Koronawirus prawie wszystkim mniej lub bardziej skomplikował życie. Do grupy “bardziej” z pewnością zaliczają się transgraniczni pracownicy, którzy na chleb zarabiają w Niemczech, ale na co dzień żyją w Polsce. Wśród tych ludzi są także trenerzy prowadzący kluby za naszą zachodnią granicą. W grupie północnej NOFV-Oberliga (piąty poziom) mamy dwóch rodaków na szkoleniowych ławkach. Piąty w tabeli TSG Neustrelitz prowadzi 38-letni Tomasz Grzegorczyk, a dziewiąty w stawce Torgelower FC Greif 47-letni Dariusz Buciński. Rozmawiamy z nimi o sytuacji ich klubów podczas pandemii oraz ogólnych realiach funkcjonowania w niższych ligach niemieckich.
– 12 marca odbyliśmy jeszcze normalny trening. Dzień później, w dniu moich urodzin, miał już być tylko rozruch, a w sobotę mecz, który przesunięto nam specjalnie ze względu na mój niedzielny egzamin próbny do UEFA Pro w szkole trenerów w Białej Podlaskiej. W piątek jednak od razu odwołano dwie kolejki, a potem dostałem też maila o przełożeniu egzaminu. Już 12 marca pokonałem 170 kilometrów i wróciłem do domu w Szczecinie, żeby zobaczyć się z rodziną przy okazji urodzin, bo ostatnio częściej mieszkałem na miejscu w Neustrelitz. Wyszło tak, że od tej pory widzimy się codziennie, bo już zostałem po polskiej stronie granicy. Od zeszłego poniedziałku poluzowane są obostrzenia dotyczące pracowników transgranicznych, mógłbym pojechać do Niemiec, ale wtedy w razie powrotu czekałaby mnie kwarantanna. Jak wszyscy, przeszliśmy na tryb treningów indywidualnych. Dwóch zawodników – Bartek Flis i Przemek Łągiewczyk też są w Polsce. Jak wiemy, w pewnym okresie nie mogli nawet biegać po parku, w Niemczech takich ograniczeń nigdy nie nakładano – tłumaczy Grzegorczyk.
– Ostatni trening odbyliśmy 10 marca, od tamtej pory jestem w Polsce – referuje Buciński i dodaje: – Na 99 procent ten sezon już się nie odbędzie. Nie wiadomo też dokładnie, kiedy zaczęlibyśmy nowy. Związek będzie chciał za to rozegrać mecze pucharowe, ale terminów jeszcze nie ma.
Grzegorczyk: – Najpewniej nie będziemy już w tym sezonie grali. W czwartek lub piątek obędzie się wideokonferencja związku w sprawie niższych lig i zapadnie decyzja. Jakieś 60-70 procent klubów nie chce dalej grać i na to się nastawiamy. Kontynuować ligę chcą przede wszystkim ci bijący się o awans, czyli pierwsze TeBe Berlin i drugi Greifswalder FC. My już sportowo wiele do stracenia nie mamy. Zajmujemy piąte miejsce, spadek nam nie grozi, o awans nie powalczymy. Bardzo dobrze zaczęliśmy sezon, ale druga część rundy jesiennej była słabsza, często remisowaliśmy. Wiosnę zaczęliśmy fajnie – siedem punktów w trzech meczach. Postawiono przed nami cel w postaci miejsc 3-6, nie było parcia na awans, bo wiąże się on z większymi kosztami. Jestem już jednak po rozmowie z prezesem pod kątem nowego sezonu i wtedy będziemy próbowali dostać się do czwartej ligi.
Klub Bucińskiego aż takich ambicji nie ma, choć on również nie jest w pełni usatysfakcjonowany pozycją swojego zespołu. – Moim zdaniem powinniśmy być wyżej, stać nas na to. Dobrze się przygotowaliśmy do wiosny, solidnie pracowaliśmy, ale nie mogliśmy tego skonsumować. Jesienią piłkarze nie byli optymalnie przygotowani fizycznie. Nie wiem, co nie zagrało, prowadzę ten zespół od października. W każdym razie, po godzinie chłopaki opadali z sił. Z drugiej strony, dziewiąte miejsce nie jest katastrofą. Torgelower jakoś dekadę temu grał ligę wyżej, ale aktualnie nie ma tu planów, żeby deklarować się co do walki o awans – zapewnia.
Zdaniem Grzegorczyka środowisko piłkarskie w Niemczech wcale nie jest jednoznacznie entuzjastycznie nastawione na dokańczanie sezonu, również na wyższych poziomach. – Na dziś tylko 1. i 2. Bundesliga wracają już teraz, choć w drugiej lidze wiele klubów nie chciało grać. Dynamo Drezno nawet nie trenuje, wszyscy są tam objęci 14-dniową kwarantanną, a pierwsza kolejka ma być już w sobotę. Sytuacja daleka od optymalnej, ale również Dynamo musi jakoś rozegrać wszystkie swoje mecze. Co do trzeciego poziomu, w poniedziałek ogłoszono, że 26 maja piłkarze też zaczną grać. Dla klubów może to być trudne, bo na tym szczeblu żyją przede wszystkim z kibiców, z dnia meczowego. Wpływy z telewizji są niewielkie, mecze transmitują głównie stacje regionalne. Na taką Hansę Rostock, do której mamy blisko, chodzi 16-17 tys. widzów, a teraz zostaną jedynie koszty. U nas zawsze jest ponad tysiąc osób. Mamy kameralny stadion – nawet z zadaszoną trybuną – który odnowiono w 2013 roku, gdy klub pod wodzą Thomasa Brdaricia grał w barażu o trzecią ligę – mówi.
Obaj zgodnie podkreślają, że w Niemczech struktura finansowania klubów wygląda inaczej niż w Polsce. Władze lokalne nie łożą na piłkę seniorską. – Dostaliśmy tylko w użytkowanie stadion będący własnością miasta. Wspomniany remont sfinansowano mniej więcej połowie – klub i land. Oświetlenie mamy pod wymogi trzeciej ligi, ale koszty z nim związane też (śmiech). Głównym sponsorem jest prezes klubu Hauke Runge. Całe grono mniejszych i większych sponsorów liczy sobie około 150 podmiotów. Na tę chwilę sytuacja jest stabilna, nikt się nie wycofał ze wsparcia. Mogą być przejściowe problemy z płatnościami, ale bez skrajności. W okresie pandemii klub płaci niecałe 70 procent pensji, więc kosztów nie ma aż tak dużych – precyzuje Tomasz Grzegorczyk.
– Mamy jednego większego sponsora i wielu mniejszych. To lokalne firmy i biznesmeni. Na tę chwilę kłopotów raczej nie ma. Dopiero co rozmawiałem z prezesem, że wszystko będzie wypłacane tak jak do tej pory. W klubie nikt większych pieniędzy nie zarabia, na pewno pod względem budżetu nie znajdujemy się w czołówce – wtrąca Dariusz Buciński.
W temacie pieniędzy różnice są istotne. Grzegorczyk prowadząc TSG Neustrelitz jest w stanie utrzymywać się wyłącznie z piłki, co zresztą zawsze mu się udawało i jako zawodnikowi, i trenerowi. Jego podopieczni niekoniecznie mogą tak powiedzieć. – Zawodnicy kluczowi dla drużyny są w stanie spokojnie wyżyć z grania. Pozostali dostają poprzez klub mini-pracę, w której spędzają do czternastu godzin tygodniowo. Przeważnie chodzi o firmy sponsorów – tłumaczy.
Dariusz Buciński także długo biegał po boisku, a trenerką para się od dawna, ale najczęściej łączył to z innymi zajęciami. – Na przestrzeni kilku dekad z samej piłki utrzymywałem się może 5-6 lat. Prowadzenie Torgelower łączę z pracą w wodociągach i trenowaniem dzieci w WKS-ie Energetyk Gryfino. Na co dzień normalnie mieszkam w Polsce, dojazd do klubu zajmuje mi godzinę, więc to żaden problem. Nigdy nie rozważałem osiedlenia się w Niemczech – przekonuje.
Wątek jego zawodniczej przygody ma ciekawe momenty. – Jako zawodnik wielu klubów nie miałem. Najpierw grałem w Energetyku Gryfino, miałem epizod w Granicy Chełm, a potem trafiłem już do Niemiec. Najwyżej dotarłem do czwartej ligi. 23 lata byłem w SV Altluedersdorf – z dwuletnią przerwą na MSV Neuruppin. W okolicach 1995 roku przeżyliśmy w Altluedersdorf fajną przygodę. Wygraliśmy jakiś konkurs, potem turniej i w nagrodę polecieliśmy na trzy dni do Malagi. Mieszkaliśmy w jednym hotelu z Bayernem i zagraliśmy z nim sparing. Oliver Kahn, Stefan Effenberg, Hasan Salihamidzić, Bixente Lizarazu – było trochę wielkich nazwisk. Na początku ostro sobie postrzelali, tylko biegaliśmy za piłką. Potem trochę się zaczęli bawić i nawet 2-3 sytuacje mieliśmy (śmiech). Kiedyś zmierzyliśmy się też sparingowo z Hansą Sławka Majaka i to w tym sezonie, gdy zajmowali trzecie miejsce w Bundeslidze – wspomina pan Dariusz.
Tomasz Grzegorczyk jeszcze nie jest pewny, jak będzie wyglądała jego przyszłość. – Na razie kontraktu nie przedłużyłem, ale oferta jest na stole. Prezes chce przedłużyć umowę o rok z opcją na kolejny, albo od razu o dwa. Klub jest zadowolony z mojej pracy, lecz podpisów jeszcze nie złożyłem. Obiecałem jednak, że już będę budował drużynę na kolejny rok. Aktualnie dyrektora sportowego klub nie zatrudnia, więc niejako pełnię dwie funkcje w jednym. Mam już 5-6 zawodników z Niemiec, którzy mogliby do nas dołączyć. Nie brakuje ciekawych chłopaków, nieraz z dość konkretną przeszłością. Teraz koronawirusowy kryzys może sprawić, że sami zawodnicy bardziej będą się oferować.
Nie ukrywa przy tym, że nie zadowala się tym, iż może wyżyć w klubie z piątej ligi. – Wiadomo, że chciałbym trenować wyżej, ale dopóki nie zrobię licencji UEFA Pro, w Niemczech mogę prowadzić co najwyżej kluby czwartoligowe. Właśnie na tym poziomie obejmowałem TSG wiosną 2018 roku, zostało nam wtedy dziewięć meczów. Mimo wielu problemów z kadrą, sportowo się utrzymaliśmy, tyle że w trzeciej lidze Chemnitzer FC i Rot-Weiss Erfurt ogłosiły program upadłościowy. Automatycznie kluby te zleciały na czwarty szczebel, co sprawiło, że spaść z niego musiał jeszcze jeden zespół i byliśmy to my – mówi Grzegorczyk, który nie przesądza, że musi pracować za zachodnią granicą. – Nie wykluczam powrotu do Polski. Jako trener pracowałem u nas rok, w Drawie Drawsko Pomorskie. I uważam, że był to czas z sukcesami. Drawa utrzymała się w III lidze tylko dlatego, że Orkan Rumia się wycofał. Burmistrz i prezesi mimo to sugerowali grę w IV lidze, ale powiedziałem, żebyśmy grali wyżej, że się utrzymamy. A skończyło się na trzecim miejscu. W następnym sezonie chciałem powalczyć o awans. Niestety klub nie był na to gotowy finansowo i organizacyjnie, dlatego wróciłem do Niemiec i zostałem – opowiada.
Nasi rozmówcy mają w swoich składach wielu Polaków. Grzegorczyk w TSG Neustrelitz prowadzi aktualnie trzech rodaków: obrońcę Macieja Liśkiewicza oraz pomocników Bartosza Flisa i Przemysława Łągiewczyka. Z tej trójki najpoważniej w piłkę grał 29-letni Flis. Długo znajdował się w kadrze Ruchu Chorzów, a w sezonie 2011/12 z dobrej strony pokazał się na pierwszoligowych arenach w barwach Arki Gdynia. Strzelił wtedy sześć goli i zaliczył pięć asyst. Na zapleczu Ekstraklasy występował jeszcze w Okocimskim Brzesko i GKS-ie Tychy, dołożył łącznie kolejne cztery bramki, ale całościowo się nie przebił. W 2013 roku zakotwiczył w drugoligowych Błękitnych Stargard Szczeciński i w następnym sezonie przeżył z nimi piękną przygodę w Pucharze Polski. On i koledzy dotarli aż do półfinału, w którym dopiero po dogrywce przegrali dwumecz z Lechem Poznań. Wcześniej m.in. dwukrotnie utarli nosa Cracovii. Oprócz Flisa w tamtym zespole grał też Liśkiewicz. On o I ligę otarł się symbolicznie, wiosną 2016 trzykrotnie zagrał w niej będąc wypożyczonym z Błękitnych do Bytovii. Łągiewczyk na początku tej dekady próbował swoich sił w juniorach Legii Warszawa, ale w piłce seniorskiej dotarł jedynie do III ligi w Energetyku Gryfino. Po niemieckich boiskach biega już siódmy rok.
Wszyscy trzej grę łączą z innym zajęciem. – Pracowali w rozdzielni dużej firmy kurierskiej. Na początku nie za bardzo radzili sobie z językiem, teraz już spokojnie dają radę – uściśla Tomasz Grzegorczyk.
Co ciekawe, w kadrze jego drużyny znajduje się Filip Luksik. Być może pamiętacie go z ostatniego półrocza Odry Wodzisław w Ekstraklasie. Słowak był jednym z tych, którzy mieli ją ratować. Nie udało się. Luksik dobrego wrażenia raczej nie sprawił i wydawało się, że przepadnie w poważnej piłce. Potem jednak radził sobie zaskakująco nieźle. Występował w Eredivisie w koszulce Den Haag, ze Slovanem Bratysława wywalczył mistrzostwo i Puchar Słowacji, przez dwa sezony w Erzgebirge Aue zaliczył 30 meczów 2. Bundeslidze, a w 2011 roku zagrał nawet w dwóch spotkaniach towarzyskich słowackiej kadry.
Grzegorczyk bardzo chwali Luksika. – To czołowa postać zespołu, profesjonalista pełną gębą, wzorowo się prowadzi. Młodzi mają się od kogo uczyć, również w kwestii mentalnej. Nawet on jednak pracuje poza boiskiem, znalazł zatrudnienie w biurze firmy produkującej buty, która sponsoruje TSG. Jest wielojęzyczny, w Holandii też musiał sobie poradzić. Po polsku trochę porozmawiamy. Mamy wspólnego znajomego w osobie Roberta Kolendowicza, który jest asystentem Kosty Runjaica w Pogoni. Grał on z Filipem w Odrze Wodzisław. W ciągu tych dwóch lat miałem wielu obcokrajowców: Polaków, Japończyka, Serba, Słowaka, Czecha, Francuza. Multi-kulti. Generalnie w piątej lidze niemieckiej nie brakuje zawodników z przeszłością w 2. Bundeslidze czy trzeciej lidze, którzy jeszcze sobie grają. To nie jest nie wiadomo jak niski poziom. Są zespoły, które prezentują fajną piłkę, a kluby są dobrze zorganizowane.
– Powiedziałbym, że sportowo to poziom czołowych ekip w naszej III lidze. Większość nastawia się na defensywę i kontrę, ale kilka ekip gra ładniej. Co do naszego klubu, mamy główną płytę i boisko ze sztuczną nawierzchnią, które jest oświetlone, nawet zimą możemy tam trenować. Jak na tę ligę, spokojnie wystarcza – dodaje Buciński.
Torgelower FC to z kolei najbardziej opierająca się na obcokrajowcach drużyna tej grupy piątej ligi niemieckiej. Ma w kadrze aż szesnastu stranierich, z czego dwunastu to Polacy. Najbardziej znany jest chyba doświadczony napastnik Maciej Ropiejko. Sporo postrzelał dla Pogoni Szczecin, gdy ta awansowała z II do I ligi, lecz na zapleczu Ekstraklasy zbytnio nie zaistniał. Zdobył trzy bramki dla Górnika Łęczna i cztery dla Chojniczanki. Od pięciu lat nie było go już w Polsce na szczeblu centralnym. Dla Torgelower w tym sezonie trafił już 12 razy. Obrońca Marcin Dymek miał podobnie w Szczecinie: sporo znaczył dla Pogoni na trzecim froncie, na drugim poprzestał na czterech spotkaniach. O I ligę otarli się także bramkarz Krystian Rudnicki (epizody w GKS-ie Katowice i MKS-ie Kluczbork), pomocnik Marcin Juszczak (jeden mecz dla Pogoni) i napastnik Kamil Zieliński (trzy spotkania we Flocie Świnoujście). Kapitan Marcin Miśta za młodu wystąpił w dwóch meczach Pogoni w Pucharze Ekstraklasy. Konrad Korczyński jeszcze niedawno był podstawowym graczem drugoligowej Stali Stalowa Wola. Nie są to więc ludzie zupełnie z przypadku, którzy choćby przez chwilę nie ocierali się o zawodowstwo.
Skąd tylu Polaków w składzie? Dariusz Buciński tłumaczy: – W pobliżu Torgelow nie ma klubu, który dobrze pracuje z młodzieżą. W tym landzie z większych klubów jest tylko Hansa Rostock, ale to jednak dość daleko. Jeśli chcemy grać w tej lidze co teraz, musimy mieć zawodników z Polski. Im też ten układ pasuje, bo grając u nas jednocześnie studiują lub normalnie pracują. Ci ze Szczecina dojeżdżają tak jak ja. Z pozostałych niektórzy mieszkają w Niemczech, a inni tylko w wolne dni wracają do domu. Nikt w klubie nie żyje wyłącznie z piłki.
Tomasz Grzegorczyk mocno ograniczone pole manewru do grania widzi także po polskiej stronie. – Mieszkam w Szczecinie, a w województwie zachodnio-pomorskim wielkiego wyboru w klubach grających wyżej nie ma. Jest oczywiście Pogoń w Ekstraklasie, później już jedynie drugoligowi Błękitni i Kotwica Kołobrzeg w trzeciej lidze. Nieraz więc chłopaki sami dzwonią, pocztą pantoflową dowiadują się o nas. Sam też obserwuję. Jak tylko jestem w Polsce, to w miarę możliwości idę na mecze niższych lig i szukam zawodników – opisuje sposób rekrutacji.
Dariusz Buciński: – Bywa, że jacyś agenci do nas zadzwonią i kogoś proponują. Dziś nawet zawodnicy z niższych lig przeważnie mają kogoś, kto ich reprezentuje. Staramy się patrzeć i na aspekty piłkarskie, i na mentalne, żeby wszystko współgrało. Nie ma reguły co do tego, kto się sprawdza. Czasami przychodzi Polak z II ligi i nie może się odnaleźć, a od razu wskakuje sobie chłopak z niższych poziomów. Niektórych już znałem, oni czasami kogoś polecają i tak szukamy. Dotyczy to także Niemców. Jak mówiłem, w tym landzie poza Hansą zawodnicy nie za bardzo mają gdzie grać, my jesteśmy następni, dlatego jeśli ktoś nie dostał się na wyższy poziom, często zerka w naszym kierunku.
Na tę chwilę obaj trenerzy i ich zawodnicy czekają na ciąg dalszy. Dograją sezon czy nie dograją? Jeśli nie dograją, to kiedy zacznie się nowy? Jak będzie można się przygotowywać? Odpowiedzi jeszcze nie ma. – W Niemczech poszczególne landy same ustalają, co i ile można w kwestii treningów, aktywności fizycznej. W Meklemburgii jako takiej dopuszcza się treningi w grupach do pięciu osób przy wszelkiej ostrożności, ale w samym Neustrelitz stadion pozostaje zamknięty, jesteśmy bardziej ograniczeni. Burmistrz nie pozwolił nawet na tak małe grupy. Liczę, że to się zmieni. Neustrelitz jest miejscowością wczasową, takie niemieckie Mazury z mnóstwem jezior i już od 25 maja dla turystów będą dostępne pola kempingowe, które są tu naprawdę dobre. Według wstępnych założeń, od 1 sierpnia mógłby się rozpocząć okres przygotowawczy. Liga ruszyłaby wraz z początkiem września, ale po cichu mam nadzieję, że do treningów wrócimy jeszcze w lipcu – kończy Tomasz Grzegorczyk.
PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. 400mm.pl/Newspix