Kilka dni temu pisaliśmy tu o decyzji Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej, która przy zielonym stoliku zdecydowała, że Polacy nie wystąpią na najbliższych mistrzostwach świata. Na szczęście polski związek nie miał zamiaru przyglądać się temu bezczynnie – dziś złożony został protest przeciwko tak krzywdzącej nas decyzji. Czy zadziała? Nie wiadomo. Ale warto spróbować.
– Zdajemy sobie sprawę, że pandemia COVID 19 wymusza zmiany kalendarza sportowych wydarzeń, nie mniej jednak decyzja EHF jest zaskakująca z kilku powodów: zapadła arbitralnie, nie była konsultowana z Narodowymi Federacjami Piłki Ręcznej, nie uwzględnia ryzyk i strat – także finansowych, rozwojowych i wizerunkowych – jakie determinuje w danym kraju, generuje negatywne skutki w dalszej przyszłości, jest niesprawiedliwa i odbiera równe szanse wszystkim. Straciliśmy nie tylko możliwość walki w finałowym turnieju MŚ 2021, ale też możliwość rozegrania czterech bardzo ważnych meczów o stawkę – z Litwą i Białorusią – co dla naszej Kadry Narodowej, polskich kibiców oraz sponsorów i partnerów było niezwykle ważne – pisał w swoim liście do prezydenta EHF prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce Andrzej Kraśnicki.
Uderza w tym liście zwłaszcza jedna rzecz: informacja, że decyzja ta zupełnie nie była konsultowana z zainteresowanymi państwami. Innymi słowy – zostaliśmy pozbawieni szans na awans, a nikt nawet nie zapytał nas o zdanie. Zresztą nie tylko nas – tacy Litwini też czysto teoretycznie mogli liczyć, że jakimś cudem przejdą i naszą ekipą, i Białoruś. Bo to w końcu sport, wszystko może się wydarzyć. I co? I nic. Nawet nie dostaną okazji, by się o tym przekonać.
– Mamy jak największe prawo do protestu – mówi nam Marcin Lijewski, były reprezentant kraju, medalista mistrzostw świata, dziś trener. – Te decyzje są krzywdzące, a one będą też przecież ważyły o przyszłości. To nie tylko „zagrać na mistrzostwach”, ale taki turniej – szczególnie, jeśli dobrze zagrany – może otworzyć drogę do kolejnych tego typu imprez. Przez taką głupią decyzję – bo uważam, że jest głupia – możemy stracić szansę gry w takich turniejach. Sytuacja, oczywiście, jest wyjątkowa, ale można by znaleźć w tej sytuacji jakiś kompromis.
W liście zwraca się uwagę na jeszcze jedną rzecz – Polska (razem ze Szwecją) zorganizuje kolejne mistrzostwa świata. A taka decyzja utrudnia wypromowanie tej dyscypliny przed turniejem. Wiadomo, gdybyśmy się sami nie dostali, nikt nie miałby z tym problemu. Ale tu wszystko rozegrało się bez naszego udziału. To boli tym bardziej, że – o czym zresztą Kraśnicki też wspomina – nasza kadra po igrzyskach w Rio weszła w fazę przebudowy, która trwa do dziś, a jej celem jest dobry występ na wspomnianych MŚ w 2023, we własnych halach. Nawet przy braku awansu na najbliższy turniej mecze z Litwą i (opcjonalne) z Białorusią mogłyby w tym pomóc. A tak będzie o to dużo trudniej.
Czy EHF jakkolwiek odniesie się do polskiego protestu – nie wiadomo. Szanse są raczej niewielkie. Dlatego Polska równocześnie zdecydowała się też wystąpić o dziką kartę. Problem w tym, że o taką stara się kilka reprezentacji, a przyznać można ją tylko wtedy, gdyby ktoś z turnieju się wycofał lub został wyrzucony. Choć nie byłaby to żadna nowość, bo takie rzeczy już się działy.
– W 2015 roku została wyrzucona reprezentacja Australii, a na jej miejsce weszli Niemcy – mówi Lijewski. – Tak że to już kolejny raz światowe czy europejskie związki pokazują, że sprawiedliwość raczej mało dla nich znaczy, a więcej choćby pieniądze. Oczywiście, jakby taka karta została nam przyznana, to byłaby fajna sprawa. Wolałbym jednak, żeby najpierw EHF i IHF jeszcze raz pochyliły się nad tą decyzją, która już zapadła. Bo ona jest naprawdę bardzo niesprawiedliwa. I w stosunku do naszej kadry, i zespołów walczących w Lidze Mistrzów. Nie może być tak, że takie poważne decyzje podejmuje się przy zielonym stoliku i bez jakiejkolwiek konsultacji z zainteresowanymi.
Dodajmy, że potem z turnieju w 2015 roku wycofały się jeszcze Bahrajn i Zjednoczone Emiraty Arabskie (które potem próbowały tę decyzję odwrócić, za co… zostały ukarane), a na ich miejsce wskoczyły Islandia oraz Arabia Saudyjska. Sławomir Szmal, pełniący dziś w kadrze funkcję asystenta trenera, mówił sport.pl, że Polaków dzika karta interesuje tylko wtedy, gdyby jakaś ekipa wycofała się po dobroci, sama z siebie. W innym przypadku nie ma o tym mowy.
Fot. Newspix