Do Ferrari dołączył w 2015 roku jako czterokrotny zdobywca tytułu. Chciał nawiązać do legendy swojego idola Michaela Schumachera, odnosząc sukcesy w czerwonym bolidzie. Kilka razy był blisko, miał lepsze i gorsze sezony, ale na szczyt nie zawędrował ani razu. I już raczej tego nie zrobi, przynajmniej nie w tych barwach. To oficjalne: Sebastian Vettel po sezonie 2020 zakończy współpracę z włoskim zespołem.
Jeszcze na początku minionej dekady Vettel bił wszelkie rekordy w kategorii „najmłodszy”. Stanowił definicję złotego dziecka, talentu, który zagarnia wszystko dla siebie, bez respektu do starszych kolegów. Nie tylko został najmłodszym zdobywcą tytułu F1 (w wieku 23 lat i 134 dni, 2010 rok), ale był też choćby najmłodszym kierowcą, który wygrał wyścig, czy najmłodszym zdobywcą pole position oraz punktów w Grand Prix.
Niektóre jego rekordy zdążyły zostać pobite, chociażby przez Maxa Verstappena, bo Holender swój pierwszy wyścig wygrał jako… 18 latek. Nie ma jednak wątpliwości, że Vettelowi można poniekąd przypisać miano prekursora. Niemiec pokazał środowisku Formuły 1, że warto dawać szanse naprawdę młodym kierowcom. A im samym, że wiek to tylko liczba i nie muszą bać się starszej konkurencji.
Po sytych latach w Red Bullu, gdzie aż cztery razy sięgał po tytuł mistrza F1, Niemiec trafił do Ferrari, zastępując innego asa – Fernando Alonso. Cel? Wygrywać, wygrywać i jeszcze raz wygrywać. – Kiedy byłem dzieckiem, Schumacher był moim największym idolem, a teraz będę miał zaszczyt, tak jak on, reprezentować barwy Ferrari. Jestem niezwykle zmotywowany, aby zaprowadzić ten zespół z powrotem na szczyt – mówił wtedy.
Pierwszy sezon okazał się nie taki najgorszy – zakończył go na 3. miejscu w klasyfikacji kierowców. W kolejnych latach dwukrotnie był blisko tytułu, ale ostatecznie musiał uznawać wyższość Mercedesa i Lewisa Hamiltona.
Nie wiemy, czy tegoroczny sezon najsłynniejszej serii wyścigowej świata w ogóle dojdzie do skutku, ale na pewno będzie on ostatnim Niemca w barwach Ferrari. Obie strony po ciągnących się negocjacjach doszły do wniosku, że na tym koniec: – Aby uzyskać jak najlepsze wyniki w tym sporcie, ważne jest, aby wszystkie strony działały w idealnej harmonii. Zespół i ja zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma u nas wspólnej chęci do kontynuowania współpracy – przekazał Vettel.
Ferrari zaoferowało mu roczny kontrakt, na bazie którego zarobiłby 12 milionów euro. Niby dużo, ale dotychczasowo inkasował niemal trzy razy więcej. Z drugiej strony, Niemiec musi zdawać sobie sprawę, że jego wartość nie stoi już tak wysoko. Szczególnie, że stracił pozycję kierowcy numer jeden na rzecz Charlesa Leclerca. Do tego dochodzi kwestia nieuchronnego kryzysu gospodarczego – obniżki czekają po prostu każdego.
W jaką stronę pójdzie teraz czterokrotny mistrz? Podobno może zrobić sobie kompletną przerwę od ścigania. Trudno dopasować go bowiem do jakiegokolwiek innego, czołowego zespołu. Mercedes? Dopóki jest tam Lewis Hamilton, ta opcja odpada. McLaren? Brytyjska stajnia najgłośniej ze wszystkich mówi o cięciu wydatków. Red Bull? Max Verstappen jest nie do ruszenia – Vettel musiałby przystać na rywalizację z młodym Holendrem i pewnie stałby na przegranej pozycji.
Ferrari spogląda tymczasem w stronę Carlosa Sainza Jr. i Daniela Ricciardo. To oni na ten moment wydają się być faworytami do zastąpienia Niemca. To wszystko jednak gadki o przyszłości, bo przed nami jeszcze cały sezon 2020. Ten ma wystartować 3 lipca. A przynajmniej są takie plany…
Fot. Newspix.pl