Radomiak i Odra podpisały chyba jakiś pakt. Jesienią, gdy radomianie pojechali do Opola, zależało im tylko i wyłącznie na tym, żeby nie przegrać. Efekt? Typowe 0:0 po bezbarwnym. Teraz, gdy Odra wpadła do Radomia, także zależało jej na tym, żeby wywieźć choćby jeden punkt. I co? Typowe 0:0 po bezbarwnym. Nawet gdyby kibice mogliby dziś wejść na stadion, nie dotrwaliby do końcowego gwizdka. Choć – paradoksalnie – to właśnie tuż przed nim cokolwiek na murawie radomskiego stadionu zaczęło się dziać.
Tak naprawdę na opisie końcowych minut spotkania moglibyśmy poprzestać, bo w ciągu 10 minut obydwa zespoły zaprezentowały więcej niż przez pozostałą część meczu. Problem w tym, że napastnicy Odry i Radomiaka nie błysnęli. Najpierw po dograniu Merveilla Fundambu i obcince obrońcy, z bliska spudłował Dominik Sokół. Potem po pierwszym celnym strzale Odry (Pierwszym! To była 90. minuta!), ten sam wyczyn powtórzył Szymon Skrzypczak.
Co jeszcze? Zablokowany w ostatniej chwili strzał Mateusza Czyżyckiego, który wychodził na pozycję oraz świetna okazja Patryka Mikity – znów po zagraniu Fundambu, który przełożył sobie piłkę, kładąc na ziemi obrońców i wyłożył piłkę koledze na idealny strzał. Tak, tak, wiemy, pompujemy balonik itd. W takim razie odpalcie powtórkę i powiedzcie – ile lepszych sytuacji stworzył Radomiak bez udziału Fundiego?
Albo nie, lepiej nie odpalajcie, bo to naprawdę była krzywda dla oczu. Fakty są takie, że Odra nawet się nie kryła, że dziś będzie typowe murowanko i próba pójścia po najmniejszej linii oporu. Opolanie w pierwszej połowie uwalili się na własnej połowie niczym Snorlax. Jedyny groźny strzał padł po spalonym, więc nawet ciężko to podciągnąć do statystyk. Potem była jeszcze próba uderzenia Piecha z jakichś 40 metrów. Nas jednak najbardziej rozczuliło podsumowanie występu Mikinica przez jednego z komentatorów.
“Ma ochotę, dużo biega”.
I tak to właśnie z Odrą było. Goście pomyśleli chyba, że skoro w Radomiu jest stadion lekkoatletyczny, to jest to jakaś sztafeta. Bo biegania było sporo, a futbolu mało.
Radomiak natomiast przeważał przez cały mecz, ale wynikało z tego tyle, co z przesypywania łopatką piasku na Saharze. Jedynie Rafał Makowski prezentował jakiś ofensywny błysk. Przyszły piłkarz Śląska Wrocław sprawił spore problemy Mateuszowi Kuchcie, gdy oddał mocny strzał z dystansu. Potem dostał ładną piłkę, ale z ostrego kąta uderzał niecelnie. Ale o ile w pierwszej połowie miał udział w praktycznie każdym ataku, tak po zmianie stron trochę zniknął. Troszkę rozbudzili się natomiast Maciej Górski i Patryk Mikita. O drugim już wspominaliśmy, z kolei Górski ustrzelił nawet słupek, jednak wciąż więcej w tym było przypadkowego, jednorazowego błysku niż efektów ładnej i składnej gry.
Jak zawsze w przypadku pierwszej ligi, zerkamy w kierunku młodzieżowców. Co zapamiętaliśmy z dziś? Niepewność Cezarego Miszty. Widać, że zanim ten chłopak wejdzie w buty Radosława Majeckiego, musi się jeszcze sporo nauczyć. Dziś zaliczył dwa groźne, nieudane wyjścia do dośrodkowań, w pierwszej połowie nerwowo i niecelnie dogrywał do kolegów. Ale już choćby po refleksie widać, że z tej gliny można ulepić coś konkretnego.
Z kolei w Odrze bardzo fajnie zaprezentował się wprowadzony po przerwie Jarosław Czernysz. To on świetnie powstrzymywał ataki Radomiaka, grał ofiarnie, nie dawał się minąć bardziej doświadczonym rywalom. Wyliczyliśmy mu trzy ważne interwencje, co – biorąc pod uwagę intensywność tego meczu – czyni z niego kogoś w rodzaju Paolo Maldiniego.
Komentarz końcowy do spotkania? Mocno rozbawił nas jakiś Holender na profilu Radomiaka. Nie mamy pojęcia, jakim cudem trafił w telewizji na mecz pierwszej ligi polskiej, ale chyba więcej tego błędu nie popełni. Stwierdził bowiem, że to była obraza dla futbolu, a polska piłka jest najbardziej nudna na tej planecie. Cóż, jeśli wyciąga wnioski na podstawie tylko tego spotkania, to ciężko się z tym nie zgodzić.
Radomiak Radom – Odra Opole 0:0
fot. wikipedia