Czy Bayern gra w Monachium z kibicami, czy bez, jedno się nie zmienia. Każdy, kto tu przyjeżdża, właściwie z góry nastawia się na stratę punktów. Z podobnym nastawieniem do Bawarii przybyła ekipa Adama Bodzka i Dawida Kownackiego (grał tylko ten pierwszy). Fortuna Dusseldorf, co tu dużo mówić, zachowywała się jak typowa hypebae po koncercie swojego ulubionego rapera. Bayern nie miał żadnych problemów, żeby przejść do rzeczy.
– Myślisz, że masz czas, a tu nagle nadciąga Struś Pędziwiatr. Beep, beep i odbiera ci piłkę – mówił po meczu z Borussią Thomas Mueller, który w tak barwny sposób opisywał atletyczne zdolności Alphonso Daviesa. Dlaczego o tym wspominamy? Bo właściwie od tego rozpoczęło nam się dzisiejsze spotkanie. Najpierw mieliśmy kwadrans nacisków Bayernu, po którym nogi defensorów drużyny gości trzęsły się, jak ręce maturzystów przed matmą. Potem szczęście przyjezdnych się skończyło – piłki przestały się odbijać od nóg, szczęśliwie uciekać z pola karnego.
Zaczęło się bombardowanie.
Mueller napędził rozpoczętą przez Daviesa kontrę. Zagrał kapitalną piłkę na dalszy słupek, gdzie był już Serge Gnabry. Szybko trafiła ona na piąty metr do Benjamina Pavarda, a ten oddał mocno koślawy strzał. Miał jednak farta – trafił wprost idealnie w Zankę i golkiper Fortuny niewiele mógł z tym zrobić.
Francuz pozostawał jednak niepocieszony, bo w końcu było to bezczelne złodziejstwo – uciekła mu czwarta bramka w sezonie. Dlatego też jeszcze przed upływem 30. minuty postanowił to zmienić. Znów wrzutka, znów Pavard, ale tym razem już głową i bez pomocy rywala. Gol, 2:0, Bayern mógł sobie założyć okularki, rozpiąć koszulę i dojechać na dwójce do 90. minuty.
No, mógł, albo i nie mógł. Niezawodny w sprawach związanych z Bayernem Gabriel Stach zacytował bowiem to, co krzyczał do swoich podopiecznych Hansi Flick tuż przed końcem pierwszej połowy. – Panowie, to jeszcze nie przerwa! Ruszać!
Cóż, to są właśnie plusy gry bez publiczności – da się usłyszeć takie perełki.
I co? I ruszyli. Zresztą to mało powiedziane, bo motywacyjne pokrzyki Flicka spowodowały chyba, że piłkarze chcieli mu odpłacić chwilowy przestój. Akcja rodem z kompilacji „Best goals of 2020”. Lewandowski zagrywa piętą w pole karne, Kimmich szykuje się do strzału z ostrego kąta, ale sprytnie wycofuje do Muellera, ten może strzelać, ale… czeka na „Lewego”. Kolejne odegranie, futbolówka trafia do Polaka, który nie miał już wątpliwości co zrobić.
Gol, 3:0 i… swego rodzaju przełamanie. Fortuna była bowiem ostatnim zespołem obecnie grającym w Bundeslidze, któremu Lewandowski nie zapakował jeszcze bramki. Co się odwlecze, to nie uciecze.
Bayern totalnie się bawił. Ofensywę w drugiej połowie rozpoczął Gnabry, który ośmieszył defensywę rywali, oddając strzał zaraz po efektownej rulecie. Nasz Robert też nie byłby sobą, który tak długiego oczekiwania na bramkę z ekipą z Dusseldorfu, nie powetował sobie dołożeniem czegoś ekstra. I dołożył. Oj, dołożył. Flicki-taka znów zadziałała: piłka w boczną strefę pola karnego. Gnabry zagrywa ją na piątkę, a „Lewy” w biegu, jakimś a’la krzyżakiem posłał piłkę tak, że Kastenmeier mógł tylko powiedzieć: dziękuję pan Robert, gdy wyciągał piłkę z siatki. Jasne, strata czterech bramek to trochę siara, jednak kiedy są to TAKIE bramki, to już trochę mniej.
Co tam jeszcze mógł nam zaoferować Bayern? Ach, tak, Alphonso Davies. O jego kluczowym odbiorze przy pierwszym golu już wspominaliśmy. Do tego dodajmy to, jak pojawił się znikąd pod własną bramką, ratując Manuela Neuera, po praktycznie jedynym groźny strzale gości. Wypadało jednak samemu zaistnieć w formularzu meczowym, więc Kanadyjczyk zrobił to, co umie najlepiej. Powalczył o piłkę, poszedł na przebój, odjechał rywalom i strzelił na dużym spokoju, ustalając wynik meczu.
Oczywiście wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że wynik jest ustalony. Bayern też walczył tak, jakby nie chciał znów usłyszeć kilku gorzkich słów od Flicka. I tak Pavard huknął z woleja z dystansu, zupełnie jakby jeden kozacki gol w CV mu nie wystarczał. Lewandowskiemu natomiast wyraźnie nie starczały dwie bramki, bo pobawił się w pinballa w polu karnym Fortuny, próbując za wszelką cenę uzbierać hattricka. Był też potężny strzał Muellera, który minął spojenie bramki gości.
Na nieszczęście tego tercetu – i na szczęście Fortuny – udało się w jakiś bardzo rozpaczliwy sposób obronić oblężoną twierdzę. Pomogło w tym również to, że Flick dał pograć młodym. Marne to pocieszenie, skoro wcześniej Bayern przybił Fortunie piątkę, ale cóż. Biorąc pod uwagę, z jaką regularnością Bawarczycy łoją rywali u siebie, ciężko było spodziewać się czegokolwiek innego. Końcowy raport?
- Adam Bodzek zdecydowanie nie rzucił na kolana, ale skoro mówimy o kapitanie drużyny, która właśnie przyjęła piątkę, ciężko o inną ocenę
- Robert Lewandowski jest o dwa gole bliżej od rekordu Muellera (tego starszego, tak, to raczej niemożliwe)
- Thomas Mueller (ten młodszy) jest o trzy asysty bliżej od rekordu Kevina de Bruyne (21 asyst w sezonie, tak, to raczej możliwe)
- Alphonso Davies nadal jest fast as fuck
I tak tu się żyje, powoli, w tej Bawarii.
Bayern Monachium – Fortuna Dusseldorf 5:0
Zanka (sam.) 15′, Pavard 29′, Lewandowski 43′, 50′, Davies 52′