Reklama

„Wiele razy słyszałem, że przeszedłem podobną drogę, co Łukasz Piszczek”

Wojciech Piela

Autor:Wojciech Piela

12 maja 2020, 16:08 • 8 min czytania 0 komentarzy

Skręcenie kostki, kontuzje kolana, zerwane więzadła… taki zestaw raczej nie brzmi jak przepis na wielką piłkarską karierę. Dariusz Pawłowski w ostatnich latach wykazał się jednak sporą determinacją i mimo przeciwności losu w tym sezonie grał w podstawowym składzie Górnika Zabrze. Mowa o klubie, któremu kibicował od dziecka, więc to dla niego tym większy powód do radości. Poznajcie historię 21-latka o sporych możliwościach i wielkich marzeniach.

„Wiele razy słyszałem, że przeszedłem podobną drogę, co Łukasz Piszczek”

OBEJRZYJ NASZĄ ROZMOWĘ WIDEO Z DARIUSZEM PAWŁOWSKIM:

Klimat górniczych kopalni, ziemistych boisk na podwórkach czy pomalowanych w barwy Górnika bloków towarzyszył Pawłowskiemu od małego. Wychowywał się w Zabrzu, a więc w miejscu, gdzie wielu młodych chłopaków myśli o karierach na miarę Oślizły, Lubańskiego czy Gorgonia. – Futbol był u mnie obecny od zawsze. Prawdę mówiąc, nigdy nawet na poważnie nie myślałem, co mógłbym w życiu robić poza graniem w piłkę. W domu bardzo często leciały mecze, a na podwórku nie miałem innego wyjścia. Rodzice też niezwykle mnie wspierali, dzięki czemu nie musiałem wybierać między nauką, a piłką – wspomina Pawłowski. Treningi rozpoczął w Promotorze Zabrze, a więc klubie partnerskim Górnika, ale edukacji nie zaniedbał. Dziś studiuje na drugim roku zarządzania sportem, a maturę zdał bez większych problemów.

We wczesnym dzieciństwie na jednym z turniejów w Krakowie rywalizował z Alexandrem Isakiem. – Wygraliśmy z AIK-iem Sztokholm 4:0, a ja strzeliłem hat-tricka. Później zostałem nawet królem strzelców. Dziś to jednak on jest w lidze hiszpańskiej i grał w Borussii Dortmund, więc trochę nam się ścieżki rozminęły – mówi zawodnik Górnika. Nieco gorsze wspomnienia ma z finałów mistrzostw Polski do lat 17 w 2015 roku. – Zajęliśmy drugie miejsce, ale Lech Poznań nie dał nam większych szans. Tymek Puchacz strzelił dwa gole, na stronie grałem przeciwko Robertowi Gumnemu, w składzie byli też Miłosz Mleczko, Kuba Moder czy Paweł Tomczyk. Życie pokazało, że nie byli to przypadkowi zawodnicy – opowiada Pawłowski. 21-latek może jednak wracać wspomnieniami do tego turnieju z pewną satysfakcją. Jako jedyny bowiem z tamtego składu przebił się po latach do pierwszej drużyny Górnika.

Reklama

Po spadku z Ekstraklasy w 2016 roku w Zabrzu o sile zespołu coraz bardziej zaczynali świadczyć młodzi zawodnicy. To w ich upatrywano elementu katharsis, które musiał przejść Górnik po pozbyciu się znacznie bardziej doświadczonych Macieja Korzyma, Łukasza Madeja czy Michała Janoty. Nowy trener Marcin Brosz sięgnął również po młodego Pawłowskiego. – To był mecz z MKS-em Kluczbork. W tygodniu stopniowo rosła u mnie ekscytacja, gdyż widziałem na treningach, że jestem szykowany do gry w wyjściowym składzie. Po 10 minutach zatkało mnie, gdyż byłem strasznie napompowany i chciałem się pokazać. Czułem niedosyt, bo robiłem dużo błędów wynikających z braku doświadczenia. Po meczu nie mogłem zasnąć i zmrużyłem oko dopiero nad ranem. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy – wspomina swój debiut wychowanek Promotora Zabrze. Do końca rundy zagrał jeszcze 45 minut w spotkaniu z Bytovią Bytów, ale później rozpoczęły się problemy ze zdrowiem.

Jego kariera cały czas rozwija się nieregularnie. Trudno bowiem mówić o stabilizacji, gdy po dwóch występach w pierwszym sezonie na kolejny ligowy mecz w wyjściowym składzie Górnika musisz czekać około 3,5 roku. W międzyczasie dochodziły okresy spędzone głównie w rezerwach i wypożyczenie do Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. – Trzy tygodnie po debiucie na treningu skręciłem kostkę i miałem rundę z głowy. Na wiosnę z kolei przypałętały się problemy z kolanem. Udało się awansować do Ekstraklasy i nawet w niej zadebiutować, ale później zerwałem więzadła. To był dla mnie najtrudniejszy moment, bo przez dwa miesiące właściwie nie wstawałem z łóżka. Gdyby nie wsparcie najbliższych, pewnie bym sobie nie poradził – mówi Pawłowski. Zawsze dbał o trening indywidualny i jeszcze kilka lat temu często wzmacniał mięśnie na zajęciach poza klubem. Dzięki temu kontuzje nie wynikały ze złego przygotowania, a nieprzyjemnych starć na treningach. Czynniki zewnętrzne zahamowały jego rozwój w Górniku, ale paradoksalnie pozwoliły mu wydorośleć.

W rundzie jesiennej sezonu 2018/19 Pawłowski nie zagrał ani minuty w dorosłej drużynie z Zabrza. Nic więc dziwnego, że zimą pojawił się temat wypożyczenia. – Odejście do Termaliki bardzo dużo mi dało. Przede wszystkim, po raz pierwszy zamieszkałem dalej od domu. Ponadto, wszedłem również do nowej szatni, gdzie wcześniej w Górniku zawsze czułem się jak u siebie. Na pewno to było stresujące doświadczenie, ale cenię sobie je także ze względu na współpracę z trenerem Marcinem Kaczmarkiem. Treningi były na wysokim poziomie, więc dużo z nich wyniosłem – relacjonuje 21-latek. Do ekipy z Niecieczy Pawłowski trafił pod koniec okienka transferowego, więc nie wywalczył sobie stałego miejsca w wyjściowym składzie. Przez dwa miesiące zagrał w sumie 120 minut, a w pierwszej jedenastce pojawił się tylko raz – w ostatnim meczu z Wartą Poznań. Przetarcie w I Lidze pozwoliło mu jednak z większą pewnością siebie wrócić do Zabrza.

Wielu młodych piłkarzy w pogoni za marzeniami o wielkiej karierze ma w swojej głowie postacie, do których chciałoby nawiązać. W pokoju młodego Darka również wisiały plakaty Leo Messiego, Cristiano Ronaldo czy Ricardo Kaki, choć okazuje się, że znacznie bliżej mu do postaci z jego regionu. – Niezwykle inspiruje mnie Łukasz Piszczek. Po pierwsze, również jest ze Śląska, a po drugie przeszedł bardzo podobną drogę do mnie. Również zaczynał będąc ofensywnym zawodnikiem, a dziś jest prawym obrońcą. Już wiele razy słyszałem, że może być ze mnie drugi Piszczek, więc staram się podpatrywać jego zagrania – mówi Pawłowski. Na prawej stronie obrony zaczął występować w tym sezonie w meczach przeciwko Pogoni Szczecin i Lechowi Poznań. Wspomnienia ma różne, bo w pierwszym spotkaniu udało się wygrać, ale w drugim zdecydowanie nie radził sobie z Kamilem Jóźwiakiem, który strzelił gola, a poznaniacy wygrali 4:1. – Całe życie grałem w środku pomocy, a później przesunęli mnie na skrzydło. Od kilku miesięcy gram już jednak jako prawy obrońca i czuję się na tej pozycji coraz lepiej. Wiem, że nie wszystko jest jeszcze idealnie, ale na pewno popełniam mniej błędów niż gdy zaczynałem grać w nowym miejscu – opowiada wychowanek Promotora Zabrze. Jego postępy są bacznie obserwowane przez trenera Marcina Brosza, który nowe miejsce na boisku wynalazł mu we współpracy z dyrektorem sportowym Arturem Płatkiem. Po powrocie na boiska Pawłowski będzie musiał podjąć rywalizację z Grekiem Stavrosem Vasilantonopoulosem, który z dobrej strony pokazał się w ostatnim meczu z Cracovią. Wyzwanie na pewno nie najłatwiejsze, ale dzięki temu Brosz nie musi się martwić o obsadę tej pozycji.

Trener zabrzańskiego Górnika w ostatnich latach dał się poznać jako osoba, której zależy na zachowaniu pewnego pierwiastka śląskości w zespole. Stąd obecność takich graczy jak Przemysław Wiśniewski, Daniel Ściślak czy właśnie Dariusz Pawłowski. – Ma dobre podejście do młodych zawodników. Wie, kiedy nas zmotywować, ale potrafi też dać do zrozumienia, że jest niezadowolony – opisuje trenera prawy obrońca. Po powrocie z wypożyczenia do Niecieczy jesienią grał jeszcze w trzecioligowych rezerwach i właśnie wtedy odbył swoją najpoważniejszą rozmowę ze szkoleniowcem. W meczu będącym namiastką Wielkich Derbów Śląska Górnik II zremisował z Ruchem Chorzów 2:2, a młody Pawłowski wyleciał z boiska z czerwoną kartką. – Trener Brosz spytał mnie po meczu, czy wyobrażam sobie, co by się stało, gdybym coś takiego zrobił na meczu pierwszej drużyny. To wystarczyło, abym zrozumiał swój błąd – wspomina Pawłowski. O co chodziło? W 76. minucie spotkania jeden z zawodników Ruchu popchnął 21-latka, więc ten postanowił się zrewanżować. Sędzia to zauważył i bez namysłu wlepił niepokornemu Darkowi drugą żółtą kartkę. – Rywal dodał trochę od siebie, ale nie chcę się usprawiedliwiać. Wiem, że zawiodłem całą drużynę i trenera. Nigdy wcześniej nie dostałem czerwonej kartki, więc była to dla mnie świetna lekcja. Trzeba trzymać nerwy na wodzy – podsumowuje młody gracz Górnika. Od tamtej pory rzeczywiście widać poprawę w zachowaniu, bo asa kier nie ujrzał już ani razu. Wszyscy w klubie mają nadzieję, że ten stan rzeczy potrwa jak najdłużej.

W szatni Pawłowski nie jest może głównym wodzirejem od atmosfery, ale ze względu na pochodzenie czuje się swobodnie właściwie od samego początku. Moment wejścia do niej miał o tyle ułatwiony, że w czasach pierwszoligowych nie był jedynym młodym zawodnikiem dostającym szansę od trenera. – Po odejściu Tomka Loski panuje lekkie bezkrólewie, jeśli chodzi o puszczanie muzyki, ale radzimy sobie. Często leci disco polo, więc trzeba to przetrzymać, ale gdy swoją playlistę puszcza Paweł Bochniewicz robi się zdecydowanie lepiej. Obaj jesteśmy bowiem fanami polskiego rapu – opowiada Pawłowski. Muzyka to nie jedyny dowód na wysoką aktywność zawodników Górnika w szatni. Często dochodzi do różnych sytuacji, które można później wspominać z uśmiechem na ustach. –Pamiętam, gdy nad ranem wróciliśmy z meczu Pucharu Polski z Sokołem Ostróda. Wszyscy zmęczeni chcieli udać się do domu, ale na jednego z naszych kolegów czekała niemiła niespodzianka. Zawodnicy, którzy zostali w Zabrzu obkleili jego samochód karteczkami, a przy okazji przywiązali do niego puszki. Zanim „odgruzował” swoje auto z 5 rano zrobiła się 7:00, więc trochę czasu na niezbędną regenerację stracił – wspomina prawy obrońca. Na przyszłość, takich pomysłów graczom Górnika odradzamy, choć w końcówce sezonu na pewno dobry klimat się przyda. Zabrzanie muszą jeszcze wygrać kilka spotkań, aby w spokoju zapewnić sobie ligowy byt.

Reklama

Przed Pawłowskim na pewno wiele wyzwań i celów w dalszej karierze. Po pierwsze – dostać słynnego koguta w nagrodę dla najlepszego zawodnika Górnika w meczu. – Nie wiem, co bym z nim zrobił, ale chciałbym mieć ten pozytywny ból głowy – mówi 21-latek. Po drugie – sprawić, aby kibice zapamiętali jego nazwisko. – Parę razy zdarzyło mi się już, że podpisywałem się fanom na zdjęciach czy kartkach, po czym słyszałem pytanie: jak się nazywasz? – uśmiecha się. A po trzecie – nawiązać do Arkadiusza Milika czy Szymona Żurkowskiego. – Nie ma co ukrywać, że te przykłady działają na wyobraźnię. Z Szymkiem, gdy jeszcze był w Gwarku Zabrze zdarzało się rywalizować, później byliśmy w jednym klubie, więc obserwowałem jego rozwój. Zawsze się wyróżniał, ale wiem, że jeśli nie przeszkodzą mi kontuzje, również jestem w stanie zagrać dobry sezon  – snuje plany Pawłowski. Rozkwit młodych zawodników niewątpliwie jest czymś, na co liczymy najbardziej po powrocie rozgrywek Ekstraklasy. Choć gra w szachy, którą bardzo lubi Darek, rozwija umysł, pora odłożyć pionki na półkę i pokazać fantazję. Czekamy!

TEKST: Wojciech Piela

MONTAŻ I VIDEO: Mateusz Stelmaszczyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...