Koronawirusowy kryzys zbiera kolejne żniwo w klubach Ekstraklasy jeśli chodzi o stan kadry. Kilka tygodni temu z Pogoni Szczecin odeszli Soufian Benyamina i Zvonimir Kożulj, a teraz dwóch delikwentów pożegnało się z Koroną Kielce.
W poniedziałek drużyny, po wcześniejszych testach na obecność COVID-19, wracają do zajęć po dwutygodniowej izolacji, która była pierwszym punktem w planie odmrożenia rozgrywek. Siłą rzeczy piłkarze muszą być do dyspozycji kilka dni wcześniej, żeby udało się wszystko przeprowadzić. Już wiadomo, że jeśli liga za miesiąc wystartuje, Korona nie przystąpi do rywalizacji w takim składzie jak przed pandemią. Złocisto-krwiści ogłosili właśnie rozstanie z Ivanem Marquezem i Rodrigo Zalazarem.
Klub w komunikacie kładzie akcent przede wszystkim na to, że zawodnicy odmówili powrotu do Polski. Dopiero gdzieś dalej wspomina się, że nie zgodzili się także na obniżenie pensji. Władze Korony mają olbrzymi problem, żeby dojść do porozumienia w sprawie cięć, szczególnie z obcokrajowcami. W przeciwieństwie do wielu innych klubów, w Kielcach z każdym chcieli rozmawiać indywidualnie, nie było zbiorowych ustaleń z przedstawicielami drużyny. Niewykluczone zatem, że bardziej chodzi o niechęć Marqueza i Zalazara do rezygnowania z części pieniędzy, a niechęć do opuszczania Hiszpanii, w której obaj przebywają, to już tylko efekt końcowy. Jak czytamy na profilu „Co w Koronie”, Marquez był gotowy na powrót, ale po umieszczeniu w umowie zapisu, że raz w tygodniu może latać do ojczyzny (jego żona ma problemy zdrowotne). Trudno byłoby realizować ten warunek w normalnych okolicznościach, a teraz to zwyczajnie niemożliwe.
Swoją drogą, wcześniej mieliśmy niespójność w tym temacie. Narracja była taka, że Korona nie puściła swoich obcokrajowców do domów i wszyscy zostają na miejscu. Teraz okazuje się, że Hiszpan i Urugwajczyk wyjechali z Kielc zaraz po meczu z ŁKS-em, który na razie był ostatnim ekstraklasowym akcentem w tym sezonie.
Jeżeli kogoś tu żałować, to ewentualnie tego pierwszego, choć też bez przesady.
Marquez, sprowadzony latem 2018, nieźle się do polskiej ligi wprowadził, ale od dłuższego czasu dostosowywał się do raczej miernego poziomu większości kolegów. Co nie zmienia faktu, że był to jednak podstawowy stoper i trener Maciej Bartoszek ma dodatkowe zmartwienie. Zalazar pół roku temu został wypożyczony z Eintrachtu Frankfurt, który dopiero co podpisał z nim czteroletni kontrakt. Wydawało się, że skoro Niemcy w niego zainwestowali, musi sporo umieć. I może tak jest, ale w Ekstraklasie zupełnie tego nie pokazał. Jeżeli go z czegoś zapamiętamy, to głównie z czerwonej kartki z Cracovią, za którą został zawieszony na cztery kolejki.
Raczej nie będziemy tęsknić.
Fot. FotoPyK