Reklama

Powrót ligi hiszpańskiej przesądzony. La Liga rusza 11 czerwca

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

29 maja 2020, 18:47 • 6 min czytania 3 komentarze

– Ponownie rozpoczniemy sezon 11 czerwca, jeśli Bóg pozwoli – oznajmił Javier Tebas, prezes hiszpańskiej ekstraklasy. Oznacza to, że La Liga jest kolejną z dużych europejskich lig, która przełamuje lęk przed pandemią koronawirusa i wznawia rozgrywki. Decyzja szefa rozgrywek jest dość odważna, ponieważ w Hiszpanii początkowo był dość duży opór społeczny przed powrotem piłkarzy na boiska, nie wspominając już o tym, że wielu zawodników w bardzo ostrych słowach wypowiadało się o pomyśle odmrożenia ligi.

Powrót ligi hiszpańskiej przesądzony. La Liga rusza 11 czerwca

– W La Lidze działa w tej chwili 130 osób, dzięki którym możemy zorganizować ligę wedle nowych zasad – oznajmił Tebas. Dodał jednak po chwili, by ostudzić przesadny optymizm: – Najważniejszy będzie jednak dzień, gdy rozpoczniemy kolejne rozgrywki. Z bożą pomocą uda nam się to 12 września.

LIDER NA CZAS KRYZYSU

Jak opisywaliśmy przed kilkoma dniami, Javier Tebas to w pewnym sensie jednoosobowa armia, przeprowadzająca hiszpańskie rozgrywki ligowe przez kryzys związany z koronawirusem.Władza w hiszpańskiej piłce jest scentralizowana. To wspomniany Tebas ma decydujący głos. Owszem, kluby w postaci na przykład sześciu zespołów La Liga mają swoje przedstawicielstwo jako głos doradczy, ale tylko tyle. Doradzać mogą zawsze, podejmować kluczowe decyzje już nie. Naturalnie głos piłkarzy też się liczy, jeśli wszyscy by się zbuntowali, trudno byłoby grać, ale jaka na to dzisiaj jest szansa? Oni muszą widzieć, co się dzieje choćby w Bundeslidze i odmawiając gry, wyszliby po prostu na głupków. Do buntu więc raczej nie dojdzie i rzeczywiście wznowimy granie w Hiszpanii”.

Tebas od początku całej zawieruchy wyglądał na człowieka głęboko wierzącego, że ligę uda się dokończyć. Przed trzema tygodniami na antenie stacji Movistar+ zapewniał: – Chciałbym zacząć grać 12 czerwca. Ale wszystkie decyzje są uzależnione od sytuacji w Hiszpanii i od ewentualnego rozwoju pandemii. Przede wszystkim władze muszą wyrazić zgodzę na powrót. My mamy zamiar wypełniać wszystkie zalecenia rządu. W tej chwili spodziewam się, że mecze będą rozgrywane codziennie.

Reklama

Jego optymizm spotęgował fakt, że po przebadaniu wszystkich piłkarzy, trenerów i pracowników w klubach pierwszej oraz drugiej ligi hiszpańskiej wykryto zaledwie osiem pozytywnych wyników, z czego pięć u piłkarzy. Szef rozgrywek spodziewał się, że rezultaty pierwszej fali testów mogą być o wiele bardziej negatywne, a to właśnie od nich w dużej mierze zależał stosunek rządu do planów powrotu na ligowe boiska w Hiszpanii. – Jestem bardzo zadowolony, ponieważ spodziewaliśmy się nawet trzydziestu pozytywnych wyników – mówił Tebas. – To dobra wiadomość dla nas, ale i dla społeczeństwa. Wielu piłkarzy przeszło chorobę bezobjawowo, podobnie jak ich rodziny. (…) Podczas meczu ryzyko zakażenia jest niemalże zerowe – dodawał, powołując się na wyliczenia niemieckich naukowców. Bundesliga dla Hiszpanów stanowiła najważniejszy punkt odniesienia przy opracowywaniu procedur bezpieczeństwa.

Mimo to, wątpliwości nie brakowało. Zwłaszcza wśród piłkarzy.

PRZEŁAMANE LĘKI

Przypomnijmy nasz artykuł, w którym opisywaliśmy reakcje hiszpańskich ligowców na wieści o ewentualnym powrocie na boiska.

– Masowe testy dla piłkarzy? Nie sądzę, by to miało sens. Na pierwszeństwo zasługują ludzie pracujący w służbach medycznych – twierdził przed miesiącem Alvaro Cejudo z Racingu Santander na antenie Radia MARCA. – Nie zgadzam się, by piłkarze byli testowani jako pierwsi. Zdaję sobie sprawę, że wznowienie rozgrywek nie może czekać przez dwa lata, aż pojawi się jakaś szczepionka, ale w tej chwili dziennie umiera po 400 osób. Musimy otrzymać jakieś gwarancje. Wiem, że wiele osób chce już powrotu do piłki, ale ja nie zgadzam się, byśmy grali za wszelką cenę, z narażeniem zdrowia własnego i zdrowia naszych bliskich.

– Rozgrywanie meczów, gdy ryzyko wynosi nawet jeden procent, to absolutne szaleństwo – grzmiał Suso z Sevilli.

– To skandal. Oni chcą nam zrujnować życie. Futbol nie jest najważniejszy i nikt nie umrze, gdy go przez jakiś czas zabraknie. Ale my możemy umrzeć, jeśli będziemy grać. Bez pisemnej gwarancji, że jesteśmy w stu procentach bezpieczni, nie mam zamiaru wracać na murawę. Jeśli po epidemii będę musiał znowu pracować jako barman, zrobię to bez wahania – oznajmił z kolei Fali z Cadiz.

Reklama

Wszyscy z wymienionych bardzo zgodnie podkreślali, że pozycja ich zespołów w ligowych tabelach nie ma najmniejszego wpływu na ich retorykę. Tak się jednak dziwnie złożyło, że ostatni w stawce drugiej ligi hiszpańskiej Racing mógł po cichu liczyć na to, że w przypadku anulowania ligi uda się przy zielonym stoliku uniknąć i tak pewnego spadku. Z kolei Sevilla mogła mieć nadzieję, że gdy liga zostanie przerwana na dobre, to nikt już nie zdoła strącić jej z trzeciego miejsca w tabeli La Ligi. Cadiz? Obecnie zajmują pierwszą lokatę na zapleczu hiszpańskiej ekstraklasy. Też nie mieli szczególnego interesu, by optować za powrotem do gry.

Nie ma większych wątpliwości, że było w tych głosach pozornej paniki wiele wyrachowania. Choć Fali chyba na serio dał się trochę ponieść lękowi, bo przed powrotem do treningów konsultował się nawet z psychologiem. – To dla mnie bardzo trudna bitwa. Nikt nie wie, przez co obecnie przechodzę i nawet jeśli wydaje się to głupotą, to nią nie jest – pisał piłkarz Cadiz, gdy dwa tygodnie temu umieścił swoje pierwsze zdjęcie z boiska w mediach społecznościowych.

Inni też przełamali lęki. Suso pochwalił nawet protokoły bezpieczeństwa w radiowym wywiadzie. Przesadnie nie awanturowali się nawet futbolowi związkowcy, cieszący się w Hiszpanii znacznie mocniejszą pozycją niż w Polsce.

FRANCUZI STCHÓRZYLI?

Hiszpański rząd od początku z dużym zrozumieniem podchodził do determinacji Tebasa. Futbol to zbyt ważny biznes dla kraju z Półwyspu Iberyjskiego, by zarżnąć go przedłużającą się w nieskończoność kwarantanną. Tym bardziej że statystyki nie są aż tak dramatyczne jak jeszcze dwa-trzy tygodnie temu. Jeżeli chodzi o liczbę zgonów spowodowanych chorobą COVID-19, Hiszpania plasuje się obecnie na piątym miejscu w świecie (27 tysięcy ofiar śmiertelnych). Ale przyrost jest już na szczęście minimalny – jeden, dwa zgony dziennie. Wciąż o jeden i dwa za dużo, lecz pamiętajmy, że jeszcze niedawno to były liczby setki razy wyższe.

– Rozumiem obawy piłkarzy – komentował José Manuel Rodríguez Uribes, hiszpański minister sportu. – Jednak biorę też pod uwagę, że futbol jest motorem napędowym całego hiszpańskiego sportu. Dlatego cieszy mnie porozumienie między federacją piłkarską i ligą. Wspólne działania prezesów Javiera Tebasa i Luisa Rubialesa oceniam jako bardzo wartościowe. Piłka nożna potrzebuje dzisiaj wspólnej pracy nas wszystkich – dodał, odnosząc się oczywiście do konfliktu obu panów, którzy na jakiś czas zakopali wojenny topór i bez większych niesnasek doszli do porozumienia w kluczowych kwestiach. Z kolei Irene Lozano, szefowa Wyższej Rady Sportu, podkreśliła już kilkanaście dni temu: – Powrót do rozgrywek ligowych to krok w stronę normalności dla naszego kraju.

Na ten moment zatem: 11 czerwca, 22:00, derby Sewilli. Zanotujcie w kalendarzu, ustawcie przypominajkę w telefonie.

Gra zatem Bundesliga. Hiszpanie zaplanowali datę powrotu. Anglicy też zbliżają się do normalności. To każe poddać w wątpliwość decyzję między innymi francuskich władz, które na stosunkowo wczesnym etapie pandemii zadecydowały o definitywnym zakończeniu rozgrywek ligowych. Rozdano medale i wszyscy rozeszli się do domów. No, niektórzy udali się do sądu, ale niczego tam nie wskórali. – We Francji zakończyli sezon i już tego żałują. To była pochopna decyzja rządu, która skrzywdziła kluby. Dla nas skończyłoby się to katastrofą – przekonuje Tebas, dowodząc, jak ważna dla hiszpańskiego PKB jest branża piłkarska.

Z kolei dziennik L’Equipe na okładce umieścił wymowne pytanie:

“Jak durnie?” – pytają dziennikarze francuskiego pisma. Na razie trudno oczywiście ferować w tej sprawie kategoryczne wyroki, ale coraz więcej wskazuje na to, że jest to po prostu pytanie retoryczne.

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Hiszpania

Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
5
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Komentarze

3 komentarze

Loading...