Świat futbolu wraca do gry i treningów w czasach koronawirusa. Co chwilę powraca temat tego, że zawodnicy będą mocno narażeni na kontuzje. Intensywne treningi po długiej przerwie, granie co trzy dni… pułapek jest sporo. Przejmują się tym lekarze, przejmują trenerzy, IFAB proponuje dwie zmiany więcej w meczu, żeby zminimalizować ryzyko. Zresztą sami zainteresowani też się przejmują. No, może poza jednym. Kostas Manolas miał sięgać po nagrodę dla obrońcy roku w Serie A, tymczasem najprędzej zgarnie piłkarską nagrodę Darwina.
Pamiętacie, jak pisaliśmy o kuriozalnej kontuzji Luki Jovicia? Jak nazywaliśmy go przegranym kwarantanny? To trzymajcie się mocno, bo Kostas Manolas błysnął czymś więcej niż uszkodzeniem pięty. Chłop nabawił się urazu już po powrocie na boisko. Co zrobił? Popisał się przewrotką podczas siatkonogi. Tak, mówimy zupełnie poważnie. Manolas zabawił się w Glika i… uszkodził mięśnie w prawym udzie. Efekt?Prawdopodobnie w tym sezonie już nie zagra, media sugerują dwumiesięczną przerwę.
Ciężko to opisać, ciężko wytłumaczyć w racjonalny sposób. Co trzeba mieć w głowie, żeby w takim momencie ryzykować dla głupiej zabawy? Mówimy o blisko 29-letnim chłopie, który ma na koncie blisko 200 meczów w Serie A. O gościu, który niedawno zasłynął dzięki golowi wbitemu Barcelonie, który ostatecznie pogrążył Katalończyków w dwumeczu z Romą. Co ciekawe, niedawno jeden z jego klubowych kolegów z szatni rzymskiej drużyny wyznał, że w całej ekipie tylko Manolas wątpił w powodzenie tej misji. To może jednak z Grekiem jest coś nie tak?
Takie pytanie zadaje sobie pewnie Aurelio de Laurentiis, który latem ubiegłego roku zacierał ręce na biznes życia. Zatrzymał Kalidou Koulibaly’ego, wydał blisko 40 milionów euro na Manolasa. Oczami wyobraźni widział już żelazną defensywę, którą oprze na tym duecie. Tego brakowało do Scudetto, sekretny składnik, jak w panierce KFC. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna – grecki stoper był jednym z większych rozczarowań. Zwłaszcza jesienią grał słabo, w dodatku nabawił się kontuzji. Wówczas były to żebra. Boimy się pytać w jaki sposób, może przewracając się z boku na bok na łóżku?
W każdym razie Manolas do spółki z Hirvingiem Lozano był uważany za symbol nieudanego i kosztownego letniego mercato. Mercato, które przyczyniło się do tego, że Napoli zamiast piąć się w górę, leciało na łeb na szyję w okolice strefy spadkowej. Inwestycję de Laurentiisa podkreślano na każdym kroku, mówiąc o 80 milionach wyrzuconych w błoto. Teraz, kiedy Napoli odbiło się od dna, Grek mógł odkupić winy. Mógł wspomóc kolegów i Gennaro Gattuso w walce o europejskie puchary dla Neapolu. Ale cóż… Kamil Glik wjechał chyba zbyt mocno.
A właśnie, Gattuso. Nie chcielibyśmy być w skórze Manolasa, kiedy ten wariat dowiedział się, w jaki sposób stracił swojego podstawowego obrońcę. Torreadorzy na corridzie są bezpieczniejsi niż ktoś, kto podpadnie trenerowi Napoli.
Cóż, Kostas Manolas przynajmniej uniknie kolejnych występów, po których Włosi tytułowali go per bidone. Ni mniej ni więcej oznacza to wpadkę transferową, „flopa” w tamtejszym dialekcie. Tyle że pewnie chciałby to zrobić w przyjemniejszych okolicznościach. Bo teraz zamiast bidone będą wołać imbecile.
Fot. Newspix