– Ostatni trening na boisku miałem 9 marca. Dzień po meczu z Milanem, w którym zagrałem trzydzieści minut. Potem dostaliśmy zalecenia, żeby przez kolejne dwa tygodnie siedzieć w domu i ograniczyć do minimum jakiekolwiek aktywności na dworze. Stosowałem się, wychodziłem tylko na zakupy. Następnie na trzy tygodnie wróciłem do Polski, z czego dwa przechodziłem kwarantannę, akurat na święta, wróciłem do Włoch i znowu dwa tygodnie kwarantanny. Mogę się tylko śmiać, że przeszedłem już trzy kwarantanny. Odczuwam już głód piłki, a w jakiej jestem formie? Sam nie wiem – mówi w rozmowie z nami pomocnik Genui, Filip Jagiełło, który opowiedział nam o tym, jak wygląda sytuacja we Włoszech i Serie A. Zapraszamy.
***
Właśnie skończyłem trening.
Czyli się wstrzeliłem.
Wcześniej nie mogłem odebrać. Teraz idealnie.
Trening indywidualny?
Oczywiście. W domu jeszcze.
Na co sobie możesz pozwolić?
Od tygodnia możemy już codziennie biegać po mieście i do tego dokładać zajęcia stacjonarne.
Mieszkasz w centrum miasta?
Niedaleko centrum.
I jak Genua jest przystosowana do samodzielnych treningów?
Do biegania jest naprawdę okej. Blisko morze, biegnę sobie przez promenadę, jak zrobię kółeczko, to spokojnie wychodzi dziesięć kilometrów. Tak codziennie, na fajnym tempie – daje efekt. Trenerzy wysłali nam rozpiski z zaleceniami, jakie mamy trzymać tempo, więc się do tego stosuję. Pełen profesjonalizm.
Serie A intensywnie szykuje się do powrotu?
Wiesz, sam chciałbym wiedzieć. Czekam na informację, co dalej z ligą. Większość klubów trenuje już grupowo, my jeszcze nie zaczęliśmy, ale to chyba kwestia czasu. W poniedziałek pierwsza grupa od nas będzie miała badania na obecność koronawirusa w organizmie, w kolejne dni kolejne grupy, po dziesięć osób. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że wszyscy będą mieli wyniki negatywne. Powoli wszystko u nas rusza.
Przechodziłeś już wcześniej testy?
Nie, pierwsze czekają mnie w przyszłym tygodniu.
W której grupie testów jesteś?
Będę przechodził testy albo we wtorek, albo w środę, dokładnie jeszcze nie wiem.
Jak będą one przebiegać?
Mamy przyjeżdżać po dwie osoby, co trzydzieści-czterdzieści minut, to wszystko do sprawdzenia.
Ale dwa ostatnie miesiące spędziłeś w izolacji?
Ostatni trening na boisku miałem 9 marca. Dzień po meczu z Milanem, w którym zagrałem trzydzieści minut. Potem dostaliśmy zalecenia, żeby przez kolejne dwa tygodnie siedzieć w domu i ograniczyć do minimum jakiekolwiek aktywności na dworze. Stosowałem się, wychodziłem tylko na zakupy. Następnie na trzy tygodnie wróciłem do Polski, z czego dwa przechodziłem kwarantannę, akurat na święta, wróciłem do Włoch i znowu dwa tygodnie kwarantanny. Mogę się tylko śmiać, że przeszedłem już trzy kwarantanny.
W Sampdorii nie brakowało chorych, a u was?
Nikt nie miał objawów.
Jak słyszałeś te wszystkie doniesienia, to autentycznie bałeś się, że zaraz może okazać się, że zarażona jest cała liga?
Był strach. Oczywiście. Tutaj we Włoszech wystąpiło tyle przypadków, że samo wyjście do sklepu mogło skutkować zarażeniem. Taka świadomość towarzyszyła człowiekowi właściwie przy każdej nawet najnormalniejszej czynności. Teraz weszła druga faza znoszenia restrykcji i przynajmniej w Genui wszystko wraca do życia – ludzie wychodzą na świeże powietrze, spacerują, biegają, jest dosyć duży ruch. Wiadomo, że z maseczkami, z odpowiednim dystansem, ale jest coraz normalniej.
Jak udało ci się pojechać do Polski?
Normalnie, autem. Akurat mam taki plus, że dziesięć godzin i jestem w domu. Dostałem pismo od klubu, musiałem uzupełnić odpowiedź na pytanie, po co wracam do Polski, a problemu z przejechaniem przez granicę nie było żadnego.
Klub nie robił żadnych problemów?
Absolutnie nie, sporo chłopaków wróciło do domów.
Jak z twoją formą?
Nie mam pojęcia!
Jak to?
Jeśli chodzi o formę piłkarską, to nie mam bladego pojęcia, bo ostatni trening z piłką odbyłem ponad dwa miesiące temu. Szmat czasu. W Polsce miałem rowerki stacjonarne, więc w miarę możliwości dbałem o kondycję, a tutaj od tygodnia biegam, więc nie zaniedbuję mocniejszej tlenówki. Pod tym względem nie jest źle. Inna sprawa, że takie bieganie w mieście nie ma za bardzo przełożenia na boisko. Wiadomo, można zrobić sześć, siedem, dziesięć kilometrów w mieście, ale murawa to zupełnie inna historia, inne tempo, inne przyspieszenia, inne interwały.
Obawiasz się, jak będzie wyglądała piłka nożna w najbliższych miesiącach?
Ciężko mi sobie wyobrazić powrót do gry po ponad dwóch miesiącach przerwy od meczów. Jeżeli mielibyśmy ruszyć z początkiem czerwca, albo w połowie czerwca, to naprawdę nie będzie łatwo, po takim czasie siedzenia w domu nagle wchodzić na boisko i nadrabiać trzy miesiące kolejek w trzy tygodnie. Forma będzie słabsza niż była, ale zobaczymy. Będzie inaczej. Bez kibiców. A to czynnik, który zmienia obraz całego sportu.
Życie na ulicach wraca, piłka też, to normalne.
Od 4 maja życie w Genui znów zaczyna kwitnąć. Mieszkam przy promenadzie, widzę spory ruch, ludzie wychodzą, bary i lodziarnie są otwarte. Wszystko powoli wraca do porządku. Wolno, bo wolno, wiadomo: maseczki, dystans, ale będzie normalnie. Jeszcze tydzień temu nikogo nie widziałem na ulicy, a teraz jest sporo osób.
Zachowujesz kontakt z chłopakami, którzy też grają we Włoszech?
Tak, mam kontakt z Szymonem Żurkowskim, mniejszy z Sebastianem Walukiewiczem, a z Beresiem pisałem trzy tygodnie temu. Tak to leci.
Jest głód piłki?
Jest! W Polsce kupiłem sobie piłkę. Chociaż tyle, że mam ogród, mogę sobie wyjść i pokopać. Ale czekam na powrót piłki i to bardzo. To oczywiste.
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK