Są w świecie rzeczy, które trudno nam objąć naszymi umysłami. Rzucenie się społeczeństwa na papier toaletowy przed kwarantanną, kolejki do odbicia się na lotniskowych bramkach, blokowanie lewego pasa na schodach ruchomych. A do tego przedłużanie kontraktów przez piłkarzy Lechii Gdańsk, którzy widza co się w klubie dzieje, a mimo to mówią “eeee, może mi akurat będą płacić zawsze na czas”. Tym razem kontrakt z gdańszczanami przedłużyli Michał Nalepa i Jakub Arak.
Arakowi zasadniczo się nie dziwimy, bo to napastnik z dość klarownie zawieszonym sufitem umiejętności. Na transfer do innego klubu z górnej ósemki go nie stać, Gdańsk to ładne miasto i pewnie jest w stanie przełknąć poślizgi w wypłatach – byle one prędzej czy później dotarły, bo w innym klubie nie mógłby liczyć na takie zarobki. Presja też w sumie nie taka duża, gdyż to nie jemu pierwszemu dostaje się po uszach, jeśli gdańszczanie zaliczą zero z przodu.
Ale Nalepie już trochę dziwić się możemy. W ostatnich sezonach wyrósł na czołowego stopera ligi, w tym sezonie ma u nas trzecią najlepszą średnią not (5,50) po Augustynie (5,58) i Kuciaku (6,00), podobnie jak w zeszłym sezonie, gdy wyprzedził go tylko Augustyn i Haraslin. Jak na warunki ekstraklasowe – świetny w walce o górne piłki, pewny w kryciu, dobry w grze w zwarciu, niezastąpiony przy strzałach na bramkę jego zespołu (żaden inny zawodnik w lidze nie zablokował tylu uderzeń). Zasadniczo gdybyśmy mieli klub w Ekstraklasie i wybierali zawodników w formie draftu, to po Nalepę sięgnęlibyśmy jako po jednego z pierwszych defensorów. Zwłaszcza, że też do starych nie należy – w styczniu stuknęło mu 27 lat.
Gdyby tak to zebrać do kupy, to stoper Lechii ma wszystko, by poszukać sobie klubu, w którym ma gwarantowane podobne zarobki, ale bez zwłoki w przelewach. Jeśli nie w Polsce, to jeszcze skusić się na jakiś wyjazd zagraniczny przed końcem kariery. Obrotny menadżer spokojnie znalazłby mu miejsce na liście płac w jakimś tureckim średniaku. A mimo to Nalepa przedłużył kontrakt z Lechią do 2023 roku.
Ciekawe. W Gdańsku przecież co chwilę słychać o problemach z kasą, piłkarze rozwiązują umowy z winy klubu, ci bardziej wyszczekani (to znaczy – ci, którzy mówią “podpisaliście papier, to płaćcie zgodnie z umową”, oburzające!) lądują za karę na bocznicy. Partner Nalepy z linii defensywy – Błażej Augustyn – na Twitterze wprost krytykował politykę klubu, jeśli podejście “dobra, dobra, innym razem wam zapłacimy, to trzeba usiąść na spokojnie” w ogóle można nazwać polityką. A mimo wszystko piłkarze poniekąd wierzą, że tym razem to się zmieni i akurat jemu pieniądze będą przelewane na czas. I zaznaczmy – Nalepa nie jest jedyny, bo przecież dopiero co umowę podpisał wspominany Arak, a wcześniej przedłużono umowę z Flavio Paixao do 2021 roku.
Ale też jesteśmy wręcz przekonani, że poza wiarą jest tutaj też chłodna kalkulacja. Myśli jeden z drugim: “okej, nie dostanę kasy przez trzy miesiące, ale w końcu i tak muszę ją dostać, toteż lepiej dostać więcej na razie na papierze, niż mniej i nawet regularniej. Potem to wszystko przecież spłynie i jest pięknie.”
Cóż, może i tak, natomiast nam trudniej będzie się nad takimi gośćmi litować. Oczywiście wciąż będziemy cisnąć Mandziarę i spółkę za kreatywną księgowość, natomiast… część piłkarzy po prostu na to przystaje. A tak długo, jak tacy zawodnicy będą, tak kluby podobne Lechii będą trwać w lidze. I na nic się zda nawet siedemnaście sit licencyjnych.
Niemniej na miejscu kibiców Lechii akurat z przedłużenia umowy cieszylibyśmy się. I to bardzo. Wszystko wskazuje na to, że Błażej Augustyn już w tym sezonie nie pogra, bo ośmielił się publicznie skrytykować działania klubu (hańba, na stos z heretykiem!). Wobec tego gdańszczanie do końca sezonu będą musieli grać na stoperze z Mario Malocą – stoperem całkiem rzetelnym, ale, no właśnie, tylko rzetelnym. Filipowi Mladenoviciowi latem wygasa kontrakt, Karol Fila być może wyfrunie z Polski, zatem jedynym elementem tej obronnej układanki na przyszły sezon może pozostać Nalepa. O ile oczywiście też latem nie odejdzie.
No ale nic, skoro kolejni piłkarze przedłużają kontrakt z Lechią, to czas chyba powoli ustanowić polski odpowiednik “syndromu sztokholmskiego”. Gdańszczanie nie gęsi, swój syndrom też mieć mogą.
fot. FotoPyk