Z jednej strony Francja i Holandia, która kończy sezon, a z drugiej strony Czechy, które nie tylko wracają na boiska, a ten powrót jeszcze przyspieszają. Rząd zdecydował, że rozgrywki sportowe za naszą południową granicą mogłyby wrócić już lada dzień. To wywołało poruszenie w czeskim środowisku piłkarskim, gdzie od wczoraj wrze jak w ulu i rozpatrywane są bardzo różne scenariusze.
O sytuacje w Czechach zapytaliśmy najlepszego eksperta od tamtejszej piłki. Grzegorz Rudynek, „Przegląd Sportowy”: – Czesi ciut wcześniej od nas wprowadzili różnorakie obostrzenia, bardzo mocno też postawili na powszechne stosowanie maseczek, co było obowiązkowe od połowy marca. Może dlatego tak dobrze sobie radzą z pandemią. Pierwotny układ, przedstawiany kilka tygodni temu harmonogram odmrażania kraju, mówił o powrocie zawodników na boiska 8 czerwca. Później pojawiła się koncepcja, żeby piłkarze mogli wrócić do gry 25 maja. Trwały zakulisowe rozmowy ministerstwa zdrowia ze sztabem kryzysowym, który wszystko koordynuje – nawet pojawiły się informacje, żeby dla piłki nożnej zrobi wyjątek, aby na stadionie mogło pojawić się 130 osób, co Czechom by wystarczyło. W marcu, kiedy liga się zatrzymywała i wprowadzano pierwsze obostrzenia, najpierw do stu osób, Czesi policzyli, że ta setka by im wystarczyła. Może z mniejszymi sztabami i liczbą chłopców do podawania piłek czy dziennikarzy, ale wystarczyłoby. W tym ujęciu 130 dawałoby jeszcze dodatkowy zapas.
Jeszcze do wczoraj wieczora to była koncepcja wstępna: 25 maja. 12 maja miała się odbyć telekonferencja klubów, dogadywane szczegóły. Ale wczoraj wieczorem ministerstwo zdrowia ogłosiło, że przyspiesza całe odmrażanie kraju i już 11 maja będą możliwe rozgrywki sportowe z udziałem do stu osób. To poruszyło środowisko, zaczęły się pytania: czy damy radę wszystko przyspieszyć. Wczoraj wysłałem kilka wiadomości do znajomych z Czech, potwierdzili, że szybko zaczęła się komunikacja między klubami, zaczęła się dyskusja co z tym fantem zrobić i czy nie wystartować wcześniej. 11 maja może jest bardzo optymistycznym scenariuszem, ale na przykład 18 zamiast 25. Problemem w tym momencie może być większym niejednomyślność klubów. Więksi nie palą się do wznowienia gry. A przynajmniej optują za dograniem zasadniczej części sezonu, a nie rozgrywaniem dodatkowej. To, co mogliby uzyskać z tytułu praw TV za dogranie sezonu nie ma wielkiej wagi, a wpływów z dnia meczowego by nie było. Dla mniejszych klubów pieniądze z praw tv to ważniejsza pozycja w budżecie, choć też nie kluczowa, bo w Czechach płaci się za prawa tv słabo. Kilka dni temu wypłynęła informacja przeciwko dużym – no to może w ogóle zakończmy sezon, anulujmy go, nie wyłaniając mistrza?
Myślę, że się dogadają i od 18 Czesi wznowią rozgrywki, choć oczywiście to rozgrywki kadłubowe – bez publiczności, z ograniczeniami sanitarnymi. Władze doprecyzowały dziś rano, że na imprezach sportowych sportowcy nie muszą zakładać masek, ale musieliby je mieć wszyscy ci, którzy są wokół boiska.
***
Co tu kryć – fajnie, że po złych wiadomościach z ostatnich dni pojawiły się też dobre. Być może nie będzie więc jednomyślności, jaką chciała mieć UEFA i Europa się podzieli: każdy pójdzie swoją drogą, taką, na którą będzie pozwalał koronawirus i – nie ukrywajmy – nastroje społeczne.
Fot. Chwieduk/400mm.pl