Cypr powoli wraca do życia. Nowych przypadków zakażenia koronawirusem jest już mało, więc kraj wkroczył w drugi etap powrotu do normalności. Otwarto sklepy, działanie wznowiły pierwsze hotele. Wydawałoby się, że powrót do grania będzie jedną z naturalnych konsekwencji. Nie w tym przypadku: sezon na Cyprze dopiero co został zakończony.
To, że na Wyspie Afrodyty powoli znów robi się jak dawniej, potwierdza nam także bramkarz AEL-u Limassol, Patryk Procek. – Sklepy są już pootwierane, na drogach normalny ruch jakby nigdy nic się nie działo. Jakoś za trzy dni do funkcjonowania wrócą restauracje i bary, sytuacja zacznie się normować. Nie ma jeszcze typowego plażowania. Dziś pojechaliśmy za miasto na dziką plażę trochę popływać, bo wczoraj wjechała taka fala upałów, że nie da się wytrzymać. Na termometrze mam 42 stopnie. Na dodatek moja dziewczyna jest w piątym miesiącu ciąży i tym trudniej znosi takie temperatury – tłumaczy.
Gdy jednak pada pytanie, dlaczego w takim razie futbol nie zostanie odmrożony, odpowiada: – Też chciałbym to wiedzieć, Stefan (śmiech). Nie wiem, z jakich konkretnie powodów nie zdecydowano się na dalsze granie. Toczono wiele dyskusji na ten temat, włodarze ligi odbyli kilka spotkań na górze, przeprowadzano jakieś głosowania, każda strona przedstawiała swoje racje. Ciągnęło się to parę tygodni i ostatecznie w piątek zdecydowano, że sezon się kończy.
On i koledzy nie za bardzo nawet wiedzieli, na jaki scenariusz należy się bardziej nastawiać. – To cały czas było 50 na 50. Jedne kluby chciały grać, drugie nie, niektórzy zmieniali zdanie. Trudno było o jakieś konkretne informacje. Od zeszłego tygodnia mamy treningi, ale w małych grupach, czyli czterech zawodników plus trener. Nie spotykaliśmy się z resztą kolegów, na obiekcie mogły przebywać tylko osoby uczestniczące w zajęciach. Następna czwórka musiała czekać przed stadionem. Dopiero jutro pojadę do klubu, żeby porozmawiać z dyrektorem – mówi Procek.
Więcej można się dowiedzieć po wejściu na stronę cypryjskiej federacji. Prezes Giorgios Koumas odpowiadał na pytania dziennikarzy, którzy wysyłali je mailowo. Rzecz jasna drążono, dlaczego Niemcy mogli wrócić do grania, a Cypryjczycy nie. – Przede wszystkim istnieje ogromna różnica między tymi krajami pod względem infrastruktury, warunków pogodowych i ogólnych możliwości na wszystkich poziomach. W Bundeslidze w miniony weekend grano przy temperaturze siedemnastu stopni, my gralibyśmy teraz przy czterdziestu stopniach. Ale najważniejszy powód to sposób działania w razie wykrycia w danym klubie przypadków koronawirusa. Tam zespół rządowych epidemiologów zgodził się na to, żeby dwutygodniowej izolacji podlegały tylko osoby zakażone, a nie całe drużyny czy sztaby. To kluczowa kwestia, która opóźnia wznowienie rozgrywek w innych krajach, na przykład we Włoszech – wyjaśniał prezes.
Na Cyprze władze nie chciały się na to zgodzić. Jakikolwiek przypadek COVID-19 oznaczałby kwarantannę dla wszystkich zawodników i trenerów, a także dla drużyn rywali, gdyby zdążyły się odbyć jakieś mecze. Ryzyko przerwania ligi byłoby bardzo duże. Oprócz tego zespołom mogłoby zabraknąć czasu na sensowne przygotowanie się do gry, skoro wciąż nie można nawet trenować w grupach po kilkanaście osób.
Powstała nieścisłość odnośnie tego, czy Omonia Nikozja została mistrzem. – Rozmawiałem dziś z kolegą, który powiedział, że Omonia ma mistrzostwo i idzie do Ligi Mistrzów, a na tablicy w społecznościówkach widziałem jakieś gratulacje Cypryjczyków dla Omonii – mówi Procek. Wtorkowy wywiad z Henningiem Bergiem w „Przeglądzie Sportowym” również ma taki wydźwięk, jakby były szkoleniowiec Legii wywalczył mistrzostwo.
Fakty są jednak takie, że podobnie jak w Holandii, tytułu nie przyznano. W oświadczeniu federacji o zakończeniu rozgrywek nie ma ani słowa o tytule dla drużyny Berga, za to jasno podkreślono, że Omonia będzie grała w eliminacjach Ligi Mistrzów, a Anorthosis, APOEL Nikozja i Apollon Limassol w eliminacjach Ligi Europy. Na stronie Omonii mamy jedynie stwierdzenie, że w klubie czują się najlepsi i są gotowi reprezentować kraj w Lidze Mistrzów. Klub podkreślał zwycięstwo w fazie zasadniczej, gdy każdy z każdym zagrał mecz i rewanż, prowadzenie w play-offach i najlepsze wyniki z ekipami z czołowej szóstki, ale to wszystko jedynie fakty na pocieszenie. Kronikarze niczego za ten sezon w klubowej historii nie zapiszą.
AEL Limassol kończy ligę dopiero na szóstym miejscu, ale w temacie rozgrywek międzynarodowych uszczknie coś dla siebie. – Czekał nas półfinał krajowego pucharu. Triumfator też grałby w pucharach, więc z racji tego, że nas ominęła ta szansa, będą wypłacane rekompensaty. To jakiś procent z tego, co byśmy zarobili w razie gry w LE. Potem klub ma jeszcze coś dostać od tych ekip, które w pucharach wystąpią. Kwota zależałaby od tego, jak daleko zajdą. Tak samo pieniądze ma dostać piąty AEK Larnaka z racji tego, że nie dane mu było powalczyć o pierwszą czwórkę – tłumaczy Patryk Procek.
Spadków w cypryjskiej ekstraklasie nie ma, ale nikt nie będzie czuł się pokrzywdzony, bo dwie najlepsze drużyny z zaplecza awansują. Oznacza to, że cypryjska elita zostanie powiększona z dwunastu do czternastu zespołów.
Ciekawi nas, jak po ponad dwóch miesiącach pauzy przedstawia się kondycja finansowa AEL-u. Wiele klubów z Wyspy Afrodyty nadal nie słynie z wypłacalności i jeszcze przed koronawirusem miało problemy. Na szczęście polski bramkarz narzekać nie może: – Jutro podpisujemy aneksy, w których zrzekamy się części wynagrodzenia za marzec, kwiecień i maj. W czerwcu i lipcu i tak klub by nam nie płacił, bo na Cyprze kontrakty dotyczą pensji za dziesięć miesięcy w roku. Do momentu pandemii zaległości nie było, jesteśmy rozliczeni do lutego włącznie.
Procek w ubiegłym sezonie rozegrał 19 meczów ligowych dla AEL-u, ale w tym na boisku pojawił się tylko w Superpucharze Cypru i Pucharze. Zasadne wydaje się więc pytanie: czy nie pora na zmiany? – Kontrakt mnie obowiązuje, ale póki co wszyscy w drużynie oczekują odpowiedzi na bardziej przyziemne pytania. Kiedy zacznie się następny sezon? Czy obcokrajowcy będą mieli szansę wylotu do ojczyzny i co wtedy z kwarantanną? Nie wiemy też, kiedy dokładnie otworzy się okno transferowe, jaka będzie sytuacja na rynku. Mnóstwo niewiadomych.
Na razie więc wychowanek RKP Rybnik ma inne zmartwienia.
PM
Fot. 400mm.pl