Reklama

Mioduski: „Zimą byliśmy dogadani z Alibecem. To byłby nasz rekord transferowy”

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

23 maja 2020, 08:44 • 12 min czytania 4 komentarze

– Denis Alibec miał przyjść za Niezgodę. Był zawiedziony, że nie trafił do nas. W grę wchodził rekord transferowy. Ale nie dostał zgody od szefa klubu – mówi na łamach „Super Expressu” prezes Legii Warszawa Dariusz Mioduski.

Mioduski: „Zimą byliśmy dogadani z Alibecem. To byłby nasz rekord transferowy”

SUPER EXPRESS

Dariusz Mioduski deklaruje: „Nie sprzedam Karbownika poniżej rekordu”. Zdradza też, że zimą i Legia mogła pobić swój rekord transferowy.

Wcześniej celowalibyście w rekord ekstraklasy przy sprzedaży. Pandemia coś zmieniła?

– Może nie będzie pobity o tyle, o ile mógłby być, bo zmieniła się sytuacja rynkowa. Jednak o pobicie rekordu jestem spokojny.

Rumuńskie media sugerują, że wraca temat pozyskania przez Legię napastnika Denisa Alibeca…

– Zimą byliśmy dogadani, Alibec miał przyjść za Niezgodę. I był zawiedziony, że nie trafił do nas…

Reklama
Podobno byliście w stanie zapłacić za niego milion euro.

– Nawet więcej, w grę wchodził nasz rekord transferowy. Ale nie dostał zgody od szefa klubu. Później pozyskaliśmy Pekharta, więc w tym momencie to nie jest tak bardzo priorytetowe dla nas…

Grzegorz Lato uważa, że Robert Lewandowski może dopaść Gerda Müllera, strzelca 40 goli w sezonie 1971/72.

Czy jest w ogóle realne, żeby Lewandowski pobił rekord Müllera?

– Musiałby strzelać po dwie bramki w meczu. Trudna sprawa… Ale da się zrobić! Robert już pokazał, że może zdobywać po cztery czy pięć goli w jednym spotkaniu, jak choćby z Realem Madryt w Lidze Mistrzów. Drużyna gra na niego, a on ma świadomość, że stoi przed może jedyną szansą w życiu. Kto wie… Jeśli nie przytrafi mu się żaden uraz i podtrzyma regularność, to może się udać… Tylko Robert to normalny chłopak, któremu korba nie odbiła. Gra przede wszystkim o zwycięstwo Bayernu. Wiadomo, że pewnie chciałby prześcignąć Gerda i ma to gdzieś z tyłu głowy, ale najważniejszy jest wynik i mistrzostwo Niemiec.

RZECZPOSPOLITA, GAZETA WYBORCZA

Reklama

Piłki dziś w tych dwóch tytułach brak. Lecimy dalej.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zbigniew Boniek o planie powrotu kibiców na trybuny w rozmowie z Robertem Błońskim.

W czwartek wysłał pan do premiera Mateusza Morawieckiego projekt powrotu określonej liczby kibiców na stadiony piłkarskie.

– Wszyscy chcemy powrotu do normalności. Skoro odmrażamy galerie handlowe, zakłady kosmetyczne, fryzjerskie, restauracje, ogrody i parki, to wydaje mi się, że można zacząć powoli myśleć także o meczach i stadionach. Ale oczywiście jako o imprezach niemasowych, z maksymalną liczbą 999 widzów. Przy mądrym zarządzaniu i przestrzeganiu wszystkich wymogów, które w czwartek przedstawiłem panu premierowi Morawieckiemu, dałoby się to zrobić. Stadiony mogłyby być zapełnione maksymalnie w 20 procentach, ale liczba widzów nie mogłaby przekroczyć 999 osób. Byłoby miejsce i dla sponsorów, i fanów, z zachowaniem wszelkiej ostrożności, odległości i dbałości o bezpieczeństwo. Bylibyśmy chyba pierwszym krajem na świecie, który coś takiego by zrobił. Skoro mogę iść do parku, kościoła i marketu, to czemu nie mógłbym pójść na stadion, skoro grają? PZPN przygotował specjalny program i zasady, według których postępowałyby kluby. To nasza idea, jeśli rząd zaakceptuje pomysł, dokończymy rozgrywki z kibicami. Jeśli nie – to dokończymy bez nich. Prawie tysiąc kibiców na stadionie porozrzucanych po całym obiekcie zrobiłoby różnicę. Sponsorzy też chętnie wróciliby na stadiony. Ale punkt najważniejszy to bezwzględne i totalne bezpieczeństwo. Uważam, że nasz projekt spełnia wymogi. Każdy wchodzący na mecz miałby zmierzoną temperaturę, na trybunie trzeba by mieć maskę. Podjąłem taką inicjatywę, bo moim zdaniem warto. Liczę na wrażliwość rządu i pana premiera. Plan jest do zrealizowania.

Będący świeżo po podpisaniu nowego kontraktu w Borussii Dortmund Łukasz Piszczek w rozmowie z Izą Koprowiak między innymi o tym, czy – i kiedy – był blisko odejścia z klubu.

Czy przez te 10 lat pojawił się moment, w którym był pan bliski odejścia z Borussii? Wszyscy pamiętamy, jak odmówił pan Jose Mourinho, który chciał pana sprowadzić do Realu Madryt. A czy są też historie, o których nie wiemy?

– To nie było tak, że to ja odmówiłem Jose Mourinho. Kiedyś faktycznie opowiedziałem anegdotę o tym, jak Portugalczyk poprosił Hansa-Joachima Watzkego, aby mi przekazał, że jestem jedynym zawodnikiem, który mu odmówił, jednak to było pół żartem, pół serio. Tak naprawdę nigdy z Mourinho nie rozmawiałem. Jeśli Real faktycznie mnie chciał, to zablokowała to Borussia. Kiedy w 2012 roku zdobyliśmy Puchar Niemiec i mistrzostwo kraju, pan Watzke jeszcze na boisku mi powiedział, że chcą przedłużyć ze mną kontrakt. Zaznaczył, abym nigdzie się nie wybierał. Potwierdziłem, że jestem tym zainteresowany.

Innego momentu nie było?

– Miałem pewne wątpliwości po operacji biodra, po której trudno było mi wrócić na odpowiedni poziom. Czułem się wypalony, zmęczony leczeniem, powrotem na boisko, który nie wyglądał tak, jak bym chciał. Przez chwilę pojawiła mi się w głowie myśl, że może powinienem poszukać sobie nowego miejsca, bo w Dortmundzie mogę już nie dać sobie rady. Wtedy zacząłem pracę z Kamilem Wódką, psychologiem sportowym, który na nowo pozwolił mi się odnaleźć w świecie wielkiej piłki.

Adam Ryczkowski walczy z nietypową, rzadką wśród piłkarzy chorobą, która mocno zahamowała w ostatnim czasie jego rozwój.

Pod koniec lutego 2019 roku po zajęciach w siłowni miał bardzo mocno spuchniętą rękę. – Minęły trzy dni i opuchlizna nie zeszła, poszedłem do lekarza i usłyszałem, że mam zakrzepicę dwóch żył w prawej ręce – mówi Ryczkowski, którego lekarska diagnoza mocno zmartwiła. – Trudno określić, co było przyczyną, być może genetyka, moja budowa ciała… To nietypowa choroba, która praktycznie nie jest spotykana wśród piłkarzy. Odwiedzałem różnych lekarzy, szukałem ratunku i potrzeba było sporo czasu, aby zakrzep się nie zwiększył. To był okres niepewności, strachu, obawiałem się, że nie wrócę już do gry w piłkę. Jeden lekarz mówił, że być może nie będę mógł uprawiać wyczynowo sportu, drugi dawał szansę pięćdziesiąt na pięćdziesiąt – opowiada pomocnik, który mimo młodego wieku sporo już wycierpiał.

Lechia Gdańsk zapłaciła Olimpii Grudziądz za Omrana Haydary’ego.

Lechia spóźniała się z zapłatą raty za Omrana Haydarego. Ostatecznie wykonała przelew z dwutygodniowym opóźnieniem. Zimowy transfer Afgańczyka jest owiany tajemnicą. Według portalu transfermarkt.de kwota transakcji wynosi 125 tysięcy euro. – Zobowiązania Lechii Gdańsk wobec Olimpii Grudziądz z tytułu transferu zawodnika Haydarego są określone stosownymi dokumentami i są regulowane zgodnie z postanowieniami w nich zawartymi. Każda ze stron umowy wyraziła zgodę na jej poufny charakter i nie będzie ujawniać szczegółów jej postanowień – mówi nam rzecznik Lechii Arkadiusz Bruliński.

Czternastu zawodników z urazami po pierwszej kolejce 1. i 2. Bundesligi. Koronawirus zbiera żniwo.

Zdecydowana większość kontuzji brała się z problemów mięśniowych. Widzieliśmy to zresztą już w trakcie obozów treningowych, gdy tego typu urazy stanowiły aż 60 proc. (18 z 30), jakich doznali piłkarze 1. i 2. Bundesligi. – Zawodnicy wrócili po dwóch miesiącach przerwy, w trakcie których mieli aktywność fizyczną, ale to nie to samo, co wysiłek i praca na maksa. Ten brak odpowiedniej aktywności ich zabija. Mięśnie graczy tracą moc. Potrzebują tlenu, by powtarzać ćwiczenia raz na 15–20 sekund. Gdy go nie ma, dochodzi do kontuzji – przekonywał Jose Luis San Martin, który przez 38 lat pracował w Realu Madryt jako szkoleniowiec przygotowania fizycznego. Hiszpan przestrzega, że najgorsze dopiero przed nami. – Liczba kontuzji będzie rosnąć w bardzo szybkim tempie, tym bardziej gdy będziemy grać nie co tydzień, a co trzy, cztery dni – uważa doktor. Fizjoterapeuci już teraz przygotowują się na sporą ilość pracy. W ciągu jedenastu dni (od 22 maja do 1 czerwca) każda z drużyn zagra przynajmniej trzy razy, bo czeka nas kolejka w środku tygodnia, w trakcie której odbędzie się np. Der Klassiker (mecz Borussia – Bayern).

Polak stylistą gwiazd, między innymi Roberto Firmino. Poznajcie Michała Frąckowiaka.

– To były godziny harówki – zaczyna opowiadać o początkach pracy z gwiazdorami Frąckowiak. – Jestem fanem futbolu i kiedy wymyśliłem, że chcę ubierać piłkarzy, zacząłem od zastanowienia się, jak do nich dotrzeć. Doszedłem do wniosku, że jedyną platformą, na której zawodnicy spędzają czas, jest Instagram. I teraz uwaga: zatrudniłem osobę, której jedynym zadaniem było napisanie do każdego piłkarza posiadającego konto na Instagramie w Europie. Wpisywała w wyszukiwarkę nazwiska zawodników występujących w dosłownie wszystkich europejskich ligach. Ograniczyliśmy się do dwóch pierwszych szczebli rozgrywek. Wyszły z tego dziesiątki tysięcy wiadomości. Niektórzy odpisywali, niektórzy nie. Zdałem sobie jednak sprawę, że nie ma szans, by największe gwiazdy zareagowały na nasze wiadomości, bo dostają takich od kibiców setki dziennie. Musieliśmy zatem uderzyć do agencji menedżerskich. To był strzał w dziesiątkę. Już na drugi dzień zadzwonił do mnie szef agencji „Rogon”, zajmującej się interesami Firmino i zapytał, czy mógłbym jutro stawić się w domu Bobby’ego. Byłem w szoku. Myślałem, że każą mi przylecieć do Niemiec i będą mnie testować na jakimś swoim mniej znanym zawodniku z drugiej ligi, a tymczasem od razu zaproponowali, bym pojechał do ich najsłynniejszego klienta.

SPORT

Piast Gliwice nie dominuje w statystykach, a jednak jest wiceliderem ekstraklasy.

Piast bywa… nawet w ogonie stawki. Niemożliwe? A jednak. Tak bowiem jest w przypadku zestawienia liczby sprintów wykonywanych w meczach. Jako sprint zalicza się bieg z prędkością przekraczającą 25,2 km/h. Liderująca Legia średnio na mecz notuje 106 sprintów, a Piast 85 i pod tym względem jest czternasty w lidze. Jeśli chodzi o średnią przebiegniętych kilometrów na mecz, to gliwiczanie są dopiero na jedenastym miejscu ze średnią 111 km. Liderujący Raków Częstochowa przekracza pod tym względem 116 km. Indywidualnie piłkarze Piasta udowadniają tezę, że są prawdziwym zespołem, bo wyróżnień w kategoriach „biegowych” nie ma. Jeśli chodzi o najszybszy sprint w tym sezonie, to pierwszy przedstawiciel Piasta znajduje się dopiero na 65. miejscu. Jest to duński lewy obrońca Mikkel Kirkeskov, który zanotował 33,88 km/h. Natomiast jeżeli chodzi o rekord przebiegniętych kilometrów w jednym meczu, to 59. lokatę zajmuje pierwszy reprezentant Piasta – Marcin Pietrowski, który od wiosny nie gra już w ekipie mistrzów Polski.

„Sport” wspomina największe ekstraklasowe strzelaniny – mecze, w których padało po 9 goli. Pierwszym takim w XXI wieku było starcie Orlenu Płock z Ruchem Radzionków.

ORLEN PŁOCK – RUCH RADZIONKÓW 6:3 (2:0)
1:0 – Pachelski, 4 min, 2:0 – Grzelak, 33 min, 2:1 – Żaba, 62 min (karny), 3:1 – Grzelak, 66 min, 4:1 – Nosal, 70 min (karny), 5:1 – Łobodziński, 72 min, 6:1 – Pachelski, 77 min, 6:2 – Koseła, 83 min, 6:3 – Żaba, 86 min (karny)

Trafić na mecz Orlenu Płock było – z dzisiejszej perspektywy – niemałą gratką. Dziś ta drużyna występuje pod historyczną nazwą Wisła, ze swoimi tradycyjnymi niebiesko-białymi barwami; wtedy jednak – na dwa lata – przyjęła nazwę powstałego w 1999 roku Polskiego Koncernu Naftowego, z siedzibą właśnie w Płocku. Mecz z Ruchem Radzionków był ostatnim spotkaniem tamtego sezonu i „nafciarze” grali właściwie o pietruszkę. Byli na ostatnim miejscu i mogli jedynie przeskoczyć swoich przedostatnich przeciwników, którzy walczyli o dużo więcej, ponieważ dla nich stawką był baraż o utrzymanie. Gdyby Ruch Radzionków wygrał, miałby tyle samo punktów co Stomil Olsztyn i Górnik Zabrze, a dzięki lepszemu bilansowi w „małej tabeli” tych trzech drużyn, z ligi wyrzuciłby 14-krotnych mistrzów Polski. – Do końca wierzyłem w łut szczęścia, ale okazało się to tylko pobożnym życzeniem. Moi zawodnicy mieli inicjatywę, ale traciliśmy katastrofalne bramki – mówił prowadzący ekipę z Radzionkowa Jan Żurek, który w swojej karierze „Cidry” trenował trzykrotnie. Szansa została zaprzepaszczona w wyjątkowo efektowny sposób, a Ruch już nigdy więcej nie pojawił się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym.

Zagłębie Sosnowiec chce grać o ekstraklasę, Rafałowi Grzelakowi spośród rywali najbardziej imponuje Warta Poznań.

Skoro mówimy o barażach o ekstraklasę, to które zespoły będą rywalami Zagłębia w tej walce? Kogo obawiacie się najbardziej?

– Nie boimy się nikogo. Uważam osobiście, że mamy bardzo mocny zespół i w 12 meczach w sezonie zasadniczym jesteśmy w stanie zrobić bardzo dużo punktów. A co do ewentualnego układu tabeli na finiszu, to nikogo nie chcę faworyzować. Podbeskidzie pokazało, że jest mocnym kandydatem do awansu i tabela to potwierdza. Pozostałe zespoły z czołówki? Szczerze podziwiam to, co zrobiła chociażby Warta Poznań, to czego dokonał jej trener Piotr Tworek. Osobiście go znam ze wspólnej pracy w Koronie Kielce i Bruk-Becie Termalice, w których to klubach był asystentem. Bardzo go szanuję, wiem jak rzetelną pracę wykonuje. Zastanawiam się jednak czy Warta ma na tyle silną kadrę, by wytrzymać to bardzo duże tempo rozgrywek.

Mamy też inne drużyny aspirujące do awansu. Kto pańskim zdaniem wyróżnia się szczególnie poza Podbeskidziem i Wartą?

– Na pewno Stal Mielec jest zagrożeniem dla rywali. Uważam, że będzie ciekawie jeśli chodzi o walkę o ekstraklasę. My mamy dużą stratę do miejsc 1-2 i uważam, że nie ma sensu spoglądać w tym kierunku. Skupiamy się więc na walce o miejsca 3-6.

Manchester United traci każdego dnia prawie pół miliona funtów.

– Przechodzimy jeden z najtrudniejszych momentów w dziejach Manchesteru United – powiedział Ed Woodward, wiceprezes wykonawczy klubu z Old Trafford. – Nasz klub został zbudowany na niezłomności charakterów. I te cechy po raz kolejny są wystawiane na próbę. Musimy stawić temu czoło. Jesteśmy optymistami – podkreślił angielski działacz, który przyznał, że w ostatnim okresie zadłużenie Manchesteru United wzrosło o ponad 42 procent i wynosi prawie 430 mln funtów. – Chodzi o przełożone mecze, zamknięcie punktów sprzedaży czy też odwołane zwiedzania naszego stadionu i muzeum klubowego – wyliczył Woodward, który jednak za dobrą monetę przyjął wznowienie rozgrywek w Bundeslidze. – To bardzo obiecujący sygnał. Wprawdzie trzeba będzie grać bez kibiców, ale częściowo będziemy mogli zredukować straty – powiedział wiceprezes Manchesteru United.

Rafał Górak, trener GKS-u Katowice, o przygotowaniach GieKSy do restartu ligi.

Czy zawodnik GieKSy może pójść z dziewczyną do kawiarni?

– Apelujemy do chłopaków, by stosowali się ściśle do obostrzeń. To oczywiście normalni ludzie, którzy pragną normalnie żyć, ale bardzo mocno prosimy o rozwagę i wstrzemięźliwość w kontaktach. Cały czas przypominamy, że jesteśmy na wojnie z wirusem, a my jako jednostka specjalna mamy swoje zadania. Każdy zawodnik jest nam potrzebny. Obyśmy wszyscy w zdrowiu mogli kontynuować ten sezon i zakończyć go na boisku.

Wielu zawodnikom GKS-u 30 czerwca kończą się kontrakty. Czy to jakoś wpływa na funkcjonowanie tej grupy? Jako trener pewnie wolałby pan mieć tę kwestię jak najszybciej załatwioną.

– Apeluję do zawodników – a rozmawiam przecież z dorosłymi ludźmi – że w życiu trzeba mieć twardą d… Nie wszystko jest zawsze piękne, miłe i cudowne. Nie zawsze wiemy, co będzie za rok, dwa lata. Przyszłości nie da się w pełni zaplanować. Niekiedy po prostu trzeba brać odpowiedzialność za siebie – jednym meczem, jedną zdobytą bramką. Nieraz na swój moment trzeba poczekać do ostatniej minuty czy nawet sekundy. Powtarzam chłopakom jedno: nie martwcie się. Jeśli nie zawiedziecie, to GKS też was nie zawiedzie.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

4 komentarze

Loading...