Reklama

Cyzio: Przechodzę koronawirusa bezobjawowo. Takich ludzi, jak ja, jest mnóstwo

redakcja

Autor:redakcja

16 kwietnia 2020, 15:56 • 4 min czytania 5 komentarzy

– Policjanci raz przyjeżdżają do mnie, raz do żony. Mają dużo pracy i mały przepływ informacji. Niepotrzebnie podjeżdżają dwa razy w jeden dzień. Raz pytają o żonę, raz o mnie. Mały kocioł. Staramy się ich informować, jak na przykład przyjeżdżają do żony, to mówię: poszukajcie mnie na liście. Szukają, znajdują. Ale bywa tak, że za jednym razem znajdą mnie i żonę, a pięć godzin później przyjeżdża inna ekipa, która ma inną listę. Jest widocznie problem z przepływem informacji ze względu na liczbę zachorowań. Oni tak naprawdę się dublują, niepotrzebnie, bo mogliby robić coś innego – mówi Jacek Cyzio o życiu w kwarantannie. Jak się okazało, ma koronawirusa, ale – całe szczęście – przechodzi go bezobjawowo.

Cyzio: Przechodzę koronawirusa bezobjawowo. Takich ludzi, jak ja, jest mnóstwo

Jak to wyszło, że ma pan koronawirusa?

Przypadkowo. Nie miałem żadnych objawów, ale w jednej przychodni, z którą mam kontakt, dyrekcja zaproponowała badanie, więc stwierdziłem: dlaczego nie? Na wszelki wypadek chciałem się sprawdzić i wyszło, że wynik jest pozytywny. Siedzę w domu od 10 dni. Zupełny przypadek, bo nigdzie bym się nie zgłaszał, nie szukał pomocy, gdyż nic nie czułem. No ale badali pracowników biurowych i ja się też na te badania załapałem. Dzięki temu, że to wykryli, siedzę w domu i nikogo nie zarażam. Natomiast takich ludzi jak ja, którzy przechodzą to bezobjawowo, jest w Polsce mnóstwo.

Miał pan jakiś kontakt z pielęgniarkami czy lekarzami?

Mam taką pracę, że codziennie przebywam w ośmiu przychodniach, ale kontakt z lekarzami i pielęgniarkami jest niewielki. Oczywiście jest, ale to dzień dobry, cześć i tyle. Większy kontakt miałem z ludźmi pracującymi w biurze, a z kolei oni kontaktowali się z personelem medycznym. Codziennie przebywałem paręnaście minut w jednej przychodni, więc gdzieś złapałem, ale gdzie konkretnie, nie mam pojęcia. Równie dobrze mogło to być w sklepie, jak wracałem do domu i robiłem podstawowe zakupy. Mimo że nie były to duże sklepy, bo w takim nie byłem ani razu od wprowadzenia zakazów. Każdy może to złapać.

Reklama

Personel tych przychodni został przebadany w całości?

Tak. Służba zdrowia w jakiś sposób musi swoich pracowników badać, nie wyobrażam sobie, by było inaczej. Oni są przecież narażeni. Kiedy ja byłem badany, w tej jednej przychodni wyszło sześć innych przypadków. Ale w innych przychodniach wszyscy są zdrowi. Nie poszło to więc dalej.

Policja podjeżdża, trzeba pomachać?

No trzeba. Niekiedy dwa razy dziennie. Raz przyjeżdżają do mnie, raz do żony. Mają dużo pracy i mały przepływ informacji. Niepotrzebnie podjeżdżają dwa razy w jeden dzień. Raz pytają o żonę, raz o mnie. Mały kocioł. Staramy się ich informować, jak na przykład przyjeżdżają do żony, to mówię: poszukajcie mnie na liście. Szukają, znajdują. Ale bywa tak, że za jednym razem znajdą mnie i żonę, a pięć godzin później przyjeżdża inna ekipa, która ma inną listę. Jest widocznie problem z przepływem informacji ze względu na liczbę zachorowań. Oni tak naprawdę się dublują, niepotrzebnie, bo mogliby robić coś innego. Tym bardziej jest to dziwne, że żona ma aplikację, w której musi się dwa razy meldować z domu. A mimo tego wysyłają ludzi do nas. Trochę szkoda, że tracą czas. Mogliby jechać do innych ludzi, którzy nie respektują nakazów, a tacy przecież są.

Kiedy kolejny test?

Wczoraj był. To był dziesiąty dzień od momentu zbadania. Wczoraj przyjechali, zbadali mnie i żonę, teraz czekamy na wynik. Jeżeli będzie ujemny, to mnie powinni zbadać po 48 godzinach. Jeśli się potwierdzi, to powinni wystawić zaświadczenie, że mogę wyjść z domu i wrócić do pracy.

Reklama

Co będzie z pana szkółką?

Jest całkowicie zawieszona. Nie pracujemy, nie trenujemy. Jak wszędzie. Czekamy. Ja pracuje też w klubie Chlebnia koło Grodziska, tam jest fajna akademia, która się rozwija. Oczywiście są problemy, bo trenerzy nie pracują, ale przynajmniej u nas w klubie prezes się stara i chce przelewać chociaż minimalne kwoty. Nie jest łatwo. Czekamy, żeby to się polepszyło.

Taka szkółka, pana czy inna, może nie przetrwać kryzysu?

Pewnie, że tak. Natomiast ja z niej nie żyję. Nie mam problemów, że ona nie działa, bo zarabiam pieniądze gdzie indziej. Oczywiście to był dodatek i przyjemność, widzieć, jak te dzieciaki robią postępy. Ale mam wielu znajomych, którzy porzucili swoje prace na rzecz tworzenia szkółek i w tym momencie jest problem. Wiadomo: takie szkółki utrzymują rodzice, którzy płacą, a teraz nie płacą. Ja kaskaderem nie jestem, żeby nie zarabiać. Mam więc jakiś spokój, ale jako człowiek tęsknię za tym. Dzieciaki też, ale nie możemy sobie pozwolić na treningi.

A patrząc wyżej, pana zdaniem ekstraklasowe kluby mogą upadać? Arka czy Lechia miały problemy już przed pandemią.

Mówimy o polskiej piłce, ale na świecie bardzo mocne drużyny będą miały problemy finansowe. Będzie niezwykle trudno, żeby się utrzymać w Ekstraklasie, pierwszej lidze. Im niżej, tym gorzej. Współczuję, ale cóż… Mam nadzieję, że jakoś przetrwamy i powoli będziemy odbudowywać ten futbol.

PP

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...