
weszlo.com / Blogi i felietony
Opublikowane 30.04.2020 16:26 przez
redakcja
Cztery kilometry i dwieście metrów od miejsca, w którym spędzam koronawirusa, mieści się Dom Pomocy Społecznej, od którego jakiś tydzień temu zaczynały się programy informacyjne w Polsce. Abstrahuję od tego, że jak mieszkasz w maleńkiej miejscowości, a widzisz w telewizorze miejsce, które wczoraj mijałeś jadąc do Biedry czy innego Lewiatana, to rzadko z dobrej przyczyny.
Wioska, w której spędzam koronawirusa, zasłynęła medialnie raz – gdy w lodówce pewnej kobiety na zasiłku znaleziono gnijące psie mięso. Był też jeszcze odnoszący sukcesy zespół ludowy. Ale jednak głównie tamto. Nie mnie rozstrzygać dlaczego medialniejsze jest pierwsze od drugiego. Na pewno kryje się za tym jakaś mądra przyczyna, ale na mądrego nie trafiło.
O wspomnianym DPS-ie wiedziałem siłą rzeczy wiele. Nie musiałem googlać. Informacje dochodziły pocztą pantoflową. Choćby i plotki przez płot. Ale też przez osoby, które w tym DPS-ie pracowały, a wcześniej u nas bywały.
Widzicie, z wszelkimi historiami jest tak, że potrzebują ludzkiej twarzy, żeby człowiek się nimi przejął. Nie mnie rozstrzygać dlaczego tak jest. Ale każda tragedia jest w stanie rozpuścić się w tłumie. Dopiero wyjmując stamtąd postać, ukazując wszystko jej oczami, jesteśmy w stanie pojąć co się naprawdę zdarzyło.
Do tego DPS-u zostały oddelegowane pielęgniarki. Ale w niewystarczającym wymiarze osobowym. I pracowały w trybie – na oko – siedmiozmianowym. Sen odbywany w innym wymiarze. Może tym ze „Stranger Things”. Choć wydaje mi się, że i tamtejszy demigorgon, jakby miał wysiadkę w zawirusowanym do cna DPS-ie, zostawionym samemu sobie, to by się dwa razy zastanowił, czy w ogóle z tamtego świata przełazić.
W sieci czytałem listy mężów tych pielęgniarek. I potrafiłem się utożsamić, wczuć, i bardzo to było uczucie z gatunku tych, jakby ci ktoś wyciągał spod nóg dywan, a potem lecisz twarzą nie powiem w co. Myślałem co by było, gdybym ja się znalazł w takiej sytuacji – najdroższa mi osoba tam, pracująca dwieście siedemnaście godzin na dobę, oczywiście nawet bez najbardziej podstawowego zabezpieczenia. Bezsilność. Skrajna. I to nawet najgorsza, bo nie wiem, czy my faceci tak mamy, czy to ogólne, ale jakoś człowiek bardziej się przejmuje, gdy krzywda dotyczy jego bliskich – tych, za których czuje się odpowiedzialny? – niż jego samego.
Mniej więcej pięćdziesiąt kilometrów stąd znajduje się szpital, który przez jakiś czas uznawany był polską stolicą koronawirusa. Prawie jak zimową Zakopane. Ale chyba pamiątek z tej okazji nie sprzedawali. O tym szpitalu mówiło się, że jest tak sobie. Ale zasadniczo nie wnikano w szczegóły. Ale jak pokątnie wnikano w szczegóły, to się okazywało, że cała ochrona przed wirusem jest fikcją, a jak ktoś się załapie na – wybaczcie kwiat polski – popierdalanie w kombinezonie malarskim, to i tak był szczęściarzem. Czemu nie było o takich kwiatkach ciut głośniej – nie wiem. Może ktoś pojechał, sprawdził, i okazało się, że ci lekarze tylko żartowali. To możliwe. Choć możliwe są różne przyczyny.
Tak naprawdę jesteśmy na początku kryzysu koronawirusa. To znaczy, OK – przyszło jakieś przyzwyczajenie do tej rzeczywistości. Bo człowiek się do wszystkiego przyzwyczai. Wygłosił o tym totalnie niemoralny wykład Walter White w Breaking Bad tuż po eksplozji samolotu, której był pośrednią przyczyną. Co nie zmienia faktu, że w wielu fragmentach miał rację. Przyzwyczajamy się.
Dziś wypatrujemy już meczów Ekstraklasy. Dziś zastanawiamy się: fala zachorowań załamie się za tydzień, czy za dwa. A może to już się cofa? A może jeszcze co innego, kojącego. Natomiast prawda jest taka, że ekonomiczne konsekwencje ledwo się zaczynają. Nikt do końca nie jest pewien jak to będzie wyglądać. Ale to może być zupełnie inna rzeczywistość. Mająca konsekwencje dłużej, niż będzie z nami pandemia.
Ja jestem pewien, że nawet, jeśli sprawdzą się pomyślniejsze scenariusze – które raczej sprawdzać się nie lubią – to wyborcy samorządowi raczej nie zagłosują na polityka, który w najbliższym czasie postanowi, że lekarze jeszcze dadzą radę na tych kombinezonach malarskich, bo on musi zapłacić piętnaście tysięcy zawodnikowi sprowadzonemu z Partizana Bardejov. Choć ten zawodnik w sumie się nie sprawdza. I na mecze w sumie chodzi garstka ludzi. I nikt by go nie poznał nawet, jakby się z nim zatrzasnął w windzie. A miasto, które wydaje w ten sposób budżet na promocję, w sumie i tak jest znane. Na przykład wypromowało się ostatnio jako polska stolica koronawirusa. I nawet jeśli będzie chciało odpruć tę łatkę, to wątpię, by najbardziej logiczną ścieżką były bramki z przewrotki. Choć kto tam wie, może jest jakaś mądra przyczyna, która każe sądzić, że tak. Ale z drugiej strony, tam nikt nie umie zrobić przewrotki.
Myślę, że każdy klub, który liczy, że kryzys przetrwa dzięki pieniądzom z miasta, powinien przestać na to liczyć. To się wydaje oczywiste, ale my ogółem lubimy się łudzić. Zamiast przygotowywać się na nadejście złych wiadomości, by podjąć je godnie, chlebem i solą, to łudzić się, że jednak nie przyjdą. Nie mówię, żeby wykonywać paniczne ruchy. Ale szykować plan B. I C. I Z, na najbardziej różnorakie scenariusze, łącznie ze zorganizowaniem otwartego castingu, bo może chłopaki na osiedlu będą chcieli kopać za honor kopania w ulubionym klubie.
Nie wiem. Ale pewne rzeczy po prostu już nie przejdą. Może kiedyś znowu. Jak się uspokoi. Jak kurz opadnie. Sprężynka się znów nakręci. Ale nie w najbliższym czasie.
***
Swoją drogą, najczęściej przy tym wiszeniu na miejskim portfelu mówiło się o klubach z – powiedzmy – czwartej ligi. I rozumiem. Pewnie to poziom, na którym mogłyby kopać chłopaki z osiedla, a kopać za honor kopania w ulubionym klubie. Ale to też nie do końca ich ina. Gdzieś realia, idące od samej góry futbolu, poprowadziły piłkę tak, że i w czwartej lidze było tak a nie inaczej. To wszystko naczynia połączone. Żaden klub nie jest samotną wyspą, żadna liga.
Mnie jednak dlatego bardziej dziwi, gdy klub ekstraklasowy, mając przychody tak z lukratywnych transferów zagranicznych, jak i praw telewizyjnych, i tak dostawał bardzo poważne pieniądze z miejskiej kasy. Nie zawsze jest tak, że szarpał się o te pieniądze – to warto dodać. One się bywało, że pchały. Ktoś chciał się ogrzać w świetle głośnych sukcesów drużyny. Znacznie głośniejszych niż zakup respiratorów na oddział zakaźny w momencie, gdy ten oddział zakaźny obchodził tylko leczonych i odwiedzających, a którzy to łącznie tworzyli grupę mniejszą, niż kibiców czwartoligowego klubu z akapitu powyżej. I tak to się układało.
Ale jednak w tej czwartej lidze klub czasem psa z kulawą nogą nie obchodzi i to jest jedyny sposób, by to się jakkolwiek kręciło i jestem w stanie przyjąć scenariusz, w którym złe były proporcje. Postawienie sprawy: dajemy wam na szkolenie, wychowanków, tu będzie rzetelnie, i tyle. Ale w ESA są inne źródła. Poważne. To nie jest kwestia być albo nie być. Przynajmniej nie powinna. Jak ktoś prowadzi klub w taki sposób, jakby grał w maszyny w klubie „NEVADA 24H ALL IN”, to już inna sprawa.
Leszek Milewski
Fot. NewsPix
Opublikowane 30.04.2020 16:26 przez
o czym jest ten tekst?
Może jak go przeczytasz to się dowiesz?
Dobre pytanie…
o czym jest ten tekst?
!
Broniłem Leszka, bo kiedyś można było fajnie się zasiedziec przy jego felietonach. Teraz przypomina mi takiego Patryka Rachwała i innych ananasków, którzy na potencjale bujali się w ekstraklasie po kilkanaście lat. Od jakiegoś czasu staram się wejść i przeczytać artykuł Leszka z myślą że może tym razem będzie stary dobry Milewski, ale niestety raz po raz jest chujnia wtórna…
Nigdy nie kumałem, dlaczego pan Leszek był tu zawsze uważany za wschodzącą gwiazdę polskiego dziennikarstwa, a na takim choćby Pawle Paczulu w dobrym tonie jest psy wieszać. Niby jest tu jakiś pomysł na felieton, ale to jest tak nierówne i średnie językowo, że aż ludzie się zastanawiają o czym jest. „Spędzanie koronawirusa”? Masakra. Tyle lat w towarzystwie takiego Olkiewicza, który pisze nie bezbłędnie, ale jednak solidnie i Stanowskiego, który lepiej lub gorzej, ale poziom trzyma ponadprzeciętny (bywają też wpadki) i żeby nic się nie nauczyć i nie rozwinąć? Ech…
O Paczulu to nawet nie wspominaj…Leszkowi w najsłabszej formie, taki Paczul może papier do drukarki nosić, nie wiem czy jest ktoś słabszy od niego w tym weszło.
Chryste, co to w ogóle jest? O czym? Co za grafomańskie lanie wody…
Co to jest tryb pracy siedmiozmianowy?
Jest mi – z opowieści – znane pewne miasto, którego władze przekażą w tym sezonie ok. 20 milionów zł na zespół piłkarski. Taką kwotę przekazują co roku by pewna grupa mogła się „bawić” w piłeczkę.
Ale ponieważ 20 milionów zł rocznie to za mało, więc w najbliższym czasie miasto zacznie budowę ogromnego kompleksu sportowego dla tej drużyny – szacowany koszt takiego rozwiązania to od 300 do 500 milionów zł.
Wiecie o jakie miasto chodzi? Wiecie o jaki klub chodzi? Wiecie w której lidze gra ten klub?
Miasto to Katowice, drużyna to GKS Katowice – dodajmy „grająca” w… 2 lidze – takie rzeczy tylko w naszym dziwnie śmiesznym kraju.
Kiedyś na końcu bywał dopisek w stylu „napisz autorowi na fejsbuku, że nie umie pisać”, teraz zniknął, bo pewnie fejs został zalany lawiną komentarzy…
Jeden z lepszych tekstów jakie czytałem na weszło. W zasadzie napisano już na ten temat wiele, ale LM pięknie to ujął. Czapki z głów.
kurde to jest tak zle napisane, ze to jakas podszywka musi byc
naiwność. ludzie zybko zapomną i będą chcieli igrzysk. u mnie w robocie już ludzie chodzą wkurzeni, że piłkarzyki nie grają i to najlepiej z widownią. nie obchodzą ich chorzy na jakiejś wssi, skoro to nie ich krewni
Ale gniot, oddajcie mi czas który straciłem na czytanie tego czegoś
W porównaniu z Pana wcześniejszymi tekstami, trudno się to czyta, konstrukcja tekstu wymusza rytm czytania, jakby ktoś z karabinu strzelał, albo bardzo głośno na maszynie do pisania się wyżywał. Krótkie zdanie – przesunięcie wałka, krótkie zdanie – przesunięcie wałka. Może to tylko mój mózg tak reaguje, ale niezbyt przyjemnie przyswaja się ten tekst.
Słowa typu „googlać” rozumiem, że pojawiły się w SJP jako mowa potoczna, rozumiem również, że grupa docelowa portalu może być nieco młodsza niż ja, ale mimo wszystko razi w oczy.
Tekst trochę o tym, trochę o tamtym, ale do końca nie jestem pewien o czym.
Nie myślał Pan może o wzięciu urlopu od pisania, albo może odświeżeniu swojego warsztatu przez zmianę formy, może jakaś książka do szuflady na ponowne przetarcie szlaku, może dogadać się z kimś kto dobrze rysuje i chwilowo jakieś formy obrazkowe okraszone krótkim tekstem? Zasadniczo cokolwiek, tylko nie felietony na weszło, bo ten format chwilowo rani zarówno odbiorcę, jak i Pana jako twórcę. Wierzę, że wróci Pan silniejszy i w dawnej formie, albo lepszej.
Ps. przepraszam za krytykę, choć z drugiej strony dla żadnego innego dziennikarza na Weszło nie poświęciłbym czasu na napisanie choćby linijki tekstu. Bardzo chciałbym w przyszłości móc znowu napisać pod Pana tekstem „Leszku chapeau bas!”
Gdy zabrakło piłki to okazało się, że król LM jest nagi i nie ma kompletnie nic do powiedzenia.