Reklama

Paluchowski: Puchar Polski? Jak gram, to strzelam. Z Lechem też tak będzie!

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

27 maja 2020, 12:27 • 11 min czytania 1 komentarz

Adrian Paluchowski to weteran polskich boisk, zwłaszcza pierwszoligowych. 33-latek w obecnym sezonie strzelał bramkę w każdym meczu Totolotek Pucharu Polski. Nam zapowiada, że jeśli zagra z Lechem, znów wpisze się na listę strzelców. Napastnik zdradza też, co było powodem spadku Pogoni Siedlce z pierwszej ligi, kto jest najlepszym piłkarzem na zapleczu Ekstraklasy, które kluby interesowały się nim po odejściu z Siedlec oraz czy Legia w meczu z Miedzią grała lepiej od Legii, w której występował przeszło dekadę temu. Zapraszamy!

Paluchowski: Puchar Polski? Jak gram, to strzelam. Z Lechem też tak będzie!
Nie tęskni pan za normalną wiosną? Rok temu zmiana klubu w trakcie rundy. Teraz rundę przerwała pandemia. Spory pech…

Pech, nie pech, bo w zeszłym roku rundę wiosenną zagrałem — z wyłączeniem dwóch meczów. Musiałem odczekać tydzień, żeby Stal załatwiła wszystkie formalności. Tamta sytuacja była zresztą na moje życzenie, a teraz mamy zdarzenie losowe. Sytuacja była niecodzienna, wykorzystałem ofertę, która się pojawiła. Była nie do odrzucenia, Stal walczyła o Ekstraklasę, były duże perspektywy. Decyzja niespotykana, ale z perspektywy czasu — słuszna.

Możemy jeszcze cofnąć się o trzy lata, wtedy był spadek z Pogonią Siedlce po barażach. To najgorsze wspomnienie w karierze? Zimą nikt nie zakładał, że potoczy się to w tym kierunku.

Jedno z gorszych na pewno. Rok wcześniej spadłem ze Zniczem Pruszków… W Pogoni mieliśmy na tyle niezłą ekipę, że nikt spadku nie brał pod uwagę. Nawet gdy trafiliśmy do barażów, nie spodziewaliśmy się tego. Ale cóż, taki sport.

Analizowaliście potem, co wtedy nie zagrało?

Większych analiz nie było, byliśmy w lekkim szoku. Po meczu z Ruchem, wygranym na wyjeździe 6:0, mieliśmy wysoko podniesione głowy. Po meczu w Ostródzie ze Stomilem, bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie, ten spadek nawet nie zaglądał nam w oczy. Natomiast z perspektywy czasu można powiedzieć, że być może zbyt pewnie podeszliśmy do barażu. Że my jesteśmy pierwsza liga, nic nam się nie może stać, będziemy grać w piłkę… Po remisie na wyjeździe — zresztą ten mecz powinniśmy wygrać — podeszliśmy zbyt pewnie. Przyjedzie Garbarnia, to u siebie, na lepszym boisku, ich zmieciemy. Dostaną czwórkę i pojadą do domu. To nas zgubiło, trzeba było podejść z większym szacunkiem do rywala, bo przy wyniku 1:1 na wyjeździe, to oni musieli gonić wynik, a nie my. A my byliśmy nastawieni, że nie będziemy na nich czekać, tylko rozstrzygniemy to raz-dwa i niech jadą do domu.

Mówił pan, że nie żałuje odejścia. Pewnie trochę nawiązuje pan do tego, co działo się w Pogoni jesienią.

Trochę tak. Czy nie żałuję? Szkoda było mi odchodzić, to była fajna ekipa z trenerem Marcinem Prasołem na czele. Wygrywaliśmy mecz za meczem, to była jedna z najlepszych rund pogoni w ostatniej dekadzie. Było mi szkoda odchodzić z takiego zespołu, gdyby to nie była Stal Mielec, walcząca o Ekstraklasę, to bym się o taką decyzję nie pokusił.

Reklama
Słyszałem, że nie tylko Stal o pana zabiegała, chciał pana sprowadzić Radomiak i trener Dariusz Banasik, z którym wcześniej pan współpracował.

W momencie, gdy na 90minut pojawiła się informacja, że rozwiązałem kontrakt, telefony wybuchły! Pół drugiej ligi do mnie dzwoniło, m.in. trener Banasik. Wtedy jednak wiedziałem, że idę do Stali, dlatego rozwiązałem kontrakt. Odejścia do drugiej ligi nie brałem pod uwagę. Kto jeszcze się odzywał? Na pewno był kontakt z Olimpii Grudziądz, było jeszcze parę zespołów, ale teraz sobie tego nie przypomnę. Dzwoniono głównie do mojego agenta, były też oferty z trzecich lig, ale byłem zfokusowany na jeden klub i nic innego nie brałem pod uwagę.

W wieku 32 lat pan się chyba nie spodziewał, że będzie tak rozchwytywany!

Jakby się rzuciła Ekstraklasa, to bym był rozchwytywany! (śmiech) Mówimy o drugiej lidze, a jeszcze mam tyle zdrowia i umiejętności, żeby w niej w zakotwiczyć. Być może gdyby ustawiła się wtedy kolejka z pierwszej ligi, byłoby z czego wybierać, ale na więcej nie mogłem liczyć. Stal Mielec, top 3 poprzedniego sezonu… To i tak było dużo.

W Stali ambicje do awansu były, ale na ambicjach się skończyło.

Skończyło się, bo Raków był poza zasięgiem, a ŁKS miał świetną rundę wiosenną. Zabrakło może punktów w meczu z ŁKS-em właśnie, w którym mnie jeszcze nie było, a Stal przegrała. Ten mecz był decydujący, z dwóch punktów zrobiło się pięć, więc ciężko było nadrabiać straty. ŁKS grał solidnie i nie dał się wyprzedzić. Nasza zdobycz punktowa była dość spora, w poprzednich sezonach dałaby awans. Ale przeciwnicy byli poza zasięgiem.

Kiedy przechodził pan do Mielca, portalowi Łączy nas Piłka zapowiadał pan, że liczy na siedem goli i dobicie do 50 bramek na zapleczu Ekstraklasy. Ale ten plan nie zakładał chyba zostania w niej na kolejny rok ze Stalą…

Nie tak łatwo napastnikowi wskoczyć z marszu, grać i strzelać. Trochę czasu zajęło mi rozszyfrowanie gry z nowymi kolegami. Ale już kolejny sezon pokazał, że złapałem wspólny język i wyglądało to obiecująco.

Język jest, ale rok mija, a 50-tki dalej nie ma. Trochę się pan obija! (śmiech)

Dwóch brakuje! Mam jeszcze czas, kontrakt ze Stalą Mielec jest ważny do czerwca, trochę meczów przed nami… Może uda się dobić do tej liczby w tym sezonie.

Z drugiej strony – kiedy jak nie teraz? Za plecami ma pan chyba najlepszą linię pomocy w karierze.

Nie licząc tej, którą miałem podczas epizodu w Legii w Ekstraklasie, to na pewno. Można powiedzieć, że to nasz największy atut w tym sezonie. Kreatywność środka pola, skrzydłowych, jest na bardzo wysokim poziomie.

Reklama
Może pan powiedzieć, że z którąś z tych postaci współpracuje się panu najlepiej?

Chyba z Bartkiem Nowakiem, bo na początku sezonu ja asystowałem od niego, a on do mnie. Na cztery bramki, które strzeliłem w lidze, trzy asysty są od niego.

Wiele osób mówi, że to najlepszy piłkarz w lidze.

Zgadzam się, przecież nagrody za ładną buźkę nie dostał, tylko za wyniki i umiejętności. To nie pierwszy sezon, w którym ma takie liczby, więc powinien dostać szansę wyżej. A czy ją wykorzysta, to się później okaże.

Ale nie tylko pomoc jest silna. Michał Żyro powiększył legijną kolonię i jednocześnie wskoczył do składu. Za pana.

Dołączyło do nas kilku zawodników i to jest nasz atut na ten skondensowany sezon. Mamy szeroką, mocną kadrę, kilku piłkarzy gotowych do wskoczenia do składu i może to być naszą dużą siłą w końcówce tego sezonu.

Jaki jest ten sezon dla Stali Mielec? Znów było trochę zawirowań.

Jaki to sezon, to będzie można powiedzieć po ostatnim meczu. Nie ma co ukrywać, że nas interesuje tylko jedna rzecz, po tym można ocenić, czy sezon był udany, czy nie. Jeżeli awansu nie będzie, będzie można powiedzieć, że sezon był nieudany. Jakby nie patrzeć, jako drużyna, która zakończyła poprzedni sezon na trzecim miejscu, byliśmy wyznaczani jako jeden z faworytów do awansu. Zwłaszcza że w tym sezonie awansują trzy, a nie dwa zespoły. Każde miejsce niedające awansu, będzie sprawiało, że sezon jest nieudany.

Stanęliście w zawieszeniu, bo do strefy bezpośredniego awansu brakuje wam tylko dwóch punktów.

Gdy wybuchła pandemia nikt nie wiedział, jak to się skończy. Można było zakładać, że według uchwały PZPN, byliśmy premiowani, bo trzecie miejsce dawało awans. Natomiast jeśli byłyby jakieś inne zmiany, jak we Francji, to plulibyśmy sobie w brodę, że jeden przegrany mecz pozbawił nas awansu. Dlatego teraz będziemy nastawieni, że każdy kolejny mecz będzie ostatnim. Różnie może przecież być, jeśli pojawi się zarażenie w jakimś zespole.

No właśnie, co stało się na starcie wiosny? W meczu z Olimpią była mocna ofensywa, a w spotkaniu z Termalicą wyraźna i powiedziałbym nawet zasłużona porażka.

Wyraźna na pewno, a czy zasłużona? Mógłbym się spierać. Zaczęliśmy z wysokiego „c”, tak jak w Grudziądzu, ale tam szybko strzeliliśmy bramkę i mecz inaczej się ułożył. W pierwszych 15 minutach mieliśmy przewagę nad Termalicą, przynajmniej optyczną. Pierwszą bramkę dostaliśmy z rzutu karnego, potem już się posypało, zostaliśmy skontrowani dwa razy. Ale z tego, co pamiętam, Termalica oddała trzy czy cztery strzały na bramkę, więc konkretnie nas wypunktowała.

Jaki wpływ na was miały wspomniane wcześniej zawirowania? Zmiana trenera, mocne zarzuty w kierunku doświadczonych zawodników zimą…

Na początku miało to duży wpływ, na końcówkę rundy jesiennej. Zmiana trenera, gdzie jako drużyna byliśmy zbudowani przygotowaniami trenera Skowronka i jego sztabu. Były założenia, że brniemy razem do Ekstraklasy. Po dobrej rundzie wszystko szło w dobrym kierunku i spotkało nas mocne zaskoczenie ze strony zarządu. To zresztą było opisywane, w jaki sposób dowiedzieliśmy się o zmianie trenera. Dotknęło nas to, było to widać po meczu w Radomiu, gdzie nie wyglądaliśmy zupełnie jak drużyna, byliśmy rozbici. Natomiast po zimowych przygotowaniach wróciło to na właściwe tory. Jesteśmy inną drużyną, ale cel się nie zmienił.

Zmieniła się za to pana pozycja w zespole, bo u nowego trenera jest pan rezerwowym.

Tak, taka zmiana jest.

Rozwinięcia tematu nie będzie?

Pomidor! (śmiech) Nie ma co drążyć, jest Michał Żyro z Ekstraklasy, wygrał rywalizację i jest krótka piłka. Walczę na treningach, ale to trener ustala skład.

To, że polski futbol wraca do gry Pucharem Polski, powinno panu pasować. Patrzę w statystyki: trzy mecze, trzy gole. Jest regularność!

Jest i oby pozostała. Klucz jest taki, że zagrałem we wszystkich meczach Pucharu Polski. W poprzednich przypadkach albo byłem w drużynie, która odpadała w pierwszej rundzie, albo na mecze wychodziły zmienione składy. Znicz, Pogoń Siedlce — te zespoły odpadały w pierwszej rundzie. W Stali ograliśmy Pogoń, a potem odpadliśmy z Chrobrym, więc były dwie rundy… Nie zagrałem zbyt wielu spotkań po prostu, najwięcej było ich w Sosnowcu, gdzie zagrałem chyba w dwóch spotkaniach i zdobyłem dwie bramki. Więc jak już gram, to strzelam.

Czyli trzeba mieć nadzieję, że pan zagra z Lechem, bo wtedy będzie bramka.

Tak to wygląda. Ja i Mateusz Mak musimy grać, to ktoś z nas strzeli!

Ale zaznaczmy – Lechowi bramkę w Pucharze już pan strzelił.

Tak, w półfinale. Jakoś szczególnie tego nie wspominam, ale wiem, że to była pierwsza bramka, którą Lech stracił w tamtej edycji. Strzelić w półfinale fajnie, szkoda tylko, że niczego nam to nie dało, bo przegraliśmy dwumecz. Niedawno sobie o tym przypomniałem.

Rozmawiamy akurat w porze meczu Miedzi z Legią, więc zapytam – ogląda pan kątem oka?

Tak, oglądałem pierwszą połowę.

I jak, lepiej gra ta Legia niż za pańskich czasów w stolicy?

Oj, od tego czasu minęło 11 lat, więc wiadomo, że grają lepiej. Chociaż… Czy ja wiem, czy lepiej… (śmiech) Na pewno grają skutecznie, dobrze się prezentują, są w końcu na pierwszym miejscu w tabeli. Widać było różnicę klasy, ciągle siedzieli na Miedzi, nie pozwolili jej na zbyt wiele.

Widać jakąś różnicę między tym meczem a tymi sprzed pandemii?

Po pierwszym meczu ciężko stwierdzić, ale patrząc po Legii, nie wyglądało to źle. Nie było wielu błędów technicznych, czy niedociągnięć. Nie rzucało się to w oczy. Możemy dopatrywać się problemów, gdy sezon się rozkręci, bo żaden zespół nie jest przygotowany do gry na takiej intensywności. Środy zawsze się pojawią w terminarzu, ale nie na przestrzeni dwóch-trzech miesięcy. Zmęczenie będzie dopiero dawało o sobie znać.

A czego możemy się spodziewać po Stali? Nie mieliście nawet okazji, żeby zagrać sparing.

Dlatego też ciężko cokolwiek zakładać. Na pewno jesteśmy zmotywowani i bardzo głodni gry, Lech pewnie tak samo. Każdy czuje się dobrze, boiska brakuje, wyjdziemy naładowani i pełni sił, ale jak to będzie wyglądało na dystansie 90 minut, to dopiero się dowiemy.

Dominik Nowak z Miedzi mówił nam, że czuje presję społeczną, że wszyscy będą patrzeć na ich mecz i wyciągać wnioski czego spodziewać się po reszcie sezonu. Też to odczuwacie?

Na początku mieliśmy presję, bo było założenie, że to my będziemy grać jako pierwsi. Dopiero potem wyszło, że jednak będziemy drudzy. Presja jest z tego tytułu, że nie wiadomo, jak to wszystko będzie wyglądało organizacyjnie, no i z tego, że wszyscy się rzucą przed ekrany, żeby ten mecz zobaczyć, bo każdemu piłki brakuje. Bundesliga Bundesligą, ale każdy na krajowe podwórko zerka. Ale jesteśmy na tyle głodni gry i nie będzie się o tym myślało.

Myśli pan o tym, czy uda się jeszcze zagrać w Ekstraklasie? Wspomniał pan wcześniej, że w czerwcu kończy się panu kontrakt.

Ciężko powiedzieć. Żadnych rozmów o przedłużeniu kontraktu nie było. Myślę jednak, że jeśli nie teraz, to z każdym kolejnym rokiem będzie ciężej. W moim wieku trzeba awansować do Ekstraklasy ze swoim zespołem niż czekać, aż ktoś mnie tam wciągnie. Jak nie teraz, to pewnie skończyły na okrągłej 30-stce występów i to wystarczy.

Jest pan jednym z tych, którzy są w niezręcznej sytuacji – koniec sezonu za pasem, nie wiadomo, na co się szykować.

Nie wiadomo nawet, od kiedy ją planować — czy od 1 lipca, czy od 1 sierpnia? Nie było jeszcze żadnych rozmów, jedyny aneks, który jest oficjalnie podpisany to chyba Christiana Gytkjaera, a tak to cisza w temacie. Jestem już w takim wieku, że mam rodzinę i nie mogę czekać. Jeśli pojawi się satysfakcjonująca oferta, to nie będę się wahał i złożę podpis — czy to od 1 lipca, czy sierpnia, bo muszę zapewnić sobie byt.

Skoro z Gytkjaerem przedłużają, to dobrze, bo to oznacza, że napastnicy są w cenie! (śmiech)

(śmiech) Zawsze każdy marudzi, że nie ma napastnika.

A tu jest. Adrian Paluchowski, do dyspozycji.

Można zrobić taką reklamę!

Nie wiem, czy w Zniczu szukają napastnika, ale na pana na pewno zawsze tam czekają. Rozważał pan powrót do Pruszkowa?

Zawsze się śmieję, że mam z tyłu głowy, że do Znicza zawsze będę mógł wrócić. Przynajmniej dopóki prezesem będzie pan Mucha-Orliński, bo mamy dobre relacje. Ale na razie nie miałem żadnego kontaktu, więc na dziś nie ma żadnego tematu. Wracałem już trzy razy, także raz więcej nie zrobi mi różnicy!

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

Fot. Jakub Barański/Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

1 komentarz

Loading...