Reklama

„Nie było licytacji w przerwie. Były konkretne ceny”

redakcja

Autor:redakcja

10 maja 2020, 11:18 • 16 min czytania 26 komentarzy

„Marek Kowalczyk wziął po tym meczu 150 tysięcy złotych? Nie. Wziął więcej”.

„Nie było licytacji w przerwie. Były konkretne ceny”

„Wojciech Wąsikiewicz dostał po spotkaniu w twarz”.

„Słowa Michała Listkiewicza o Kowalczyku to obraza ludzi inteligentnych”.

*

W Polsce – w związku z oczywista sytuacją – trwa moda na retromecze, bo skoro jeszcze (!) nie gramy, chcemy w jakikolwiek sposób zrekompensować sobie brak futbolu i powspominać różne historie. Wspominamy więc radosne momenty, jak mundiale z dawnych lat czy Euro 2016, ale i te smutne, jak wszystkie inne turnieje XXI wieku poza tym francuskim. Klasyczny futbol: wesołość i żal, natomiast mamy w swojej historii i hańbę. Aferę korupcyjną. No i w sumie niestety zgrabnym tematem w ostatnich tygodniach do powtórek stało się spotkanie Amiki Wronki z Aluminium Konin w finale Pucharu Polski z 1998 roku. Ostatnio nasz czytelnik zmajstrował ciekawy film, a my postanowiliśmy się odezwać do uczestników tamtych wydarzeń.

Reklama

Jak oni wspominają to nierówne starcie sprzed 22 lat?

*

Tak jak trzeba było coś osiągnąć, żeby dostać lekcję od Paulety, tak Aluminium musiało swoje wygrać, żeby pojechać do Poznania i przegrać z Amicą, wspieraną przez „Fryzjera”, a co za tym idzie: przez sędziego Marka Kowalczyka. I to był niezły czas dla futbolu w Koninie, bo za sprawą pieniędzy z huty, udało się zmontować tam niezły zespół i ustabilizować sytuację na poziomie drugiej ligi.

W rozgrywkach 95/96 piłkarze z Konina zajęli siódme miejsce, rok później dziewiąte, czyli mogli o sobie już mówić per „średniacy”. Chciano jednak czegoś więcej i po roku ta ekipa walczyła już o awans, mając w swoim składzie choćby Piotra Czachowskiego, byłego reprezentanta Polski.

– Gdy byłem w ŁKS-ie, dopadła mnie w końcu poważniejsza kontuzja – wspomina Czachowski. – Patrząc z perspektywy czasu, 30 lat to nie jest wiek, w którym człowiek mógłby sobie szukać klubu drugoligowego, ale wtedy już „miałem swoje lata”. Po tym urazie miałem problemy z nogą i zakomunikowano mi, że będą szukać młodszych chłopaków. Konkretnie Brazylijczyków, bo wtedy to była przecież stajnia organizowana przez pana Ptaka. No i tym starszym, między innymi mnie, podziękowano. A że wówczas trenerem w Koninie był dobrze mi znany Janusz Białek, to szybko dogadaliśmy się na okres półtorarocznego wypożyczenia. Mieliśmy zrobić fajną drużynę, wiedziałem, że taka ekipa się tworzy, wiedziałem, że będą pieniądze, a na to też każdy piłkarz musi spojrzeć. Skorzystałem z tej okazji. Najpierw broniliśmy się przed spadkiem, bo po jesieni Aluminium było w strefie spadkowej, ale już na wiosnę przyszło sporo dobrych zawodników z przeszłością ekstraklasową i spokojnie się utrzymaliśmy, by później walczyć o awans do Ekstraklasy.

Artur Bugaj, grający wcześniej w Pogoni czy… Amice: – W tej drużynie było kilku dobrych, jak nie bardzo dobrych zawodników. To, że wyeliminowaliśmy kilka pierwszoligowych zespołów, nie było dziełem przypadku. Przypadek może być w jednym czy dwóch meczach, a myśmy mieli solidny zespół i świetną atmosferę w szatni. Liderem był najbardziej doświadczony Piotr Czachowski, ale to nie było tak, że inni nie mieli nic do powiedzenia. Natomiast Piotrek był fajnym kapitanem z krwi i kości. Był sprawiedliwy we wszystkich swoich poczynaniach, nie było widać stronniczości. Dawał przykład swoją pracowitością młodszym chłopakom. Śmialiśmy się z niego, że jest jeden zawodnik z wąsem, a najbardziej zapierdziela na boisku.

Reklama

Romuald Tylman, kierownik drużyny Aluminium: – Mówiło się, że my potrzebujemy spokoju i będziemy grać. Wygrywaliśmy w Pucharze Polski z drużyną Dziurowicza, potem z Polonią, a wtedy w Polonii grali Liberda, Olisadebe, bracia Żewłakow. To była dość dobra drużyna i ten mecz z Polonią miał wpływ na nasz zespół, bo raz, że wygraliśmy zacięte starcie po rzutach karnych, ale dwa, Jerzy Engel przyszedł i powiedział:- Po co wam to? Gdzie wy będziecie grali? Dla tych chłopaków, którzy mieli przeszłość piłkarską jak Czachowski czy Bugaj, to było jak płachta na byka, wejście na ambicje. Pomyśleli sobie: „co ty mi tu będziesz pieprzył, gramy, bo chcemy wygrywać”. Na ówczesny moment mieliśmy dobre warunki. Infrastrukturalne, płacowe, wszystko było regulowane na czas. No i chłopakom wystarczał głos kapitana, Piotrka Czachowskiego, to załatwiało wszystko.

Czachowski: – Byłem kapitanem tej drużyny, ale wszyscy mieli coś do powiedzenia. Jak sobie tak przypominam, to liderami byli Artur Bugaj, Robert Kolasa, Artur Gajewski, który zarządzał linią defensywną, Tomasz Wojciechowski, urodzony w Koninie. Tworzyliśmy dobrą paczkę, która mogła zrobić coś więcej, niż udawało się w Koninie zrobić wcześniej.

W pamiętnym finale Aluminium prowadził Jerzy Kasalik, ale rozmówcy podkreślają niebanalną czy wręcz kluczową rolę Janusza Białka w budowaniu drużyny, który nie dotrwał jednak na stanowisku wystarczająco długo.

Bugaj: – Ta drużyna budowała się za kadencji trenera Janusza Białka, owoce zebrał pan Kasalik, ale nie ukrywam, że cała esencja była dzięki trenerowi Białkowi. Był konkretny, bo wiedział, kiedy może sobie pozwolić z drużyną na żarty, a kiedy musi być ostra praca. Wówczas nikt sobie nie pozwolił nawet na drobny dowcip. Zmienił go Kasalik, dlaczego, dokładnie nie pamiętam, ale chyba zdecydowały dwa-trzy remisy z rzędu. Ruch Radzionków jeździł za nami i podpierał każdego przeciwnika, myślę, że sędziów też, żebyśmy tylko nie zdobywali za dużo tych punktów. Było duże parcie na awans i każdy remis był traktowany jak porażka.

Tylman: – Mieliśmy młody zarząd w hucie. Oni liczyli na nasz awans. W pewnym momencie coś się zaczęło jednak psuć. Stwierdzono, że jest wolny Jurek Kasalik, a to był chłop, który nie dał sobie wejść na głowę ani na boisku, ani w trenerce. Gość z twardą ręką. Jak był trening czy wychodziliśmy na mecz i popadało trochę, to nie daj Bóg, żeby on zobaczył kogoś w lankach. Białek to był dobry wuja, a Kasalik… Kawał skurczybyka. Każdy sobie go jednak chwalił. Były nieporozumienia, bo tak bywa przy twardej ręce, ale generalnie zawodnicy byli zadowoleni.

No ale wiemy jak się skończyło: Kasalik nie dowiózł tego awansu. Ruch Radzionków wygrał ligę, miał przewagę ośmiu punktów nad drugim Aluminium, a wówczas drugie miejsce nie było premiowane awansem. Inna sprawa to oczywiście historie, o których wspominał Bugaj, czyli naciski Radzionkowa, natomiast fakty są takie, że Konin nie zobaczył pierwszej ligi. A wtedy był najbliżej.

Wróćmy do Pucharu Polski. Rację ma ten, kto stwierdzi, że Aluminium nie miało prostej drogi do finału w Poznaniu. Nie trzeba było wyrzucać po drodze różnych filii Orła Trąbki Wielkie, ale poważne firmy, a przynajmniej poważne na naszym podwórku.

Wisłę Kraków w 1/8.

GKS Katowice w ¼.

Polonię Warszawa w ½.

Jak wspominał Tylman, to właśnie ten ostatni bój był najdramatyczniejszy, bo 0:0 doprowadziło do karnych, a tam ciut lepsi byli gospodarze, wygrywając 7:6. Wtedy, tak jak i dziś, grano jeden mecz, bez rewanżów. W każdym razie: jaki był plan Aluminium na ostatni mecz?

Tylman wspomina: – Do Poznania pojechaliśmy dzień wcześniej. Mieliśmy 100 kilometrów, ale uznaliśmy, że będziemy nocować. Kasalik ściągnął na wieczór Krzysztofa Pawlaka, trwały rozmowy i widać było, że to działa, że o chłopaków nie trzeba się martwić. Natomiast przed samym meczem przecierałem oczy. Zobaczyłem, że Kasal wystawia Wojciechowskiego i Oleszka, więc pomyślałem: – Kurwa, on się będzie bronił! Natomiast wciąż mieliśmy dobry przód. Czachowski, Augustyniak, Bugaj i tak zwany Jazzy, czyli Jaskot Andrzej. Jaskot zresztą został potem powołany na swój jedyny mecz w reprezentacji, za Wójcika.

No ale plany swoje, a życie, właściwie sędzia, swoje. Czy można się było tego spodziewać? Wspomina Artur Bugaj:

– Kwestia nieuczciwości finału wisiała w powietrzu już przed meczem. Czuło się tę atmosferę. Wszyscy wiedzieliśmy, że pan Ryszard nie jest tylko fryzjerem z zawodu. To znalazło potwierdzenie w meczu. Ja nie potrafię wyliczyć, że w piątej, siódmej i dziesiątej minucie była zła decyzja, ale nieprzypadkowo kibice z Poznania dopingowali nas. Poza tym piłkarze czują na boisku, kiedy sędzia próbuje obstrzelać rzutami wolnymi pole karne, kiedy wyjmuje w tych samych przypadkach żółte kartki dla jednych, a dla drugich nie. Czuje się tę stronniczość.

I Edward Durda, współkomentujący ten mecz z Januszem Basałajem.

– Szczerze mówiąc to takie plotki chodziły, mówiło się w środowisku, że pan Fryzjer potrafił różne rzeczy pozałatwiać w walce o awans do Ekstraklasy, różni ludzi takie informacje przekazywali. Można było więc być wyczulonym na to, jak ta rywalizacja będzie się toczyła. Rozmawiałem z Aluminium przed meczem i były wątpliwości tego typu. Aurę Ryszarda Forbricha i jego plecy dało się wyczuć. Natomiast ci z Konina wierzyli, że umiejętnościami piłkarskimi i zaangażowaniem dadzą radę.

Niestety.

Tylman: – Wiedziałem, że mecz jest skręcony od momentu, gdy sędzia nie podyktował rzutu karnego na Jaskocie. Potem był karny dla Amiki, którego też nie powinno być. Jak pan oglądał urywki z tego meczu, to pan widział, że gość się przewrócił, a piłka poszła do przodu, bo Augustyniak ją trafił i dlatego ten gość z Amiki się przewrócił.

Czachowski: – Już pierwsza połowa pokazała, że coś jest nie tak. Zaczęliśmy wręcz rewelacyjnie, zaatakowaliśmy piłkarzy z Wronek, mogliśmy prowadzić 3:0, ale pan Kowalczyk nie przyznał karnego po faulu na Jaskocie. Przy obiektywnym sędziowaniu ten mecz zostałby zakończony w pierwszych 45 minutach. Karnego dla Amiki też nie było. Zawodnik przewrócił się sam, nie był faulowany. Wtedy zrozumiałem, że coś może być nie halo.

Durda: – Stopniowo w trakcie meczu się upewnialiśmy, co jest grane. Widzi się, że sędzia kartkuje jedną drużynę permanentnie, drugą nie, że ci pierwsi mogą skończyć w dziesięciu, a wcześniej muszą grać ostrożniej i pozwalać sobie na mniej odważne decyzje.

Czachowski: – To się czuje na boisku i widzi się, że człowiek jest kręcony za rogi, a nie może nic zdziałać. Poza tym te odzywki sędziego były nie na miejscu. „Co ty mi tutaj pierdolisz, ja jestem sędzią” – na tej zasadzie. Oczywiście piłkarze Amiki takich słów nie słyszeli. Ja miałem możliwość jako kapitan rozmawiać i wielokrotnie próbowałem pytać, dlaczego taka jest jest interpretacja. Kowalczyk zawsze się do mnie tylko uśmiechał.

Tylman: – Proszę zwrócić uwagę – czy jak zawodnicy Amiki strzelili bramkę, to lecieli do ich trenera, Wąsikiewicza? Nie, lecieli do Fryzjera.

Czachowski: – Siedzieliśmy w przerwie i zastanawialiśmy się, co dalej. Chłopcy nie chcieli wychodzić na drugą połowę. No i to był kabaret. Graliśmy w jedenastu, potem w dziesięciu przeciwko czternastu. Artur Kościuk zagrał do mnie na sam na sam, nie ma ofsajdu, ale pan Kowalczyk wszystkiego „bardzo fajnie” pilnował. Sprawdzałem, absolutnie nie było spalonego. Prowadziliśmy 3:2 do momentu, gdy Jaskot dostał czerwoną kartkę. Amica nie stwarzała żadnych sytuacji. Gdyby to było obiektywne sędziowanie, to żaden sędzia nie odważyłby się zareagować czerwoną kartką. Andrzej odchodził od piłki, wykorzystał ten moment rywal, nabił go i sędzia miał pretekst. To było kluczowe. Amica miała coraz większą przewagę. Doszła do dwóch-trzech sytuacji, nasz bramkarz dwie dobrze obronił, ale przy golu Jackiewicza nie miał szans. Kolisz, który wszedł na zmianę, zagubił się w kryciu.

Tylman: – Kowalczyk był przestraszony tym, co się dzieje. On się bał, nie wiedział, jak to zrobić, nie był człowiekiem, który umiałby to robić tak bezczelnie. Gubił się. Mnie wyrzucił na trybuny. Wypaliłem papierosa, wróciłem i znowu byłem na ławce. Wówczas już mnie nie wygonił, a miał obowiązek to zrobić.

Skończyło się tak, jak się chyba musiało skończyć. Aluminium w dziesiątkę nie dało rady, bramki Sokołowskiego i Króla skończyły sprawę w dogrywce. 5:3. I teraz pytanie: czy i ile zmieniła przerwa tego spotkania? Ona była przedłużona, komentatorzy podśmiewywali się z tego, sugerując, że mogły tam zapadać „ważne decyzje”. Jeśli przeczytać zeznania Pawła Kryszałowicza, cóż, coś mogło być na rzeczy.

– Pamiętam meczu finału Pucharu Polski Amica Wronki – Aluminium Konin. To był słynny mecz. Nie mam wątpliwości, że to był mecz ustawiony. Słyszałem, że tam była niejaka licytacja między tymi dwoma klubami kto da więcej sędziemu. Z tego co ja słyszałem, to na sędziego poszło wtedy z Amiki 150 tys. zł. Pamiętam, że po tym meczu była wśród zawodników Amiki składka. Płaciliśmy pieniądze z premii za zdobycie tego tytułu. Nie pamiętam czy fizycznie płaciliśmy pieniądze czy też były nam potrącone. To organizował Ryszard F. – czytamy na blogu pilkarskamafia.blogspot.com.

Czy do legendarnej licytacji rzeczywiście doszło?

Tylman: – Nie pamiętam, żebyśmy my wtedy podchodzili do Kowalczyka. Mówi się, że 150 tysięcy dostał. Niech pan nie wierzy w ceny. Są za niskie. Jak się ukradnie coś za 200 złotych, to pana nie ukarzą, jak za 210, to już tak. Zawsze się zaniża w takich momentach. Więc co do rzekomych licytacji w przerwie meczu – nie było ich. Były konkretne ceny.

Czachowski: – Ja przy tym nie byłem. Jeżeli Paweł Kryszałowicz tak mówił, to najwidoczniej piłkarze Amiki musieli coś wiedzieć. Mieli w swoich szeregach trochę więcej ludzi powiązanych z tą sprawą. Amica groszem nie śmierdziała i my, jako klub reprezentujący drugi szczebel, nie mogliśmy się z nimi równać. Trudno mówić o jakiejkolwiek licytacji. My wiedzieliśmy o co gramy, mieliśmy w sercu, żeby wygrać ten jeden, ostatni mecz.

Bugaj: – Powiem szczerze – ta licytacja w przerwie była bardzo możliwa. Wszyscy wtedy udawali świętych, a nikt nie był. Nie mi oceniać, kto u nas mógł licytować, ale obie strony miały możliwości. Natomiast nie zawodnicy.

Różne są więc opinie, więc spytajmy inaczej. Czy Aluminium było święte? Czy to, że zapamiętaliśmy mecz Amiki z Aluminium jako ogromne złodziejstwo tych pierwszych, to stuprocentowa prawda? Wygląda na to, że nic nie jest albo białe, albo czarne. Wszystko jest szare.

Bugaj: – Moim zdaniem mogło być tak, że w którymś meczu po drodze do tego finału ktoś nam też pomógł. To nie jest tak, że wszyscy są be, a my jesteśmy cacy i wszyscy są przeciwko nam. To byłaby totalna hipokryzja. Natomiast nam kazano się zająć graniem, a nie sędziowaniem. Cóż, wszyscy byli w ten proceder uwikłani. Gdy ktoś mówi, że nie, to jest zwykłym kłamczuszkiem. Ja też byłem. Niestety ciągnął się za mną wyrok za pomaganie Pogoni w awansie. To było tak fatalne, że jeśli nie chciałeś tego robić, to musiałeś zrezygnować z piłki.

Tylman: – Działałem w ligach od pierwszej do trzeciej. Niech mi pan powie – czy była taka drużyna, która na tym poziomie nie kupiła meczu? Ja byłem za to ukarany i bardzo się tego wstydzę. Ostrzegała mnie przed tym moja żona, która też była sportsmenką. Mówiła mi: nie baw się w to. Odpowiadałem: jak się wchodzi między wrony, kracz jak one… Natomiast nie mieliśmy pieniędzy bezpośrednio od prezesa na ten cel. Mówił: po to wam daję premie, żebyście sobie wygrali mecz. Pieniędzy na kupowanie meczu nie było bezpośrednio, ale zawsze się coś znalazło. Mieliśmy dobrą drużynę i nie musieliśmy mocno kombinować, ale trzeba pamiętać, że w tamtym czasie tak naprawdę w piłkę grało się w pierwszej rundzie. Później zaczynało się ustawiać, która drużyna była do spadku, a która do awansu. Ile ten dał? To ja muszę dać tyle. Do tego wszystkiego doprowadzili sędziowie. Podam sztuczne kwoty, ale dobre do zobrazowania. Pięć tysięcy za wygraną, trzy za remis. Sędzia mówi:

– To jak jedziemy?

– Chcemy wygrać.

– A nie mógłby być remis?

– Czemu remis?

– Wiesz, lepiej jakby był remis…

Prosta matematyka. On wyciągał remis i miał ode mnie trzy, od tamtego trzy, to miał sześć. Miał spokojną głowę. Jak wpadła bramka, to gwizdał spalonego. To sędziowie wprowadzili nas do takich czasów.

*

Wracając do samego meczu – Kowalczyk gwizdnął po raz ostatni, ale co zrozumiałe, to nie był koniec emocji. Najpierw działo się w szatniach po meczu.

Bugaj: – Po meczu była wściekłość połączona z bezradnością. Sportowo dotrzymywaliśmy kroku rywalowi, nie było widać różnicy, kto jest o klasę wyżej. Jasne, nieraz chciałem przez takie historie „rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady”. Jednak jeśli coś się kocha, ciężko to zostawić.

Tylman: – Powiem panu, że po zakończeniu tego meczu jeden z naszych działaczy uderzył Wąsikiewicza w twarz. O tym nikt nie mówi, bo mało kto wie. Ale rzeczywiście Wąsikiewicz dostał w twarz.

Potem sprawiedliwości szukali kibice.

Tylman: – Nasi kibice z Konina jeździli do Kowalczyka do Lublina pod jego mieszkanie. Tam mu robili chryję.

Szukał jej też klub, który chciał wręcz powtórzenia meczu, apelował do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i ministra sportu, Jacka Dębskiego. Nic takiego się oczywiście nie stało, sprawę zamieciono pod dywan, bo tak trzeba nazwać karę trzech miesięcy zawieszenia dla Kowalczyka. Zresztą chciano z niego zrobić sędziego międzynarodowego! Wspominał Tomasz Jagodziński:

– Ta mafia tak daleko sięgała, że półtora miesiąca później siedzimy na zarządzie PZPN i rozpatrujemy listę sędziów międzynarodowych. Ja patrzę, a tam Marek Kowalczyk. Jako rzecznik nie miałem prawa decydowania o czymkolwiek, byłem tylko głosem doradczym, ale podnoszę rękę: panowie, nie róbmy jaj, sami się wystawiamy. Kowalczyk, który zrobił przekręt w finale, jest tu na liście. Wtedy przyznali mi rację i go skreślili z listy, ale sam fakt pokazuje, że nie mieli skrupułów. Marek potem, gdy mnie spotkał, „dziękował mi”. Ja jeszcze dobrze mówić nie skończyłem, a już mu donieśli o wszystkim. Można przymknąć oko na coś, co jest w granicach dopuszczalnego błędu. Ale jak ktoś robi ze mnie idiotę, to przepraszam bardzo, tak się nie da.

Lata później Michał Listkiewicz zrobił z Kowalczyka… szefa komisji szkolenia sędziów. Bo Listkiewicz jeszcze parę dni temu właściwie bronił Kowalczyka w Kanale Sportowym. Przypomnijmy, co mówił:

– Nie widziałem tego meczu na żywo, nie byłem wówczas prezesem PZPN. Obejrzałem później go na powtórkach – mecz był słabo prowadzony, było kilka rażących błędów, ale te błędy się rozłożyły. Były błędy na korzyść Amiki i pewnie było ich więcej, ale i błędy na korzyść Aluminium. Na przykład brak jednej czerwonej kartki dla piłkarza z Konina.

Procedura oceny sędziego jest taka – Wydział Dyscypliny pyta Wydział Sędziowski o ocenę pewnych sytuacji sędziowskich. Dlatego nie wiem skąd im się wzięło to, że tam było szesnaście błędów. WD nie ma uprawnień do oceny pracy arbitrów. Ma uprawnienia do tego, by wyrzucić czy wykluczyć sędziego, jeśli ma dowody na jego nieuczciwą pracę. Kowalczyk jak na rangę meczu sędziował go kiepsko, ale nie uważam, by zarzuty o to, by miał tam celowo kręcić, były słuszne. Gdyby penalizacja korupcji nastąpiła wcześniej, to dzisiaj byśmy byli pewni tego, czy tam było coś nie tak ze sprawiedliwością, czy nie.

(…)

– Może taki jestem, że zawsze zakładam optymistyczne scenariusze… Co do sędziego Kowalczyka – nie osądzam ludzi, jeśli nie mają wyroków. Co do wielu sędziów bardzo się rozczarowałem. Dziś nie mam cienia dowodu na winę Kowalczyka.

– Żeby kogoś skazać, to trzeba mieć dowody. Ja wiem, że żyjemy w czasach łatwego opluwania, ale dowody muszą być. Ja tych dowodów na oczy nie widziałem. Mam prawo do swojego zdania. Uważam, że pewnie można było wyznaczyć na ten mecz lepszego arbitra. Ale szanuję zdanie tych, którzy twierdzą inaczej. Do momentu, gdy sąd kogoś nie skaże, to nie nazwę kogoś złoczyńcą. Wolę, żeby dziewięciu winnych uniknęło kary, niż żeby skazać jednego niewinnego.

Jak to skomentują ludzie związani z Aluminium?

Bugaj: – Ubliżanie ludziom inteligentnym. Szkoda komentować.

Czachowski: – Ja pana Michała bardzo dobrze znam i go lubię, ale… To było naprawdę fajnie poukładane przez pana Kowalczyka. On znał wartość naszej drużyny i nie dał karnego, bo gdybyśmy prowadzili 3:0, to w drugiej połowie już by się nie odważył robić takich cyrków.

Tylman: – Zrobić z sędziego Kowalczyka specjalistą do spraw etyki, to jak próbować oduczyć złodzieja złodziejstwa.

*

Po sezonie 97/98 zespół z Konina już nie potrafił w żaden sposób zaznaczyć swojej obecności na mapie piłkarskiej Polski. Sezon 99/00 przyniósł spadek z drugiej ligi. Wrócić udało się tylko na dwa sezony – 02/03 i 03/04. Teraz  Górnik jest na miejscu spadkowym w trzeciej grupie trzeciej ligi.

*

Czachowski: – Gdy oglądam ten mecz, to tylko pierwszą połowę. Drugiej nie jestem w stanie.

PAWEŁ PACZUL

PS Rozmawiałem z częścią piłkarzy Amiki. Nie wiedzieli, że coś jest nie tak.

Najnowsze

Weszło

Piłka nożna

Bilety za stówkę, brak stadionu i dobra akademia. Lechia Zielona Góra, jej problemy i sukcesy

Szymon Janczyk
20
Bilety za stówkę, brak stadionu i dobra akademia. Lechia Zielona Góra, jej problemy i sukcesy

Komentarze

26 komentarzy

Loading...