Reklama

Gdy trener będący na krzywej wznoszącej wybiera rolę strażaka

redakcja

Autor:redakcja

10 maja 2020, 19:43 • 5 min czytania 5 komentarzy

Ireneusz Mamrot pracy się nie boi – to pewne. Ale Ireneusz Mamrot to też trener, który w Jagiellonii dał się poznać z bardzo dobrej strony i spokojnie mógł poczekać na ofertę z klubu… Hm, nie chcemy napisać bardziej poważnego – nie wiemy jeszcze, jakim klubem okaże się Arka pod wodzą nowego właściciela – ale z pewnością nie jest to posada „lekka, miła i przyjemna”.

Gdy trener będący na krzywej wznoszącej wybiera rolę strażaka

Napiszmy wprost – Mamrot miał wszystko, by czekać na ofertę z klubu stabilnego, poukładanego, chcącego systematycznie się rozwijać. Wybrał rolę strażaka, który musi w pierwszej kolejności uratować klub przed spadkiem, co wydaje się być misją cholernie trudną. Jasne, za chwilę pewnie wiele rzeczy w Arce ozdrowieje, za chwilę może być klubem stabilnym, poukładanym, chcącym systematycznie się rozwijać, ale jakkolwiek na sprawę spojrzeć – trener musi liczyć się z faktem wpisania w CV degradacji. Wizja powrotu Mamrota do pierwszej ligi jest nie tyle realna, co wręcz prawdopodobna.

W świetnym wywiadzie na Weszło Ireneusz Mamrot narzekał na brak narzędzi do pracy w Jagiellonii, nagle wskakuje do realiów, w których o budowie na razie nie ma mowy, trzeba gasić pożary.

Narzekał na sposób przeprowadzania przez Jagę transferów, trafia do klubu, w którym piłkarze truchleli od miesięcy o swoją przyszłość.

Jest to z pewnością decyzja zaskakująca. Wielu ligowych trenerów miało w swoich karierach okres, w którym ich notowania nagle skoczyły w górę, czyli dokładnie taki, jaki obecnie przeżywa Mamrot. Mogli sobie pozwolić na komfort odrzucania pierwszych lepszych ofert i wyczekiwanie na telefon od poważnych graczy. Wielu z nich nie zachowało cierpliwości i zgodziło się na pracę w klubie z ewidentnie mniejszymi aspiracjami niż można było to początkowo zakładać. Jak dalej toczyły się ich kariery? Przeanalizujmy. 

Reklama

Jan Urban – Legia Warszawa. Pierwsza fucha w roli trenera i od razu najdłuższy okres pracy w karierze. Urban w Legii wykręcił 90 meczów, zdobył Puchar Polski i Superpuchar. Mało? Pewnie tak, ale nie zapominajmy – to był jeszcze schyłkowy okres wielkiej Wisły, coraz mocniej na polskim podwórku kąsał Lech. Urban w niezłym stylu przywitał się z Ekstraklasą, ale po zwolnieniu nie czekał w nieskończoność i po pięciu miesiącach przeniósł się do… Polonii Bytom.

Wytrzymał ledwie pięć meczów, chluby mu to nie przynosi, ale czy w znaczący sposób wpłynęło to na jego CV? Nie. W Zagłębiu także wyszło bardzo słabo, ale pracował jeszcze i w Legii, i w Lechu, a także w Osasunie. Fiasko w Bytomiu nie odstraszyło zatem ligowej czołówki.

Werdykt: kariera potoczyła się dobrze.

Maciej Bartoszek – Korona Kielce. Można się spierać, czy wybór Bartoszka na trenera roku był sprawiedliwy, czy może jednak inni zasłużyli bardziej, ale jednak nikt nie pokłóci się ze stwierdzeniem, że powrócił do Ekstraklasy z buta. Objął chuderlawą Koronę, miał ratować ją przed spadkiem, a jeszcze w tym samym sezonie stworzył drużynę, która wykręciła najlepszy wynik w historii klubu. Został pogoniony przez nowego właściciela, który ustami Krzysztofa Zająca mówił, że zwolniłby go nawet, gdyby zrobił mistrza.

Idealne okoliczności do szukania pracy? Wygląda na to, że tak. Minęły ledwie cztery miesiące, a Bartoszek przyjął ofertę Bruk-Betu, który – z całym szacunkiem – do czołówki nie należy. Potoczyło się to słabo – z Niecieczy został wyrzucony, wrócił do pierwszoligowej Chojniczanki, a teraz podjął się bardzo trudnej misji ratowania Korony. Jemu brak cierpliwości nie wyszedł na dobre.

Werdykt: kariera wyhamowała.

Reklama

Mariusz Rumak – Lech Poznań. Zaczął z bardzo wysokiego c. Dał się poznać jako trener niezwykle pewny siebie, który mierzy wysoko. Oceniając z dzisiejszej perspektywy – dwa wicemistrzostwa – było nieźle. Po zwolnieniu z Lecha Rumak nie wytrzymał na bezrobociu nawet miesiąca i chwycił się bydgoskiego Zawiszy, który kompromitująco rozpoczął sezon. Choć odmienił drużynę – spadł z ligi. Potem był Śląsk, Bruk-Bet i pierwszoligowa Odra Opole. Równia pochyła.

Werdykt: kariera wyhamowała.

Leszek Ojrzyński – Korona Kielce. Po szokującym zwolnieniu z Korony, gdy był na ustach całej Polski, podjął kolejną robotę po trzech miesiącach. W… Podbeskidziu, a więc klubie, który w ekstraklasowym łańcuchu pokarmowym był na tym samym miejscu (albo niżej). Choć jego pracę w Bielsku można ocenić na plus, kariera do przodu raczej nie poszła – był spadek z Górnikiem, była Arka Gdynia, była Wisła Płock. Leszek Ojrzyński już na dobre zagościł w świadomości prezesów jako strażak, który jest w stanie szybko podnieść drużynę z dołu tabeli. Czy to krzywdząca opinia? Pewnie tak. Ojrzyński jeszcze nie miał okazji poprowadzić drużyny walczącej o coś więcej i nie położyły na stół ani funta za to, że już nigdy takiej szansy nie dostanie, lecz na tu i teraz werdykt może być jeden.

Kariera wyhamowała.

Jacek Zieliński – Lech Poznań. Po świetnym okresie w “Kolejorzu” mógł czekać na kolejny topowy w polskich realiach klub. I faktycznie, chwilę poczekał – kolejnej pracy podjął się po pięciu miesiącach, w Polonii, klubie na wskroś szalonym, ale i klubie, któremu rozmachu i ambicji nie można było odmówić. Dla trenera takie miejsce pracy to jednak piekło – ciągłe nakazy właściciela, aura zjebki za wszystko, konieczność robienia wyników na już, wieczne siedzenie na bombie.

Czy to Zielińskiemu się opłaciło? Na dwoje babka wróżyła. Z jednej strony wytrwał w Polonii na stołku aż 34 mecze i później załapał się do Cracovii, z drugiej – kariera trochę wyhamowała. Ruch Chorzów, Bruk-Bet, Arka – to nie są z pewnością miejsca pracy dla trenera, który zdobywał mistrzostwo Polski.

Werdykt: kariera raczej wyhamowała.

Michał Probierz – Jagiellonia Białystok. Po pierwszym okresie pracy na Podlasiu było jasne: ten człowiek zamiesza jeszcze w polskiej piłce. O niewielu trenerach mówiło się tyle, co o Probierzu, a on ledwie 1,5 miesiąca po zwolnieniu wybrał… lichutki ŁKS, który walczył o przetrwanie. Jak wyszło? W sześciu meczach podciągnął drużynę, a poźniej dostał ofertę z Arisu, z której chętnie skorzystał (tak był zresztą dogadany z ŁKS-em). W Arisie nie poszło, ale Probierz dostawał później szanse od poważnych firm – Wisły Kraków, Lechii Gdańsk, ponownie Jagiellonii czy obecnie Cracovii.

Werdykt: kariera potoczyła się dobrze.

***

Oczywiście, przyczyny porażek trenerów są różne i nie ma jednej uniwersalnej drogi sukcesu. Dla Mamrota Arka może stać się jeszcze większą trampoliną (niespodziewane utrzymanie), może nic nie zmienić w jego karierze, a może także zepchnąć w pierwszoligową odchłań. Posada żadnego z trenerów z ligowej czołówki nie jest zagrożona, a Mamrot stwierdził, że nie ma sensu czekać, skoro przychodzi robota. Ryzyko spore, ale siedzenie w domu i wyczekiwanie na wakat też jest obarczone dużą niepewnością. 

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
0
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

5 komentarzy

Loading...