Reklama

Ostatni trening za nami. Od jutra w ORLEN Stay&Play ruszają finały

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

28 maja 2020, 22:09 • 4 min czytania 0 komentarzy

Emocje rosły z każdym kolejnym treningiem. Drużyny analizowały grę potencjalnych rywali, próbując doszukać się słabości. W ruch poszły komputery, programy nagrywające i własne oczy. Jutro okaże się, kto najlepiej odrobił pracę domową – rozpocznie się faza grupowa turnieju ORLEN Stay&Play w Rocket League. Dziś jednak mieliśmy okazję obejrzeć jeszcze jeden, ostatni trening. Tym razem swoich sił w grze spróbowali Piotr Nowakowski, dwukrotny mistrz świata w siatkówce, i judoczka Agata Ozdoba-Błach, medalistka mistrzostw świata. Dowodził nimi Sławek “Furiath” Marek. Jak im poszło?

Ostatni trening za nami. Od jutra w ORLEN Stay&Play ruszają finały

Odpowiedź brzmi: nieźle. Nie było tragedii, choć potencjalnych rywali pewnie nie przestraszyli. Kilka meczów wygrali, w kilku przegrali. Problem sprawiała im zwłaszcza gra, gdy byli zagadywani przez prowadzącego dzisiejsze treningowe spotkania Laidera. Tu zresztą pierwszy smaczek – Laider i Furiath to współlokatorzy ze studenckiego mieszkania. Korzystając z tego założyli się więc o to, kto zajmie wyższe miejsce w startującym jutro turnieju. Stawka zakładu jest wysoka – przegrany będzie musiał wspomniane mieszkanie posprzątać. A każdy, kto mieszkał w studenckim lokum wie, że to potrafi być traumatyczne przeżycie.

Dziś jednak obaj siedzieli poza rzeczonym mieszkaniem, więc mogli się co najwyżej zobaczyć przez Internet. Laider obserwował, a Furiath próbował nauczyć swoich nowych podopiecznych, jak właściwie się w to wszystko gra. Początkowo szło mu dość opornie i sporo było wpadek. Gdyby komuś się chciało, może zmontować z nich zresztą niezłą kompilację. Już przed pierwszym meczem Agata upewniała się, do której właściwie bramki mają strzelać.

Potem były problemy z komunikacją – zwłaszcza jeśli chodzi o rozbicie po bramce. Wyrywał się do niego Piotr Nowakowski, ale że nie był pewny, czy może, to upewniał się u kapitana. Kapitan pozwolił, ale zanim Piotrek wystartował, to jego zespół już stracił bramkę, bo rywale skorzystali na zawahaniu. Agata była tym faktem zresztą mocno zdziwiona, bo zorientowała się dopiero po chwili i pytała reszty: “Oni już strzelili?”. Jeszcze bardziej zaskoczona została startem drugiego spotkania, bo… po prostu zapomniała do niego wejść. I przez chwilę jej koledzy radzili sobie wraz z botem w drużynie. Wszystko jednak udało się naprawić.

Na boisku wciąż bywało różnie. Jak wtedy, gdy na 30 sekund przed końcem – trwającego 5 minut, przypomnijmy – spotkania Piotr Nowakowski zadał kluczowe pytanie: “My jesteśmy pomarańczowi?”. Tak, byli. Ale mimo że nasz siatkarz się upewnił w tej kwestii, to strat nie zdołali odrobić. Agata Ozdoba-Błach próbowała za to na moment przejąć rolę głównodowodzącej i, gdy piłka zmierzała do ich bramki, krzyknęła do kogoś: “Dobra, dobra, nie łap!”. I faktycznie nikt nie złapał. A rywale cieszyli się z gola.

Reklama

Wtedy stwierdzili, że potrzebują jakiejś taktyki. Wiadomo, to w końcu podstawa. Agata postanowiła więc zmotywować kapitana do tego, by faktycznie wczuł się w rolę. I wywiązał się taki dialog.

– Wyznacz zadania.
– Musimy grać drużynowo.
– Ale łatwe daj…
– Okej – to ty strzelasz bramki.

Uwaga, spoiler: nie strzeliła. Więc zmienili taktykę, a jej główne założenie wyraził Piotr słowami: “W tobie cała nadzieja, Furiath”. I wiecie co? To działało. Furiath ciągnął grę, ale i przy nim lepiej zaczęli radzić sobie jego uczniowie. Choć na pytanie “Jak się czujecie po kilku meczach, jest progres?” Nowakowski odpowiadał zdecydowanym “Nie” (ale Agata wręcz przeciwnie), to jednak sam trener-kapitan, był zadowolony. I wyraził to zresztą w rozmowie z Laiderem.

– Sławek, jak oceniasz postęp swoich podopiecznych? O ile się poprawili?
– Z 80 procent. Tak od początku treningu do teraz, to tyle właśnie będzie.

Nie wiemy jedynie, jak w tej sytuacji interpretować śmiech, którym skwitowała to Agata. Uznajmy jednak, że rozbawiło ją to, jak bardzo trener zaniża ich możliwości. Piotr na te słowa za to ani się nie obruszył, ani nie roześmiał, ani ich nie potwierdził. Jak to on. Jeśli jest na świecie konkurs na cosplayera wyrazu twarzy Janne Ahonena, środkowy naszej siatkarskiej reprezentacji zdecydowanie powinien się zgłosić. Przeczuwamy, że miałby spore szanse na zgarnięcie trofeum do domu. To nie jest jednak tak, że nie widać u niego żadnych emocji. Ot, weźmy kolejne z zadanych pytań:

– Czy jest jakaś drużyna, której szczególnie chcielibyście skopać tyłek?
[Agata] – Wszystkich pokonamy. Niech się boją!
[Piotr] – Kogo nam dadzą, to będzie ograny.

Reklama

Gdy to mówił, widać było u niego wolę walki. I choć powtarzał, że nie potrafi latać tym samochodem, co mu dali, to my wiemy, że to tylko zasłona dymna. Skoro radzi sobie przy siatce z najlepszymi blokującymi świata, to i samochód w grze ogarnie. Nie ma innej opcji. Zresztą – jak mówił, gdy połączyło się z nimi WeszłoFM – da się nawet przenieść elementy siatkówki do świata Rocket League. A konkretnie jeden:

– Mocne zbicie przed siebie z zamkniętymi oczami. O ile rzeczywiście trafię w piłkę, bo nie jest wcale tak łatwo. 

Piotrowi pozostaje więc życzyć, by w piłkę trafiał, ale – wbrew jego słowom – udawało mu się to dziś stosunkowo nieźle. Pakował ją nawet do bramki. I pewnie jutro bardzo będzie chciał to powtórzyć w trakcie rozgrywek grupowych. Czy będzie w stanie? Przekonajcie się sami – rozgrywki fazy grupowej zaczynają się o 18:00. W niedzielę, o 12, czekają nas za to play-offy i wielki finał. Bo, jak powszechnie wiadomo, najlepsze pojedynki zaczynają się właśnie w samo południe.

Fot. Twitch

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...