pierwszą lepszą propozycję, wybierze mądrze. Miał pełne prawo, by dokonywać selekcji. Gdzieś w tle do klubu zaczęły dobiegać pogłoski, że może zostać powołany do reprezentacji.

I nagle to wszystko stanęło.

  • Sezon 16/17 – jeden gol w lidze na 1255 minut. Nie pomogło nawet wypożyczenie do Śląska.
  • Sezon 17/18 – jeden gol w lidze na 1366 minut.

Gdy pytaliśmy ludzi z otoczenia, jak można AŻ TAK się zaciąć i to w tak młodym wieku, wielu wzruszało ramionami: – Nie wiem.

Reklama

Łukasz Zwoliński – wzór profesjonalisty

Nie pracował na treningach? Pracował, zostawał indywidualnie, czasem aż za dużo – tak twierdził Czesław Michniewicz, który wręcz ściągał go z siłowni.

Miał luźne podejście do zawodu? Zupełnie nie ten typ – ścisła dieta, elegancka sylwetka, prewencja, dbałość o tzw. detale.

Typ piłkarza-głupka? Absolutnie nie.

Balety? Znów pudło, choć jak sam mówi – może czasem trzeba było wyjść i się rozluźnić.

Trybuny miały swój – dość absurdalny – pomysł na powody gorszej formy napastnika (Instagram), on sam dość trafnie zdiagnozował się we wspomnianym wywiadzie: – Chyba chciałem aż za bardzo.

Mamy modelowy przykład piłkarza, którego zżera ambicja, który przykłada się do wszystkiego w stu procentach, a na boisku nie wychodzi. Wpada w spiralę. Jedna niewykorzystana sytuacja napędza drugą. W głowie siedzą okrzyki i komentarze. Gdy już dobrze zachowuje się w polu karnym, bramkarz wykonuje interwencję kolejki, co jeszcze bardziej obniża pewność siebie napastnika – budowaną, nie oszukujmy się, głównie poprzez bramki. Zjadały go oczekiwania. Presja trybun – tak, tak, presji nie odczuwają tylko samotne matki z siódemką pociech do wykarmienia.

Czesław Michniewicz stwierdził kiedyś: – Łukasz bardzo się zamartwia. Po nim nic nie spływa. To nie jest piłkarz, który patrzy do przodu, a do tyłu.

Michniewicz przyznawał zresztą, że zdarzało mu się go ściągać w 46. minucie, zamiast – zgodnie z planem – w 60., by oszczędzić mu wysłuchiwania gwizdów.

Ratowanie kariery beniaminkiem ligi chorwackiej

Do zmiany otoczenia namówił go – paradoksalnie – Kosta Runjaić. Załamywał ręce widząc, że to historia, której w Szczecinie, na obecnych prawach, nie uda się już uratować. I Chorwacja spadła mu jak z nieba. W Szczecinie przytłaczały trybuny, a na mecze Goricy przychodziło po 1,5 tysiąca widzów. W Szczecinie z każdym niepowodzeniem nakładał na siebie jeszcze większy rygor profesjonalizmu – w Chorwacji obcował z luźnym podejściem do życia, cieszeniem się chwilą. W Polsce obcował w klubie, w którym wiele rzeczy wygląda poważnie, o organizacji Goricy można byłoby napisać kilka mocnych anegdot.

Złapał luz. Odzyskał pewność siebie jako „jeden z obcokrajowców, który może wypali, może nie” a nie „ten Zwolak, który doprowadza do furii kibica każdym kopnięciem piłki”.

Zdobył czternaście bramek w jednym sezonie. Był czwartym najlepszym strzelcem w lidze. I wrócił do Ekstraklasy.

Ten sam piłkarz będący pośmiewiskiem trybun, ten sam piłkarz, który zaciął się w niewytłumaczalny sposób, wrócił do Ekstraklasy i notuje mocne wejście w ligę. Cztery trafienia, gol co 54 minuty. Trudno na dziś stwierdzić, że Lechia przestrzeliła z transferem. Trudno stwierdzić też, że sam Zwoliński pomylił się wyjeżdżając do Goricy. Widzimy dziś piłkarza pewnego siebie, idącego jak po swoje, cieszącego się każdą minutą. 

Kompletnie innego Zwolińskiego niż tego, którego oglądaliśmy w Szczecinie.

Piłkarzu, jeśli dusisz się w swoim klubie, czujesz, że cokolwiek byś zrobił, to prochu i tak nie wymyślisz – czasem warto wyjechać na moment, nawet do tak nieoczywistego klubu jak beniaminek ligi chorwackiej.

Może okazać się, że wrócisz ze zdwojoną siłą.

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Serbscy piłkarze odmawiają gry. A już za moment kontrowersyjny sparing z Rosją

Bartek Wylęgała
3
Serbscy piłkarze odmawiają gry. A już za moment kontrowersyjny sparing z Rosją

Komentarze

5 komentarzy

Loading...